Bufora nie nada

Jacek Dziedzina

Wstąpienie Finlandii i Szwecji do NATO będzie nie tylko „nieakceptowalne” dla Moskwy i nie tylko przekroczeniem Rubikonu dla samych zainteresowanych. Również dla Zachodu taki scenariusz oznacza zwrot o 180 stopni.

Bufora nie nada

Parę miesięcy temu pisałem o dojrzewaniu społeczeństw i rządów obu krajów do decyzji, która jeszcze dekadę wcześniej znajdowała się całkowicie poza orbitą planowania strategicznego tamtejszej klasy politycznej. Powodów - wewnętrznych i zewnętrznych - było oczywiście bardzo dużo. I choć akurat Szwecja od dłuższego czasu mocno zacieśniała współpracę wojskową z NATO, a i Finlandia starała się podpiąć przynajmniej pod część wspólnych inicjatyw, to jednak granicą nieprzekraczalną wydawało się formalne wstąpienie do Sojuszu.

W ostatnich tygodniach ewolucja w kierunku członkowstwa wyraźnie przyspieszyła. Wydaje się, że partie polityczne obu krajów są już zdeterminowane, by dokonało się to już w połowie tego roku, a kolejne badania opinii publicznej wskazują, że idzie to w parze z oczekiwaniami wyborców. Zazwyczaj dużo mówiliśmy o tym, jakim przełomem członkostwo w NATO byłoby dla samej Szwecji i samej Finlandii, a także o tradycyjnych groźbach ze strony Rosji, że taki scenariusz będzie kolejnym „wrogim aktem”. Aby jednak w pełni zrozumieć zmianę, jaką byłaby akcesja obu krajów, trzeba też dodać trzeci wątek: dotychczasowy opór samego Zachodu. I nie chodzi wyłącznie o oklepane „żeby nie drażnić Rosji". Problem jest o wiele głębszy, dotyczy bowiem sposobu myślenia o tej części świata, która oddziela „dziką Rosję” (ale nie na tyle dziką, by nie kręcić z nią interesów) od „stabilnego Zachodu”.

Stosunkowo niedawno, bo w 2017 roku, w Stanach Zjednoczonych wpływowe środowiska opracowały następującą ofertę dla Rosji: stworzenie strefy buforowej złożonej z państw, które mają być neutralne, a Zachód ma zagwarantować, że nigdy nie znajdą się w NATO. Otwarcie taki program ogłosił Brookings, jeden z poważniejszych ośrodków politycznych w USA. Swój raport autorzy zatytułowali nawet dosłownie „Poza NATO: Nowy kształt bezpieczeństwa dla Europy Wschodniej”. Dość skomplikowany wywód sprowadzał się do wyrażonej wprost propozycji: niech państwa takie, jak Finlandia i Szwecja z jednej strony oraz Ukraina, Białoruś i Mołdawia z drugiej, a także Gruzja, Armenia i Azerbejdżan i ostatecznie również Cypr i Serbia pozostaną na zawsze państwami neutralnymi, tworząc strefę buforową między Rosją a Zachodem.

I jakkolwiek kuriozalnie taka propozycja by nie brzmiała, to trzeba powiedzieć sobie jasno: nie jest to myślenie zupełnie obce zachodnim elitom politycznym. Przeciwnie, to niemal esencja i źródło szeregu błędów, jakie Zachód w stosunku do Rosji popełniał. A błędem było i jest okazywanie słabości. Samo określenia jakichkolwiek państw mianem „buforowych” jest dla nich jednak poniżające. Oznacza to przecież nic innego, jak traktowanie ich jako grubej ściany, zapory, zapewniającej spokój tej „bezpieczniejszej” części świata. Nie trzeba już chyba nikogo dzisiaj przekonywać, że największą ofiarą takiej optyki stała się Ukraina. Krótkowzroczność strategii buforowej polega, po pierwsze, na tym, że „państwo buforowe” jest wystawione na śmiertelne niebezpieczeństwo; po drugie, jego ewentualny upadek sprawia, że droga „dzikiego Wschodu” do „stabilnego Zachodu” stoi otworem.