Wartość wartości

Franciszek Kucharczak

|

GN 13/2022

publikacja 31.03.2022 00:00

Myśl wyrachowana: Kto nie oddaje swojego życia, ten i tak umiera - ale bezowocnie.

Wartość wartości

Tu i ówdzie słychać: „Czemu się Ukraina nie podda? Przecież tam giną niewinni ludzie!”. Takie pacyfistyczne ględzenie jest inspirowane przez rosyjskie służby, ale pewnie też przez środowiska biznesowe, które mają żal do Ukraińców, że przez ich opór one tracą kasę. Argumentem za kapitulacją bywa szczytne hasło: „Życie ludzkie jest wartością najwyższą”.

Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby w imię „pokoju” Ukraina się poddała. Zapanowałby tam nieopisany terror, a Rosja ma w tym naprawdę dużą wprawę. A potem byłoby to, co przewidywał Lech Kaczyński w Gruzji, czyli dalszy pochód „pokoju” po trupach republik bałtyckich, Polski i kogo by tam jeszcze w Moskwie chcieli. I tak w imię poszanowania życia mielibyśmy jedną wielką masakrę. Ci zaś, którzy by przeżyli, egzystowaliby jako upodleni niewolnicy aparatu kłamstwa, zazdroszcząc tym, którzy z honorem polegli.

Wielu z tych, którzy pamiętają koszmary minionego wieku, rozumie, że dla obrony swoich rodzin, domów i ojczyzny warto oddać życie. A czasem i należy. Bo, owszem, są rzeczy warte więcej niż życie. I trzeba jasno powiedzieć: życie nie jest wartością najwyższą. Życie jest wartością podstawową, a to co innego. Zanim się zacznie cokolwiek z życiem robić, to najpierw trzeba w ogóle żyć. Ale gdy się już żyje, to po to, żeby życie dobrowolnie oddać. Nie da się inaczej, jeśli się chce żyć owocnie. „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” – mówi Pan Jezus i potwierdza to swoim przykładem.

Nie znaczy to, że musimy już teraz umierać fizycznie, ale dla swojego egoizmu owszem – codziennie. Traceniem życia jest jakikolwiek czyn miłości, bo wtedy człowiek pozbywa się kawałka własnego życia na rzecz drugiego. Traceniem życia jest modlitwa, bo się wtedy „nic nie robi”, a w tym czasie można by sobie tak miło pożyć. A bywa, że trzeba zaryzykować stratę życia doczesnego, tak jak to robili nasi przodkowie we wrześniu 1939 roku i jak teraz robią Ukraińcy, broniąc swoich matek, ojców, żon i dzieci. Oni pokazują dziś, co znaczy męstwo, wolność, honor – te wszystkie rzeczy, które lalusie wszystkich krajów przehandlowałyby za miraż zgniłego spokoju. Dzięki bohaterstwu obrońców Ukrainy odkrywamy na nowo, że warto żyć przede wszystkim dla tego, za co warto umierać.

Są sytuacje, w których wręcz nie wypada przeżyć. Gdy ktoś oferuje chrześcijaninowi darowanie życia w zamian za zaparcie się Chrystusa, to obowiązkiem wierzącego jest wybrać życie – ale wieczne. Grzech jako alternatywa śmierci nigdy nie wchodzi w grę.

Kościół tak uczy i od samego początku to praktykuje, ekspresowo wynosząc męczenników do chwały świętych. Bo oddanie życia z miłości do Boga i bliźnich jest ostatecznym świadectwem, że najwyższą wartością jest Chrystus. Tylko z Nim się naprawdę żyje.

Gazeta do usług

Podczas gdy Polska walczy z kryzysem humanitarnym, „Gazeta Wyborcza” walczy z polskimi pogranicznikami chroniącymi granicę z Białorusią przed prowokacjami Łukaszenki. „Na prywatnych posesjach przy granicy polsko-białoruskiej ktoś kradnie drewno. Mieszkańcy wskazują na żołnierzy” – napisała gazeta w tytule. Dalej czytamy, że jakiś „mieszkaniec przygranicznej gminy Gródek” alarmuje (na Facebooku), iż „żołnierze tną na ogniska drzewo z prywatnych działek, a z podwórek znika już poskładany opał”. Gazeta od miesięcy publikuje podobne opowieści. Na przykład w listopadzie zacytowała w tytule działaczkę KOD: „Polskie obozy śmierci już istnieją na granicy”. Trzeba przyznać, że władza zawsze może na GW liczyć. A nawet dwie władze – rosyjska i białoruska.•

Co za problem?

Trwa dyskusja na temat zasady wymawiania: „na Ukrainie” czy „w Ukrainie”. Sprawa jest o tyle istotna, że dla naszych wschodnich sąsiadów forma „na Ukrainie” źle brzmi, bo sugeruje, w ich przekonaniu, pewną podległość, szczególnie w stosunku do Rosji. Dla nas nie jest to oczywiste, bo my mówimy np. „na Słowacji”, ale skoro Ukraińcy wolą, żebyśmy mówili „w Ukrainie”, to dlaczego mielibyśmy tego nie robić? Skoro odmienia się nazwy miejscowości tak, jak robią to ich mieszkańcy („we Włoszczowie”, „w Korczowej”), to chyba możemy być równie uprzejmi w stosunku do sąsiadów?•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.