Ceną jest życie niewinnych, Panie Redaktorze

Aleksander Bańka

Pokój za wszelką cenę! – zdają się wzywać pasterze z Watykanu. Tak przynajmniej twierdzi pan redaktor Wojciech Teister, komentując stanowisko watykańskiej dyplomacji. Nie – odpowiem – tu nie chodzi o naiwny pacyfizm. Papież doskonale orientuje się w dramacie wojny, którą wywołał rosyjski agresor i wie, że nie ma w tej chwili żadnej szybszej możliwości przerwania tego bestialstwa niż zabiegi dyplomatyczne. A te mają swą jawną i ukrytą warstwę i prawidła, które trzeba uwzględnić. Papieskie potępienie w niczym tu nie pomoże, a może nawet przeciwnie – wydłuży proces i podbije cenę. A ta rośnie z dnia na dzień. Ceną nie-pokoju jest życie niewinnych – zwłaszcza kobiet i dzieci.

Ceną jest życie niewinnych, Panie Redaktorze

Redaktor Wojciech Teister opublikował na portalu gość.pl tekst [zobacz TUTAJ], w którym odniósł się do mojego nagrania „Papież a wojna na Ukrainie” [zobacz TUTAJ], poświęconego rosyjskiej agresji na Ukrainę oraz temu, jak rozumiem fakt, że Franciszek konsekwentnie nie potępia agresora imiennie. Pan Redaktor napisał swój felieton „w odpowiedzi”, choć przyznam szczerze, że mam pewną trudność z precyzyjnym ustaleniem, na co właściwie odpowiada. Już w tytule zaczyna bowiem od pytania. Pyta więc, czy pokój jest wartością absolutną, dochodząc w trakcie swojego wywodu do wniosku, że takie jest właśnie stanowisko Stolicy Apostolskiej – absolutyzujące wartość pokoju. Zasadniczo odpowiada więc sam sobie. Moje nagranie relacjonuje w pierwszej części swego tekstu, kończąc relację stwierdzeniem, że z zaproponowaną przeze mnie interpretacją stanowiska papieża ma pewien problem. Jak się następnie okazuje, problem jest z tym, czego w niej nie powiedziałem – z brakiem odniesienia się do słów kardynała Parolina (szefa papieskiej dyplomacji), które Pan Redaktor koniecznie chce z wypowiedziami papieża łączyć. Rozwija więc ten wątek, interpretując stanowisko papieża i watykańskiej dyplomacji jako wykraczające „daleko poza ewangeliczną zasadę potępienia grzechu i nie potępienia grzesznika”. Domyślam się, że to właśnie jest odpowiedź, czy też raczej polemika Pana Redaktora z tą częścią mojej wypowiedzi, w której mówię o ewangelicznym wymiarze postawy papieża. Ale pewności nie mam. Chwilę później Redaktor Teister stawia bowiem cały szereg pytań – głownie retorycznych – o różnym zasięgu, poziomie i wartości merytorycznej. Rozwija mnóstwo wątków, opracowuje odpowiedzi i stawia emocjonalne tezy, sugerując między innymi, że dla Stolicy Apostolskiej pokój jest cenniejszy niż wolność, oraz że jej stanowisko prowadzi do negatywnej oceny walki obronnej Ukraińców.

Jest w narracji Pana Redaktora sporo uproszczeń i skrótów myślowych – na tyle  dużo, że w zasadzie należałoby każdy wątek rozwinąć i osobno wyjaśniać. W zasadzie zwalniam się z tego obowiązku między innymi ze względu na fakt, że coraz trudniej odnaleźć mi w tym, co pisze Redaktor Teister, bezpośrednie nawiązanie do mojej pierwotnej wypowiedzi. Mam raczej wrażenie, że posłużyła ona jako kanwa do uruchomienia lawiny pytań i wątpliwości, z którymi Pan Redaktor potrzebuje się chyba uporać w pierwszym rzędzie sam dla siebie. Jeśli tak, to oczywiście sprzyjam mu w tym, choć wnioski, do których dochodzi, zmierzają w kierunku dokładnie przeciwnym do mojego. Mam jednak poczucie, że w pytaniach, które stawia, nie szuka odpowiedzi, ale potwierdzenia z góry założonej tezy. Przykład? Chociażby komentarz do następujących słów kardynała Parolina: „Obie strony musiałyby wyrazić chęć rozwiązania dzielących je różnic nie na drodze konfliktu, ale w szczerym dialogu”. Redaktor Teister stwierdza: »Skąd pomysł, że Ukraina nie wyraża chęci do rozwiązania dzielących je różnic nie na drodze konfliktu«?”. A ja zapytam: A skąd pomysł, że to o Ukrainę Kardynałowi chodzi? Przecież jego wypowiedź jest prawdziwa także wtedy, gdy przyjąć ją zgodnie ze stanem faktycznym – że tylko jedna strona jest chętna do dialogu, a druga (Rosja) go torpeduje. Wówczas, faktycznie, to nie obie strony są zainteresowane pokojowym rozwiązaniem konfliktu – jest nim zainteresowana tylko Ukraina. Dlaczego Redaktor Teister nie odczytuje słów kardynała Parolina w taki sposób? W moim przekonaniu z tego samego powodu, z jakiego pyta retorycznie: „Czy jako społeczność międzynarodowa, której częścią jest też Stolica Apostolska, mamy prawo choćby sugerować negatywną ocenę walki obronnej Ukraińców?”. Pomija jednak fakt, że w wywiadzie dla hiszpańskiego tygodnika katolickiego „Vida Nueva” kardynał Parolin – choć stwierdził, że priorytetem zawsze jest poszukiwanie wyjścia na drodze dialogu – poparł dostawy broni na Ukrainę ze względu na „prawo do obrony własnego życia, własnego narodu i własnej ojczyzny”. Doprawdy trudno znaleźć mi w narracji Pana Redaktora cel inny niż utwierdzanie się w z góry przyjętej tezie.

