Na celowniku

Marcin Jakimowicz

|

GN 12/2022

publikacja 24.03.2022 00:00

Dzień przed zabójstwem apelował do żołnierzy, by nie słuchali rozkazów sprzecznych z wolą Boga. Czy tym kazaniem wydał na siebie wyrok?

Na celowniku pixabay

Ten tekst różni się od poprzednich. Zerknijmy na ostatnio opisywanych „bohaterów pierwszego planu”: Cyryl Jerozolimski zmarł przed 1636 laty, a Patryk, który ochrzcił Zieloną Wyspę, 1561 lat temu. ​Zupełnie inaczej pisze się teksty o świętych, w których żywotach dane biograficzne przeplatają się z pobożnymi legendami, a inaczej o męczenniku, którego stanięcie po stronie ubogich wywołuje do dziś gorące dyskusje.

W poniedziałek 24 marca 1980 roku abp Oskar Romero wygłaszał ostatnie słowa homilii na wieczornej Mszy Świętej, gdy nagle ciszę kaplicy szpitala Opatrzności Bożej w San Salvadorze rozdarł huk wystrzału. Zakrwawiony celebrans osunął się na ziemię, a kula wystrzelona najprawdopodobniej z zaparkowanego przed kaplicą samochodu okazała się śmiertelna.

W kraju targanym społecznymi wstrząsami rosła dysproporcja między ludźmi żyjącymi w skrajnym ubóstwie a opływającymi w luksusy przedstawicielami kilkunastu oligarchicznych klanów. A ponieważ urodzony w 1917 roku Oskar Arnulf Romero Galdámez krytykował przejawy niesprawiedliwości, potępiał akty przemocy obu stron wykrwawiającej San Salvador wojny domowej i upominał się o los najuboższych, wielu traktowało go jak bohatera. „Gwałtem nie osiągniecie niczego trwałego” – jego słowa odbiły się w kraju szerokim echem. Dla właścicieli ziemskich były one „czystym marksizmem” i zarzewiem komunistycznej rewolucji „nowej Kuby”. W liście wysłanym do prezydenta USA Jimmy’ego Cartera hierarcha pisał: „Twierdzisz, że jesteś chrześcijaninem. Przestań więc wysyłać pieniądze do Salwadoru! One są wykorzystywane do zabijania ludzi!”.

Oskar Romero, który święcenia kapłańskie przyjął 4 kwietnia 1942 r. w stolicy Włoch, w lutym 1977 r. został arcybiskupem San Salvadoru. W wojnie domowej (strach wzbudzały zwłaszcza tzw. szwadrony śmierci) każdego miesiąca ginęło 3 tys. obywateli Salwadoru. Zamordowano jezuitę o. Rutilio Grande, który stanął w obronie tysięcy ludzi harujących na plantacjach trzciny cukrowej. Episkopat był podzielony. Część hierarchów stanęła po stronie junty, popierając postulaty właścicieli ziemskich. To oni wysłali do Watykanu poufny list, w którym przestrzegali przed „nieprzewidywalnym arcybiskupem”. Dotarł on do rąk Jana Pawła II przed wizytą abp. Romero, więc mógł, jak to miał w zwyczaju, merytorycznie przygotować się do tej rozmowy. Przyjął gościa już w trzecim miesiącu swego pontyfikatu. Krytycznie nastawiony do teologii wyzwolenia, zaapelował wówczas do arcybiskupa o rozwagę.

Okoliczności zbrodni do dziś nie zostały wyjaśnione. Jan Paweł II na wieść o śmierci arcybiskupa nazwał go „gorliwym pasterzem”, a później podczas kolejnych wizyt w Salwadorze modlił się przy jego grobie. Proces beatyfikacyjny hierarchy, dwukrotnie zgłaszanego do Pokojowej Nagrody Nobla, ruszył 14 lat po jego śmierci, a wyniesienie na ołtarze miało miejsce w San ­Salvadorze 23 maja 2015 r.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.