Czy sobie poradzimy?

Tomasz Rożek

|

GN 13/2022

publikacja 31.03.2022 00:00

Panuje powszechne przekonanie, że najdotkliwszą sankcją dla Rosji byłaby rezygnacja z kupowania od niej gazu, ropy i węgla. Handel kopalinami to około 40 proc. całego rosyjskiego budżetu.

Czy sobie poradzimy? istockphoto

To powszechne przekonanie nie przekłada się jednak na konkretne decyzje, bo niektóre państwa są tak bardzo uzależnione od rosyjskich surowców energetycznych, że ich odcięcie byłoby równoznaczne z ogromnymi kłopotami gospodarczymi. Tym bardziej gdy mówimy o odcięciu z dnia na dzień. Polska jest wśród krajów, które są uzależnione energetycznie od Rosji, ale trzeba przyznać, że to uzależnienie sukcesywnie spada. Natomiast w przypadku wielu innych europejskich krajów to uzależnienie rośnie. W niektórych z nich osiągnęło poziom maksymalny, czyli stuprocentowy. Na przykład Austria w zasadzie cały gaz kupuje od Rosji.

Jeżeli chodzi o Polskę, nie brakuje głosów, że w zasadzie moglibyśmy od Rosji się odciąć. Premier Mateusz Morawiecki w pierwszych dniach wojny (dokładnie 1 marca) powiedział wyraźnie, że z rosyjskiego węgla możemy zrezygnować w zasadzie natychmiast, a jeżeli chodzi o gaz i ropę, potrzebujemy kilku miesięcy.

Węgiel

Patrząc na dane z roku 2020, widzimy, że około 45 proc. zużywanego w Polsce gazu pochodzi z Rosji (zużyliśmy 21 mld m sześc., a w Rosji kupiliśmy 9,5 mld m sześc.). Jeżeli chodzi o ropę naftową, udział importu z Rosji to około 65 proc. (zużycie krajowe to 26 mln ton, a import z Rosji – 16,5 mln ton). W przypadku węgla uzależnienie wynosi mniej niż 15 proc., chociaż trzeba mieć świadomość, że węgiel jest kupowany w Rosji nie dlatego, że w Polsce go nie ma, tylko dlatego, że tam po prostu jest tańszy. Ponadto polskie kopalnie nie wydobywają wystarczająco dużo węgla o niektórych parametrach. Prywatne firmy wolą kupować surowiec zza wschodniej granicy, ale ten nie trafia do elektrowni państwowych czy do spółek skarbu państwa. Rosyjski węgiel jest więc używany głównie w gospodarstwach domowych. Kto, mając do dyspozycji tańszy i droższy surowiec, kupi ten drugi? Tym bardziej że spora część osób, które opalają domy węglem, to ludzie ubożsi. Rezygnacja z węgla z Rosji nie jest problemem technicznym czy technologicznym, tylko finansowym. Odcięcie się od dostaw węgla ze Wschodu nie naruszy podstaw gospodarki. Może naruszyć podstawy wielu domowych budżetów.

Z czasem problem stanie się marginalny, bo dzięki kilku rządowym i samorządowym programom polskie gospodarstwa domowe spalają węgla coraz mniej. Na to, by nie spalały go wcale, trzeba jednak poczekać kilka lat. Dopłaty do termomodernizacji (oszczędzanie energii) i finansowe zachęty do pozbycia się starego pieca węglowego ten okres skrócą.

Bez rosyjskiego węgla możemy sobie poradzić już dzisiaj jeszcze z innego powodu. Rosja jest tylko jednym z kilku krajów, od których kupujemy węgiel dla odbiorców indywidualnych. Zatrzymanie „kierunku wschodniego” – nawet gdyby zużycie węgla przez indywidualnych klientów nie uległo zmianie – oznaczałoby tylko zwiększenie zakupów u innych dostawców.

Gaz

Tak jak w przypadku węgla sprawa jest stosunkowo prosta, tak w przypadku gazu – nieco bardziej skomplikowana. 45 proc. zużywanego w Polsce gazu pochodzi z kierunku wschodniego. Zanim został uruchomiony gazoport w Świnoujściu, uzależnienie Polski od rosyjskiego gazu było ogromne i wynosiło nawet 90 proc. W 2017 roku ponad 70 proc. importowanego gazu pochodziło z Rosji, w 2018 roku – 65 proc., a w roku 2019 – 60 proc. Polska posiada swoje własne złoża gazu, ale ich wydobycie nie jest wysokie i pokrywa się z nich kilkanaście procent krajowego zapotrzebowania. Niestety, złoża te nie są na tyle bogate, by dało się znacząco zwiększyć ich eksploatację. Mimo to w ciągu najbliższych miesięcy rosyjskiego gazu w zasadzie nie będziemy już potrzebowali wcale, bo pod koniec tego roku ma zostać uruchomiony gazociąg Baltic Pipe, łączący nasze wybrzeże z Norweskim Szelfem Kontynentalnym. W chwili, kiedy gazociąg ten osiągnie pełną przepustowość (czyli 10 mld m sześc. rocznie), skończy się wieloletnia umowa na dostarczanie gazu z Rosji. Polskie władze zapowiedziały, że nie będą jej przedłużać. Zresztą nie muszą, bo przez Baltic Pipe do Polski będzie tłoczona taka sama ilość gazu, jaką dotychczas kupowaliśmy na Wschodzie.

