Z mroku i cienia śmierci

Karolina Pawłowska

|

GN 13/2022

publikacja 31.03.2022 00:00

Tydzień przed Wielkanocą ruszą na samotny marsz. Nocą, w milczeniu. Po morskim klifie, z ciemności ku zmartwychwstaniu.

Z mroku  i cienia śmierci

Najpierw było nadbałtyckie urwisko i zachwyt. Wiktor Janusz nie miał wątpliwości, że trzeba iść tędy. – Mamy chyba najpiękniejszy klif na Pomorzu. Pomyślałem, jak genialnie byłoby się na nim znaleźć o świcie, po tej wyjątkowej nocy – opowiada słupski architekt, jeden z propagatorów idei Ekstremalnej Drogi Krzyżowej w mieście nad Słupią.

Wschodzące słońce

Nocne nabożeństwa wymagające od uczestników determinacji i sił od lat cieszą się zainteresowaniem. Kilkadziesiąt tysięcy osób wyrusza samotnie lub w małych grupach na wielogodzinne zmagania z własną słabością, szukając umocnienia swojej wiary. Tam, gdzie nie ma miejskich świateł ani zgiełku – bodźców, które mogłyby zakłócić wewnętrzny dialog. Słupszczanie po raz pierwszy część drogi pokonają nadbałtyckim brzegiem.

– Przebieg trasy nadaje jej charakter. Zaplanowaliśmy go tak, aby wspomóc przeżycia uczestników, przeprowadzić ich przez nasze najpiękniejsze miejsca – tłumaczy Wiktor, w którego głowie zrodził się pomysł na wędrowanie doliną Słupi i po nadmorskim klifie. Na tych, którzy dotrą do niego o świcie, czekać będzie niespodzianka. – Jak rekompensata po godzinach ciemności, trudu i zmęczenia: wschodzące słońce i wielka, otwarta przestrzeń morza, widziane z wysokości klifu – opowiada, a w jego zachwycie nietrudno usłyszeć echa kantyku Zachariasza o Wschodzącym Słońcu oświecającym tych, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają.

Ma boleć

Na EDK to, co duchowe, splata się z tym, co fizyczne. – Są tacy, którzy traktują to jak rywalizację sportową, ale to zupełnie mija się z celem. Nie o rekordy tu idzie – mówi Tomek Sznigierewicz. Sportem zajmuje się zawodowo, więc przed swoją pierwszą EDK nie spodziewał się żadnych problemów. – Kiedy w końcu wróciłem do domu, nie byłem w stanie wstać z łóżka. Powiedziałem sobie: nigdy więcej. Przeżycie duchowe potęgowało zmęczenie, znużenie, ból – opowiada. Idzie się tym trudniej, z im poważniejszą intencją ruszyło się w drogę. To wyzwanie do dotarcia do granicy swoich możliwości, także duchowych. – Ale też świadomość tego, z czym się idzie, zmusza, żeby iść dalej – tłumaczy, bo jego do przodu na kolejnych kilometrach pcha właśnie intencja. – Mam spraw do załatwienia na najbliższe 30 lat – śmieje się i idzie na następną EDK, choć ciało i dusza bolą. Bo… ma boleć.

– Dopiero wtedy pękają nasze skorupy, kruszą się mury, serce przemienia. Czasem człowiek idzie po kolana w błocie, ale idzie dalej. Jak w życiu. Trzeba przebić się poprzez swoje przyzwyczajenia, wygodnictwo, ego – mówi Wioleta Czarniak. Na pierwszą EDK poszła z ciekawości. Z doświadczeniem pielgrzymkowym nie uważała 40 km za wielkie wyzwanie, choć i ona przekonała się, że noc, zimno i intencja nawet największego twardziela rzucają na kolana. – Nawet słowa pacierza nabierają wtedy zupełnie innego znaczenia. Inaczej woła się „Módl się za nami grzesznymi!”, kiedy czujesz, że naprawdę bez łaski nie zrobisz ani kroku – przyznaje.

