Déjà vu 

Marcin Jakimowicz

Szczypię się, by nie ulec wrażeniu, że przeżywam déjà vu. Czytam wypowiedź Mołotowa sprzed 83 lat, czy propagandową nowomowę Ławrowa sprzed tygodnia? Panowie, kto właściwie wywołał tę wojnę? Dla kolegi pytam…

Déjà vu 

„W nocy z 16 na 17 września obudzono ambasadora Rzeczypospolitej w Moskwie, p. Grzybowskiego i wezwano go do rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych – pisze Stanisław Cat Mackiewicz ‒ O godzinie 3 w nocy p. Potiomkin przeczytał mu tekst noty, który brzmiał jak następuje: (…) Rząd sowiecki nie może być obojętny na los swych braci z krwi, Ukraińców i Białorusinów, zamieszkujących terytorium polskie, którzy pozostawieni zostali bez bezpieczeństwa i opieki”.

Brzmi znajomo? Znamy już powód pokojowej bratniej wizyty?

Czytam tekst przemówienia Wiaczesława Mołotowa z 31 października 1939, który na Radzie Najwyższej ZSSR wołał: „Wiadomo na przykład, że w ciągu ostatnich miesięcy takie pojęcia, jak: «agresja», «agresor» uzyskały nową konkretną treść, zdobyły nowy sens. Obecnie, jeśli będziemy mówić o wielkich mocarstwach europejskich, Niemcy są w sytuacji państwa dążącego do najszybszego zakończenia wojny i do pokoju. Anglia zaś i Francja, wczoraj jeszcze gardłujące przeciwko agresji, wypowiadają się za kontynuowaniem wojny i przeciwko zawarciu pokoju. Role, jak widzimy, zmieniają się”.

Niemcy w październiku 1939 roku były „państwem dążącym do pokoju”. Czego nie rozumiecie? Panowie, kto właściwie wywołał tę wojnę? Dla kolegi pytam…

Co roku będąc we Włoszech nie mogłem zrozumieć chorobliwej fascynacji części zachodnich elit, które podniecały się tym, że Gérard Depardieu przyjął z rąk Putina rosyjski paszport. Byłem bezradny widząc 1 maja na Lateranie sierpy i młoty. Naród, który nie przeżył sowieckiej czy postsowieckiej traumy, nie zrozumie naszej narracji. „Nie przesadzajcie!” - usłyszymy. „Ci, których dotknęło nieszczęście są zawsze samotni” – proroczo pisał Herbert.

Gdy Jan Paweł II 21 lat temu wołał we Lwowie: „Wasza ziemia galicyjska pokryła się, jak mawiał niezapomniany metropolita Josyf Slipyj, «górami trupów i rzekami krwi»” szczerze przyznawał: „Ja sam byłem w młodości świadkiem tej swoistej «apokalipsy». Moje kapłaństwo już u samego początku było w jakiś sposób naznaczone wielką ofiarą niezliczonych mężczyzn i kobiet mojego pokolenia. Pamięć o nich nie może zaginąć, bo jest błogosławieństwem. Należy im się nasz podziw i wdzięczność. Są znakiem nadziei dla naszej epoki i dla przyszłych czasów. Dowiedli, że miłość jest silniejsza od śmierci”.