Ośle uszy błazna

ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 11/2022

publikacja 17.03.2022 00:00

Żyjemy w erze cielesności. Ponieważ maleje atrakcyjność ducha, wzrastają wymogi ciała. Żyjąc mniej dla Boga, ludzka natura zaczyna żyć tylko dla samej siebie.

Hieronymus Bosch, „Siedem grzechów głównych”, olej na blacie stołu, ok. 1480,  Muzeum Prado, Madryt. Hieronymus Bosch, „Siedem grzechów głównych”, olej na blacie stołu, ok. 1480, Muzeum Prado, Madryt.
wikipedia

Błazen trzyma w ręce pałkę zwieńczoną ludzką twarzą – niczym berło. Obok niego w namiocie odbywają się zaloty dworzan. Jedna z par dzieli się dużym kieliszkiem wina, druga flirtuje w kącie. Scena z szesnastowiecznego „Stołu Mądrości” Hieronima Boscha, który w każdym z tegorocznych odcinków naszego wielkopostnego cyklu obraca się, by pokazać kolejny z grzechów głównych, przedstawia nieczystość. W centrum malowidła zmartwychwstały Chrystus przypomina, że Bóg widzi wszystko. Porozrzucane u dołu instrumenty muzyczne, harfa, flet i bęben, zazwyczaj towarzyszące aniołom grającym na chwałę Bogu, są jak podpis – podkreślają, że życie w grzechu powoduje utratę harmonii: to, co jest piękne, staje się szpetne, to, co drogocenne, staje się śmieciem. Wypisz wymaluj – nieczystość.

Ośle uszy

Błazen trzymający w ręce pałkę zwieńczoną ludzką twarzą ma ośle uszy, jakby namalowane pod wpływem intuicji Księgi Przysłów: „Kto cudzołoży, ten jest niemądry: na własną zgubę to czyni” (6,32). „Pozbawiony rozumu”, „nierozumny”, „głupi” – różne polskie tłumaczenia Pisma Świętego tak go określają. I choć autorowi natchnionemu chodzi przede wszystkim o narażenie się na niebezpieczeństwo ze strony zazdrosnego męża, chłostę i wstyd, problem leży o wiele głębiej. Ośle uszy błazna zazwyczaj bywają jednak głuche.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że głuchota (wybiórcza – dotycząca jedynie głosu Boga, nazwijmy ten głos sumieniem) stała się chorobą społeczną. I że nihilizm, który w XXI wieku zatruł już wszelkie możliwe ludzkie relacje, karmi się nieczystością jak trutką na gryzonie, imitującą pożywny pokarm prawa człowieka do „swobodnej ekspresji”. Chantal Delsol w „Czasie wyrzeczenia” ujęła to dosadnie: „Jak żyć w nihilizmie, jak w nim przetrwać? Oto pytanie, które nurtuje obserwatorów zachodnich społeczeństw, pozbawionych obecnie wierzeń (transcendentnych lub immanentnych), patrzących bez nadziei w przyszłość, wstydzących się własnej przeszłości, wyznających sprzeczne ze sobą kodeksy moralne. Najbardziej radykalnie wyraził to uczucie Fiodor Dostojewski: »Jeżeli Boga nie ma, to wszystko jest dozwolone«, innymi słowy: jeśli wali się filar, na którym wznieśliśmy budowlę naszego życia i naszej myśli, to stajemy się barbarzyńcami...”. Tak, tak, my – współcześni barbarzyńcy – mamy ośle uszy. Coraz dłuższe i głuche.

