Jaka droga do pokoju?

Ewa K. CZACZKOWSKA

|

GN 12/2022

Zmieniły się okoliczności, ale nie człowiek – z całym niebem, ale i piekłem w sobie.

Jaka droga do pokoju?

Ale czego ty się obawiasz? Przecież Putin chce zająć tylko Ukrainę, Mołdawię i kraje nadbałtyckie – zdanie znajomego Francuza, który notabene codziennie modli się na różańcu o pokój w Ukrainie, wbiło mnie w ziemię. W jednym momencie zrozumiałam: on patrzy na tę wojnę tak, jak ja kiedyś na wojnę w Czeczenii, mimo że agresor jest ten sam. Bliskość jednak zmienia perspektywę. Radykalnie.

To jedna z konstatacji ostatniego miesiąca. A tych, w obliczu faktu, że świat już nigdy nie będzie taki jak przed 24 lutego, zapewne każdy z nas ma znacznie więcej. W ciągu zaledwie czterech tygodni dowiedzieliśmy się wiele o Ukrainie i Ukraińcach, o sile ich tożsamości narodowej, o przywódcach państw – kto jest bohaterem, kto tchórzem, a kto zbrodniarzem, a przede wszystkim o nas samych: indywidualnie i zbiorowo, o Polakach otwierających serca i domy dla uchodźców. Ten miesiąc pokazał też bardzo wyraźnie, jak niewiele nauczyła nas historia XX wieku z dwoma zbrodniczymi totalitaryzmami. Europa (choć przecież nie cała), próbując nadrobić to, czego nie zrobiła osiem lat temu, teraz solidarnie stanęła po stronie Ukrainy, nakładając szerokie sankcje na Rosję. Ale pewnych rzeczy nie da się cofnąć. Dużo napisano o tym, jak Europa, a może bardziej konkretni politycy, często skorumpowani, pozwoliła na Wschodzie odrodzić się imperium zła. W nowej postaci, choć wiele w nim z poprzedniego, bo w Rosji nigdy nie doszło do destalinizacji na wzór denazyfikacji przeprowadzonej w Niemczech po II wojnie światowej.

I dziś wielu zdumionych ludzi pyta, jak to możliwe, by w XXI wieku w Europie prowadzić konwencjonalne wojny. Bombardować domy mieszkalne, szpitale, szkoły, przedszkola. Strzelać do bezbronnych ludzi stojących w kolejce po chleb. Jak to możliwe, aby z Mariupola wywozić ludzi w głąb Rosji. To wszystko przypomina II wojnę światową. I pokazuje, że zmieniły się jedynie okoliczności, technologie, infrastruktura. Media społecznościowe pozwalają nam dzisiaj obserwować na żywo wybuchy bomb, ostrzał cywilnych obiektów, ewakuacje ludzi... Najgorsze, co w związku z tym mogłoby się nam zdarzyć, to przyzwyczajenie. Oglądanie zdjęć z wojny jak kolejnych klatek filmu albo gry komputerowej. W mediach społecznościowych już pojawiają się komentarze kwestionujące prawdziwość zdjęć z barbarzyńsko zrujnowanych miast wschodniej Ukrainy. I nie zawsze są to trolle.

Zmieniły się bowiem okoliczności, ale nie człowiek – z całym niebem, ale i piekłem w sobie.

Ta wojna, czujemy to dobrze, ma wiele wymiarów. Walka militarna jest emanacją potężnej walki duchowej. O tym wymiarze wojny – walki dobra ze złem, ciemności ze światłem – często wspomina prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, któremu takie mocne podejście dyktuje może także żydowska mistyka. W tym kontekście nie dziwią też pełne przekonania słowa ambasadora Ukrainy przy Stolicy Apostolskiej Andrija Jurasza, że gdyby papież Franciszek przyjechał do Kijowa, wojna by się zatrzymała.

Idąc za radą mojego francuskiego znajomego, który z zasady żyjących papieży nie krytykuje, o obecnej polityce wschodniej Watykanu pisać nie będę, ale pewnie kiedyś ktoś obiektywnie, bez emocji, z dostępem do wielu źródeł ją oceni. Notabene watykańską ostpolitik mocno krytykował kard. Stefan Wyszyński. Ważne jest bardzo, że 25 marca papież Franciszek w łączności z biskupami świata poświęci Rosję i Ukrainę Niepokalanemu Sercu Maryi. W ten sposób ostatecznie spełnione zostanie życzenie Maryi przekazane w objawieniach fatimskich, bo Jan Paweł II, czyniąc ten akt w 1984 r., jak z tekstu źródłowego wynika, nie wymienił publicznie Rosji.

Czy w duchowym sensie tej wojny to, co się stanie 25 marca, będzie punktem przełomowym?

Nie, to nie jest żadna magia, jak obawiają się niektórzy katolicy, ale wielki akt duchowy milionów ludzi na świecie, którzy tym samym wezmą na siebie zobowiązanie do modlitwy i pokuty. I do nawrócenia. Ksiądz Jerzy Szymik w poprzednim numerze GN napisał pięknie, że pandemię i wojnę trzeba czytać w świetle Ewangelii jako znak, że wszyscy musimy nawrócić się do Boga. I to w każdym wymiarze: międzyludzkim, społecznym i międzynarodowym. Innej drogi do zdrowia i pokoju nie ma.

Nawrócenie jest długim i trudnym procesem. I do tego też potrzebna jest pomoc z nieba.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.