Na EDK każdy zabiera własny bagaż doświadczeń. O motywacjach i intencjach niełatwo się mówi. To sprawy intymne: pokuta, walka wewnętrzna, błaganie. Wioleta zabiera niepełnosprawnego syna. Niesie go w sercu na każdej trasie. – Maciek nie miał nigdy chodzić. Kiedy miał 2,5 roku, pojechaliśmy do Częstochowy. Nigdy wcześniej i nigdy później tak się z Panem Bogiem nie kłóciłam. Mówiłam: „Rób, co chcesz, ale on ma chodzić. Z wózkiem sobie nie poradzę”. To był wrzesień. W grudniu Maciek zaczął chodzić. Wydaje mi się, że już nie powinnam o nic więcej prosić. Teraz tylko dziękuję – opowiada Wioleta.

W prawdzie

Wiktor idzie z pobudek egoistycznych. – Jeśli nie pójdę, będzie mi trudniej potem trzymać się właściwej ścieżki – wyjaśnia i wylicza: większa odporność na prowokacje, zaczepki, trudne sytuacje; cierpliwość, siła, spokój. – Najlepiej owoce mojego EDK widzi żona – dodaje. Tego, co się dzieje nocą na ścieżkach, nie oddadzą żadne zdjęcia ani filmy. Cytując słowa popularnej piosenki, Wiktor przekonuje, że to noc do innych niepodobna. – Poświęcamy ją dla własnego sumienia, dla znalezienia równowagi pomiędzy tym wszystkim, co nosimy, co przeżyliśmy, co się wydarzyło, a czego nie mieliśmy czasu przepracować, przemodlić – tłumaczy. I zobaczyć to w prawdzie, jak w świetle wschodzącego słońca. – Po nocy spędzonej na zmaganiu ze swoim zmęczeniem, pychą, słabością świt jest zaskoczeniem. I budzi wdzięczność, że po długich godzinach noc zmienia się w pełen jasności dzień – dodaje. Na swojej pierwszej EDK jednak nie myślał o wschodzie słońca. – Byłem butny, pewny siebie i arogancki. Przekonany, że przejdę tę trasę w sześć godzin. Pan Bóg przyhamował mi to głupie ego – wyznaje. Za drugim razem misterne plany zburzyła Wioleta, do której dostosowywał tempo, pomagając pokonać długi dystans. – To było coś niesamowitego. Odłożyłem swoje oczekiwania i plany. I choć się tego nie spodziewałem, dostałem w zamian dużo więcej – mówi.

Papież inspiruje

Ideę EDK w Słupsku zaszczepił ks. Sebastian Kowal, wówczas wikariusz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Kiedy odszedł na nową placówkę, zabrakło organizatora. Przerwa trwała trzy lata. W ubiegłym roku zebrała się grupa gotowa reaktywować pomysł. Tak spotkali się Wiktor i Tomek – i powstała trasa „Ku Bogu i bliźniemu” prowadząca uczestników 43-kilometrową pętlą. Nowy rok zaowocował dwoma kolejnymi projektami: krótką trasą „rozbiegową” i dwukrotnie dłuższym, liczącym 41 kilometrów przejściem ze słupskiego kościoła Najświętszego Serca Jezusowego do kościoła Najświętszego Zbawiciela w Ustce. Wiktor przyznaje, że inspiracją do stworzenia drugiej nitki EDK był św. Jan Paweł II. – Papież doskonale wpajał nam bliskość wiary i natury. Odkrywał Boga w pięknie stworzenia. Jestem pewien, że poszedłby z nami po klifie – śmieje się, wyjaśniając wybór patrona drogi. – Klif może się kojarzyć z granicą, do której często dochodzimy. Jest to taka grań, za którą mamy wzburzone morze lub spokojną kojącą otchłań wody. Wody, która jest w stanie pochłonąć wszystkie nasze grzechy i słabości. Pójście po klifie może symbolizować drogę oczyszczenia czy też jak hasło tegorocznej EDK – drogę pojednania – mówi i zaprasza do Słupska. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.