Pęknięta miłość

Anna w drodze z pracy do domu mija sklep jubilerski. Kiedyś nie zwracała na niego uwagi. Jednak od czasu, gdy „pęknięcie” miłości pomiędzy nią a Stefanem stało się faktem, przychodzi jej do głowy myśl… o obrączkach. O tym, że można by je sprzedać oraz że Stefan niczego nie zauważy, bo przecież ona już dawno prawie dla niego nie istnieje. On również jest jej obojętny. Decyduje się wejść i poprosić o wycenę. Dramat Karola Wojtyły zatytułowany „Przed sklepem jubilera” – a właściwie medytacja chwilami przechodząca w dramat – stał się jedną z najbardziej wyszydzonych ostatnimi miesiącami lektur. Za sprawą zmiany kanonu szkolnych lektur. Nie wiem, czy to słuszna decyzja, nie wyobrażam sobie, by każdy z polonistów dał sobie radę z tą „medytacją” właśnie, w której zarówno biblijne, jak i metafizyczne tło albo się widzi i rozumie, albo nie ma się pojęcia, co się czyta. I tak jest w przypadku szyderców, którzy suchej nitki nie zostawili ani na autorze, ani na jego dziele. Kompletnie nie mając pojęcia, co komentują. Spłaszczając horyzont postrzegania tematu, który porusza Wojtyła (miłość małżeńska), do jakże powszechnej dzisiaj tezy, że chodzi o doraźnie rozumianą relację pomiędzy dwojgiem ludzi, nie mają szans choćby się domyślić, co autor ma na myśli. Ciekawe… bo z czystością tak właśnie jest. I podobnie jest – w konsekwencji – z nieczystością. Jeśli nie rozumie się podstaw (albo rozumiejąc, nie uznaje się ich), nie ma możliwości dostrzec w niej zagrożenia. Taki skomplikowany grzech. XXI wiek nie ma nawet pojęcia, że nie nazywając jej grzechem, czyni z nieczystości główną linię walki pomiędzy dobrem i złem. Uściślając: między wolnością i zniewoleniem. Na pozór. I na przekór prawdzie.

Cały los człowieka

Anna ze wspomnianego dramatu po wejściu do sklepu jubilerskiego słyszy dziwne słowa. Otóż przypatrujący się długo obrączce jubiler, ważący ją wielokrotnie, patrzy w końcu w oczy kobiety i mówi: „Obrączka ta nic nie waży, waga stale wskazuje zero i nie mogę wydobyć z niej ani jednego miligrama. Widocznie mąż pani żyje – wtedy żadna obrączka z osobna nic nie waży – ważą tylko obie. Moja waga jubilerska ma tę właściwość, że nie odważa metalu, lecz cały byt człowieka i los”. Dramat, który powstał mniej więcej w tym samym okresie co słynna „Miłość i odpowiedzialność”, dotyczy miłości właśnie. Cały los człowieka również. Jeśli się tego nie rozumie, bez wątpienia jest się skazanym na nieustanne błądzenie. W czystości i miłości chodzi o rzeczy najważniejsze. Problem rodzi się oczywiście na płaszczyźnie języka – zupełnie tak samo jak w przypadku powstałego dziesiątki lat temu dzieła Karola Wojtyły. Bo kto z surfujących dzisiaj po internecie w poszukiwaniu pikantnych wrażeń jest w stanie zrozumieć definicję czystości, która oznacza „osiągniętą integrację płciowości w osobie, a w konsekwencji wewnętrzną jedność człowieka w jego bycie cielesnym i duchowym” (KKK 2337)? Albo że ktoś, kto żyje w czystości, zachowuje integralność sił życia i miłości, która „zapewnia jedność osoby i sprzeciwia się wszelkiemu raniącemu ją postępowaniu. Nie toleruje ani podwójnego życia, ani podwójnej mowy” (KKK 2338)? „Integralność” to słowo trudne, aczkolwiek szkoda, że współcześni terapeuci osób porozbijanych wewnętrznie jak okręty na mieliznach, używając go, nie biorą pod uwagę prostej zasady: „Czystość domaga się osiągnięcia panowania nad sobą, które jest pedagogią ludzkiej wolności. Alternatywa jest oczywista: albo człowiek panuje nad swoimi namiętnościami i osiąga pokój, albo pozwala się zniewolić przez nie i staje się nieszczęśliwy” (KKK 2339).