Równocześnie rośnie ilość kupowanego skroplonego gazu, który dociera do nas tankowcami. W Świnoujściu jest on rozprężany i tłoczony do krajowej sieci gazowej. Z czasem ilość zużywanego w Polsce gazu będzie rosła, więc większe zapotrzebowanie trzeba będzie pokrywać albo kupując więcej gazu skroplonego, albo zwiększając wydobycie krajowe (w 2021 r. w porównaniu z 2020 r. krajowe wydobycie zwiększyło się o około 20 proc.), albo kupując więcej błękitnego paliwa z kierunków zachodniego i południowego. W rzeczywistości prowadzone są rozmowy, by gazu z każdego z tych źródeł płynęło do Polski więcej. Nie ma jednak wątpliwości, że uniezależnienie się od rosyjskiego gazu w najbliższych miesiącach stanie się faktem i jest to ogromny sukces polskiej gospodarki i polityki.

Ropa

Z węgla z Rosji możemy zrezygnować bez większych problemów, z gazu – jeżeli mówimy o perspektywie kilku miesięcy – także. Największe wyzwanie stanowi ropa. Od wielu lat Polska zmniejsza to uzależnienie (dwie dekady temu 93 proc. ropy w Polsce pochodziło z Rosji, teraz to około 65 proc), ale jest to trudniejsze niż uniezależnienie się od gazu.

Gaz można skroplić, czyli schładzając, kilkusetkrotnie zmniejszyć jego objętość i w ten sposób transportować specjalnymi statkami nawet z najodleglejszych stron świata. Z ropą to niewykonalne. Oczywiście tankowce także przemierzają morza i oceany, ale pokrywanie tą drogą zapotrzebowania na ropę tak dużego kraju jak Polska jest bardzo kłopotliwe, tym bardziej że te największe statki i tak nie wpłyną przez duńskie cieśniny na Bałtyk. Transport morski musi iść w parze z budową infrastruktury naziemnej oraz z racjonalnym wykorzystaniem ropy, czyli przechodzeniem na inne paliwa tam, gdzie ropa nie jest niezbędna. Z tym ostatnim też nie jest łatwo, bo 70 proc. ropy wykorzystywane jest do produkcji paliw płynnych dla transportu, a tego nie sposób zamienić na gaz. Pozostałych 30 proc. jest konsumowanych przez indywidualnych odbiorców i przemysł. W części tych ostatnich przypadków ropę można zastąpić gazem.

Choć specjaliści twierdzą, że rezygnacja z rosyjskiej ropy jest największym wyzwaniem, pomijając chwilowe trudności, jest ona wykonalna i nie zagraża polskiej gospodarce. Przy okazji przypominają, że kilka lat temu, gdy Rosja rurociągami tłoczyła do Polski zanieczyszczony surowiec, sami zdecydowaliśmy, by przez kilka tygodni nie korzystać z rosyjskiej ropy. Ta wiadomość nawet nie przebiła się do ogółu, bo skutki tej decyzji w zasadzie nie były odczuwalne. Trzeba jednak zaznaczyć, że wtedy częściowo korzystano z zapasów ropy, które zgromadzono wcześniej. Owszem, zwiększono import, ale nie musiał on pokryć całego zapotrzebowania, które wcześniej pokrywała ropa ze Wschodu. Odcięcie z dnia na dzień całej rosyjskiej ropy bez perspektywy ponownego jej dostarczania to nieco inna sytuacja.

Nie ma wątpliwości, że rezygnacja z rosyjskiej ropy, gazu i węgla byłaby dla Moskwy finansowym ciosem. Niestety, za sankcje płaci nie tylko ten, na którego zostają one nałożone, ale także nakładający. Gra jest warta świeczki, jeżeli sankcje zostają nałożone nie przez jeden kraj, ale przez jak największą ich liczbę. Polska twierdzi, że jest w stanie z niektórych surowców energetycznych zrezygnować już teraz, z pozostałych w perspektywie kilku miesięcy. Jak zapatrują się na to inne europejskie stolice? Niektóre nie chcą o takich sankcjach słyszeć, ale sytuacja jest dynamiczna, a najwięksi aktorzy międzynarodowej sceny politycznej zmieniają zdanie z dnia na dzień. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.