Podobny wydźwięk ma powtarzanie krążącej w mediach tezy, że kardynał Parolin, będący ustami dyplomacji Watykanu, sugeruje symetrię w wojnie Rosji z Ukrainą. Gdzie – pytam – jest ta symetria? W fakcie, że zarówno on, jak i papież wspominają o cierpieniu młodych rosyjskich żołnierzy zmuszonych do walki na froncie? Przecież nieustannie, przy każdej okazji Stolica Apostolska – a papież zwłaszcza – z dużo większą mocą mówi o bestialstwie wywołanej wojny, o cierpieniu niewinnych ukraińskich kobiet i dzieci bombardowanych, krzywdzonych, zabijanych. Redaktor Teister chce, aby odczytywać wypowiedzi Franciszka łącznie z wypowiedziami Parolina. Proponuję więc, żeby zaczął także słuchać wypowiedzi kardynała w kontekście wypowiedzi papieża. Dlaczego wspomnienie cierpienia żołnierzy, z których pewna część została wepchnięta w tę wojnę bez wiedzy i zgody, miałoby oznaczać symetryzm? Nie sądzę, by Pan Redaktor nie dostrzegał w tej wojnie takich oczywistości, jak wieloaspektowość wydarzającego się w niej dramatu cierpienia. I wcale nie oznacza to umniejszania krzywdy tych najbardziej pokrzywdzonych. Ponadto, czy nam się to podoba, czy nie, Watykan to również państwo i w konsekwencji – podmiot uczestniczący w dyplomatycznych procesach, których uniknąć nie sposób.

Wiele wypowiedzi kardynała Parolina odczytuję właśnie w tym kluczu – jako określone sygnały wysyłane np. stronie rosyjskiej, które z perspektywy zewnętrznych obserwatorów mogą brzmieć niewystarczająco, niejasno lub nawet oburzająco, lecz zrozumiałe stają się dopiero w pełnym, niejawnym dla nas niestety kontekście. Takie są prawidła dyplomatycznej gry, zgodnie z którą Watykan, jeśli chce w tym konflikcie wejść w rolę mediatora, musi liczyć się z faktem, że Rosja nie zaakceptuje w niej nikogo, kto w tym samym czasie ją potępi. Sytuacja, w której za kulisami medialnych wypowiedzi toczą się ważne dyplomatyczne rozmowy, wyklucza uciekanie się do personalnej anatemy nie tylko dlatego, że Watykan już od bardzo dawna z zasady nie wymienia agresorów z imienia i nazwiska, co widać także w wypowiedziach papieży poprzedzających Franciszka, ale także dlatego, że musi mieć na uwadze losy katolików i Kościoła w Rosji oraz cały szereg innych, nie w pełni dla nas jawnych czynników – w tym również pozycję i wpływ patriarchy Cyryla oraz Cerkwi Moskiewskiej. Czy naprawdę, mając na względzie wszystkie te kwestie, trzeba widzieć w postawie Watykanu naiwne dążenie do pokoju za wszelką cenę? Czy naprawdę argumentem za tym jest oburzenie Franciszka na wieść o podnoszeniu wydatków na zbrojenia? Miał się ucieszyć? W przestrzeni medialnej pojawiło się już sporo tekstów publicystów, których znam, cenię i szanuję. Wielu z nich diagnozuje postawę Franciszka i dyplomacji watykańskiej w kwestii wojny na Ukrainie w sposób zdecydowanie odmienny od mojego, a jednocześnie autentycznie głęboki, dotykający samego rdzenia najbardziej fundamentalnych dylematów. Tekst Redaktora Teistera jest dla mnie pod tym względem rozczarowaniem.