O dźwiganiu grzechu

ks. Robert Skrzypczak

|

GN 13/2022 Otwarte

Fragment Pawłowego listu o kenozie, czyli dobrowolnym uniżeniu się Chrystusa, przypomina hymn. Być może pierwsi chrześcijanie śpiewali go podczas liturgii, by odsłonić istotny, nieznany dotąd i zaskakujący aspekt zmagania się naszego Zbawiciela z grzechem tego świata.

O dźwiganiu grzechu

Czemu nasz Pan całkowicie się ogołocił? Czemu uniżył samego siebie? Czemu posłusznie zgodził się na śmierć krzyżową? Co wydarzyło się na Golgocie?

Pewna dziewczyna w wieku osiemnastu lat poszła na swą pierwszą potańcówkę w towarzystwie kuzyna. Po potańcówce kuzyn odprowadził ją pod bramę jej domu. Dom znajdował się w pewnej odległości od bramy i w drodze do niego została zaatakowana przez nieznajomego. Jakiś czas później odkryła, że jest brzemienna. Jedynymi osobami, które uwierzyły w jej wersję wydarzeń, byli matka oraz spowiednik. Sąsiadki mówiły natomiast: „Och, jakie to straszne, że ta biedna kobieta ma tak złą córkę”. Koleżanki z chóru nie pozwalały jej śpiewać, uważając ją za zepsutą grzesznicę. Dziewczyna szukała odpowiedzi na swoje udręki. Wreszcie pewien święty człowiek udzielił jej takiego wyjaśnienia: „Moje drogie dziewczę, wszystkie te cierpienia spadły na ciebie, gdyż dźwigasz grzech jednego człowieka. Gdybyś dźwigała grzechy dziesięciu ludzi, prawdopodobnie cierpienie twoje byłoby dziesięciokrotnie większe. Gdybyś wzięła natomiast na siebie grzechy stu ludzi, twoje cierpienie również wzrosłoby o stokroć. Gdybyś wreszcie dźwigała grzechy całego świata, oblałyby cię strumienie krwi”. Tam właśnie jest mój i twój grzech: w krwawym spektaklu na wzgórzu Golgoty. Ze względu na niego, by go ponieść na sobie, Jezus ogołocił się, uniżył i zgodził na śmierć krzyżową.

Gdy mówimy bądź śpiewamy: „Jezus jest Panem”, warto mieć przed oczami Jego zakrwawioną twarz i przygniecione krzyżem ciało. Tylko miłość przyjmuje taką postać i tylko miłość warta jest takiego cierpienia. Chrystus Pan pozostaje nieustannie obecny w otwartych ranach ludzkości, w otwartych ranach Kościoła. Święty Józef Moscati, lekarz, profesor medycyny z Neapolu, gdy podczas zajęć ze sztuki leczenia oprowadzał swoich studentów po szpitalnych salach, gdzie leżeli obłożnie chorzy i bardzo cierpiący pacjenci, po wyjściu pytał ich: „Wiecie, coście przed chwilą oglądali?”. Studenci szukali w głowach odpowiednich nazw chorób i dolegliwości. Wówczas profesor Moscati wyjaśniał: „Właśnie widzieliście Chrystusa ukrzyżowanego. Zapamiętajcie to sobie”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.