Presja ma sens

Maciej Kalbarczyk

|

GN 14/2022

publikacja 07.04.2022 00:00

Lista przedsiębiorstw, które pomimo agresji Władimira Putina na Ukrainę nie zrezygnowały z działalności w Rosji, jest dość długa. Pod wpływem bojkotu konsumenckiego niektóre z nich zaczynają zmieniać zdanie.

Akcja namawiania  do bojkotu sklepu Auchan w jednej z galerii handlowych w Krakowie. Akcja namawiania do bojkotu sklepu Auchan w jednej z galerii handlowych w Krakowie.
KONRAD KOZłOWSKI /POLSKA PRESS/east news

Wchodząc tu, popierasz wojnę – głosił napis na kartce, którą 23 marca br. trzymał w dłoniach Mateusz Zmyślony, stojąc przed jednym ze sklepów sieci Decathlon w Krakowie. W ciągu kilku godzin przekonał do rezygnacji z zakupów mniej więcej połowę osób, które tamtego dnia odwiedziły to miejsce. 29 marca, wbrew wcześniejszym deklaracjom, Decathlon poinformował o zamknięciu swoich sklepów w Rosji. „Naszą bitwę wygraliśmy, dziękuję wszystkim, którzy dopomogli, cóż za niesłychana operacja specjalna” – napisał w mediach społecznościowych M. Zmyślony.

Nieustępliwy Boycott

Pojęcie „bojkotu” wywodzi się od nazwiska Charlesa Boycotta, oficera angielskiej armii. W 1873 r. przeszedł on w stan spoczynku i przyjął posadę zarządcy majątku w Irlandii. Gdy po raz kolejny podniósł czynsz swoim dzierżawcom, wszyscy okoliczni mieszkańcy postanowili zerwać z nim relacje zawodowe i towarzyskie. Bez wystarczającej liczby pracowników ekonom nie był w stanie dokończyć żniw. Wkrótce jego nazwisko stało się synonimem ostracyzmu.

W drugiej połowie XX w. w USA powstało społeczeństwo konsumpcyjne, złożone z jednostek, o których uwagę i pieniądze rywalizowały ze sobą różne przedsiębiorstwa. Z czasem świadomi swojej pozycji na rynku konsumenci zaczęli wymagać od firm już nie tylko wysokiej jakości produktów, ale także określonych postaw. Tak zrodziła się idea bojkotu konsumenckiego. W ostatnich dekadach dotyczył on często kwestii ekologicznych. Na przykład gdy w 1995 r. koncern Shell ogłosił zamiar zatopienia nieaktywnej platformy wiertniczej, co groziło skażeniem środowiska, klienci zagrozili rezygnacją z tankowania na jego stacjach benzynowych. Presja okazała się skuteczna: brytyjsko-holenderski gigant wycofał się ze swoich planów.

Zbyt mała skala

Transformacja ustrojowa była impulsem do powstania w Polsce wielu prywatnych firm. Klienci długo nie zdawali sobie jednak sprawy z tego, że mają prawo do wyrażania niezadowolenia z powodu pewnych aspektów ich działalności. W ostatnich latach sytuacja uległa zmianie, a przykłady bojkotu konsumenckiego można mnożyć. Gdy 1 sierpnia 2017 roku, czyli w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego, na stronach producenta Tigera opublikowano wpis: „Chrzanić to, co było. Ważne to, co będzie”, wielu konserwatystów zapowiedziało rezygnację z picia tego napoju. Innym przykładem bojkotu był sprzeciw wobec decyzji mBanku, który w 2020 r. poparł protesty przeciwko orzeczeniu TK w sprawie tzw. aborcji eugenicznej. Wówczas wielu klientów zapowiedziało rezygnację z posiadania konta w tym banku. W ostatnich latach kilkukrotnie dochodziło także do bojkotu Netflixa. Część użytkowników tego serwisu wyrażała sprzeciw wobec promowania treści obrażających ich uczucia religijne lub prowadzących do seksualizacji najmłodszych.

Co ciekawe, bojkotowane firmy nie tylko nie straciły na bojkocie swoich towarów, ale na nim zyskały. Chociaż początkowo udział Tigera w rynku spadł z 19,5 do 19,1 proc., wystarczyło kilka tygodni, aby wzrósł do 19,8 proc. To pokazuje, że do tej pory skala bojkotu konsumenckiego w naszym kraju była zbyt mała, aby przyniósł on skutek. Badania, przeprowadzone przez psycholog prof. Dominikę Maison w 2019 roku, wykazały, że 80 proc. z nas nigdy nie brało udziału w takich akcjach.

