Uważajmy na słowa

Piotr Legutko

|

GN 11/2022

Pierwszą ofiarą wojny jest prawda. To jeden z najczęściej przywoływanych cytatów, używanych przez wszystkich. Słuchając tego, co mówią o agresji na Ukrainę media rosyjskie, ma się wrażenie, że prawda jest nie tylko pierwszą, ale codzienną ofiarą tej wojny.

Uważajmy na słowa

Oczywiście naiwnością byłoby sądzić, że w przekazach ukraińskich znajduje się sama prawda. Mamy tu jednak do wyboru ordynarne kłamstwo z jednej i umiejętne kształtowanie przekazu z drugiej strony. Wiadomo, że informacja i obraz mogą podnosić na duchu lub pogrążać w rozpaczy. Ukraiński przekaz w naturalny sposób musi uwzględniać te uwarunkowania. I robi to znakomicie, co dla świata jest nie mniejszym zaskoczeniem niż ukraińskie sukcesy militarne.

Rosjanom z kolei dość skutecznie udaje się wpływać na język i emocje. W sposób niezauważalny dziennikarze relacjonujący wojnę przejmują pewne sformułowania suflowane nie tyle przez Pieskowa czy Ławrowa, ile przez media społecznościowe. Choćby „prowokowanie” Rosji przez pomoc zbrojną dla napadniętej Ukrainy, „odporność na sankcje” czy „niemożliwość ich wprowadzenia w życie”. W sferze emocji zastanawia mit wagnerowców czy kadyrowców, najemników, o których mówi się i pisze z niczym nie uzasadnioną trwogą.

Emocje zniekształcają przekaz, czasem w dobrej wierze. Słynny film z płaczącym małym chłopcem samotnie (?) przekraczającym granicę rozdarł serca na całym świecie. Dopiero Straż Graniczna upomniała się o dołączenie post scriptum, że 4-letni Walerij pojawił się w Medyce z całą rodziną i został otoczony troskliwą opieką. Także nie wszystkie filmy z wziętymi do niewoli rosyjskimi poborowymi nadają się do wykorzystywania w mediach, jeńcy też mają prawo do ludzkiego traktowania. A fakt, że poddają się i nie chcą walczyć, z pewnością nie świadczy o ich „demoralizacji”, jak często słyszymy, wręcz przeciwnie.

Uważajmy na słowa. Po kilku tygodniach wojny je także dopada inflacja. Najgorszym doradcą jest wtedy chęć podkręcania nastrojów. Zarówno strach, jak i pozytywne emocje z czasem powszednieją. Media powinny umiejętnie panować nad językiem i obrazem, by nie spowodować reakcji odwrotnych od zamierzonych: znużenia, obojętności, a w konsekwencji chęci odcięcia się od dramatu, jaki dzieje się obok nas. Wrażliwość to cecha rzadko doceniana u dziennikarzy, a przecież ważna. Monika Andruszewska, reporterka TVP World, porzuciła kamerę i telefon, by eskortować trzydzieści osób i wywieźć je z ostrzeliwanej strefy w mieście Irpień. Sama stała się dzięki temu bohaterką medialnych doniesień z frontu. Podobnie jak zastrzelony korespondent New York Times czy ranni dziennikarze Sky News. To przypomina nam, że na wojnie ofiarą może być nie tylko prawda, ale przede wszystkim ten, kto jej broni. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.