Lista wstydu

Po inwazji Putina na Ukrainę, ponad 450 firm postanowiło wycofać się z Rosji. Te, które pozostały na miejscu, trafiły na tzw. listę wstydu, przygotowaną przez zespół prof. Jeffreya Sonnenfelda z Yale School of Management. Wśród przedsiębiorstw, które de facto wspierają zbrodniczy reżim, znalazły się m. in. AstraZeneca, Asus, Emerson Electric, Emirates Airlines i Subway. Najgłośniej mówi się o firmach, których właścicielem jest Association Familiale Mulliez (AFM). Do tej francuskiej grupy należą sklepy Leroy Merlin, Auchan i Decathlon. O ich bojkot osobiście zaapelował prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

Leroy Merlin prowadzi w Rosji 112 sklepów, w których zatrudnia 45 tys. osób. W ubiegłym roku firma uzyskała tam przychód w wysokości 750 mln euro. Po wybuchu wojny jej rzecznik prasowy oświadczył, że wszystkie placówki będą działać normalnie. Tej decyzji nie zmieniono nawet wtedy, gdy jeden z ukraińskich marketów, należących do sieci, został zniszczony w rosyjskim ataku rakietowym. Pod jego gruzami zginęło osiem osób.

Auchan ma w Rosji 311 sklepów, w których zatrudnia 41 tys. osób. W ubiegłym roku przedsiębiorstwo wygenerowało tam obroty na poziomie 3,2 mld euro. Zarząd korporacji zapewnił, że pozostaje ona na Wschodzie nie dla pieniędzy. Główną przyczyną ma być troska o pracowników oraz dbanie o bezpieczeństwo żywnościowe mieszkańców. Jedynym ustępstwem, na które zdecydował się francuski gigant, jest wstrzymanie nowych inwestycji w Rosji.

Decathlon posiada w Rosji 60 sklepów, w których pracuje 2,5 tys. osób. W 2020 r. spółka uzyskała tam przychód w wysokości 21,8 mld rubli. Przy obecnym kursie byłoby to około 224 mln euro. Firma ostatecznie postanowiła zrezygnować z działalności w Rosji. Skłoniły ją do tego presja społeczna oraz sankcje, które uniemożliwiły realizację części dostaw.

Ponad podziałami

Bojkot konsumencki przedsiębiorstw, które pozostały w Rosji, rozpoczął się w mediach społecznościowych. Poza krytycznymi komentarzami na stronach poszczególnych firm wielu internautów publikowało także zdjęcia ukraińskich uchodźców, opatrzone przewrotnymi hasłami reklamowymi (np. „Decathlon. Zmotywujemy cię do biegania”). Z sieci bojkot przeniósł się na ulice miast. Podobne akcje do tej zorganizowanej w Krakowie przeprowadzono m.in. w Warszawie, Łodzi i Białymstoku. Działacze różnych organizacji namawiali przed sklepami ludzi do rezygnacji z zakupów. W Leroy Merlin w Jabłonnie rozlano czerwoną farbę jako symbol obojętności sieci na mordowanie Ukraińców.

Czy bojkot sklepów, które wciąż działają w Rosji, przekłada się na ich wyniki sprzedaży? Zadaliśmy to pytanie polskim oddziałom kilku sieci handlowych. Zamiast odpowiedzi, ich PR-owcy przesłali listę działań, które podejmują w ramach pomocy ukraińskim uchodźcom. O tym, że bojkot jest skuteczny, świadczą jednak opublikowane niedawno dane o płatnościach kartami PKO BP. Wynika z nich, że sieci, które nadal funkcjonują w Rosji, mają niższe obroty niż konkurencja, która odważyła się zerwać kontakty ze zbrodniczym reżimem. Wiele wskazuje zatem na to, że w naszym kraju obserwujemy właśnie pierwszy skuteczny bojkot konsumencki. Z zakupów we wspomnianych sklepach rezygnują zarówno osoby o prawicowych, jak i lewicowych poglądach.

Poza Decathlonem pod wpływem nacisku opinii publicznej (nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach) o zawieszeniu działalności w Rosji poinformowały m. in. Renault, Credit Suisse i Knauf. Na tzw. liście wstydu pozostało jednak wiele przedsiębiorstw, które nadal warto omijać szerokim łukiem. Pamiętajmy, że dalsze powodzenie bojkotu zależy od naszej konsekwencji. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.