Złamana lutnia i buteleczki z trucizną

Gdyby na szamańskiej półce ustawić buteleczki z siedmioma grzechami głównymi, nakleić karteczki z napisem „trucizna” i zajrzeć następnie do spisu elementów składowych, można by się zdziwić, jak bardzo poszczególne trucizny są do siebie podobne. Nie tylko skutkami – bezpośrednimi i ubocznymi – bo ostatecznym zawsze będzie śmierć. Sébastien Lapaque, mówiąc o chciwości, stwierdził, że XX wiek był jej królestwem. Fulton Sheen tę koronę widział na głowie nieczystości: „Żyjemy dzisiaj w czasach, które właściwie można by nazwać erą cielesności. Ponieważ maleje atrakcyjność duchowości, wzrastają wymogi ciała. Żyjąc mniej dla Boga, ludzka natura zaczyna żyć tylko dla samej siebie, ponieważ »nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi« (Mt 6,24)”. W poprzednim odcinku naszego wielkopostnego cyklu te same słowa (co zdaje się oczywiste, bo przecież Chrystus wypowiedział je w kontekście dóbr materialnych) cytowaliśmy w kontekście chciwości. Chciwość i nieczystość są jak dwa oblicza tej samej tragedii: utraty panowania nad swoją zachłannością, co zawsze kończy się źle. Słuszna była intuicja amerykańskiego duchownego, który jeszcze przed wybuchem II wojny światowej ubolewał, że w Ameryce rozpada się jedno na cztery małżeństwa, a zmarł dziesięć lat po wybuchu „rewolucji seksualnej”. Gdyby dożył przełomu tysiącleci, rozwoju internetu, plagi uzależnienia od pornografii, wiek XXI nazwałby erą cielesności pandemicznej. 12 marca 1939 roku napisał: „Nieczystość to nieuporządkowana miłość do przyjemności ciała. Ważnym słowem jest tu »nieuporządkowana«, sam Bóg Wszechmogący bowiem powiązał przyjemność z ciałem. (…) Przyjemność staje się grzeszna wówczas, gdy zamiast służyć temu, do czego jest przeznaczona, zaczyna być używana jako cel sam w sobie. Jedzenie, aby jeść, jest grzechem, ponieważ jedzenie służy celowi, jakim jest zdrowie. Podobnie nieczystość jest samolubstwem lub miłością perwersyjną. Wygląda nie tyle dobra drugiej osoby, ile własnej przyjemności. Uderza w kielich, w którym znajduje się wino; łamie lutnię, by złowić muzykę w sidła. Poddaje drugą osobę sobie dla przyjemności własnej. Nie uznając cechy »inności«, stara się skłonić drugą osobę, by dbała o nas, ale nie skłania nas do dbania o drugą osobę”. Sheen do tych refleksji kwalifikujących grzech nieczystości dodaje jeszcze jedną: „Wzrostowi grzechu w tej materii towarzyszy zmniejszanie się poczucia popełniania grzechu. Dusze grzeszą bardziej, ale mniej o tym myślą. Podobnie jak chorzy, którzy są tak bliscy śmierci, że nie mają pragnienia, by wyzdrowieć, grzesznicy stają się tak zatwardziali, że nie tęsknią za odkupieniem”. Ta katastrofalna myśl zdaje się diagnozą współczesnej zarazy.

Wiaro-łomstwo?

W przywoływanej Ewangelii według świętego Mateusza Jezus uczy Żydów, czym faktycznie jest i skąd się bierze nieczystość: „Nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystym” (15,11). I choć kontekst dotyczy pokarmu, w tym Jezusowym pouczeniu znajduje się kwintesencja problemu nieczystości; to, co w „Sumie teologicznej” święty Tomasz opisze następująco: „Do czystości należy, aby osoba posługiwała się członkami ciała z umiarem, zgodnie z sądem rozumu i decyzją woli”. Rozum i wola, symbolicznie umiejscowione w sercu człowieka, mogą się zatracić w pożądliwości. Tak zaczynają się ludzkie tragedie. I nie są to już tylko tragedie tysięcy pokiereszowanych małżeństw, duchownych, którzy porzucili służbę, czy ludzi uzależnionych, którzy wylądowali na kozetce u psychoterapeuty. To tragedie o wiele większej rzeszy ludzi, których umieszczono w upozorowanym świecie. W „Siedmiu grzechach głównych dzisiaj” Joanna Petry-Mroczkowska przypomniała, że fałsz to jedna z podstawowych cech nieczystości: „Najłatwiej to wykazać w wypadku cudzołóstwa. Stosunki pozamałżeńskie dość powszechnie uchodziły za poważny występek przeciwko porządkowi. Łamanie przysięgi, wiarołomstwo, które już z praktyki językowej znikło, to szkoda nie tylko dla osoby pokrzywdzonej, ale i dla instytucji opierającej się na obietnicy”. Czy człowiek w epoce, w której jest lansowany jako nomada, bez korzeni, wieku i płci, zna jeszcze słowo „wiarołomstwo”? I czy w związku z tym, że nie zna, jest w stanie pojąć, dlaczego małżeństwo – jak to ujął Wojtyła – może stać się w pewnym momencie uciążliwą egzystencją „dwojga, którzy w sobie zajmują wzajemnie coraz mniej miejsca”? Petry-Mroczkowska dodaje: „Kultura, współtworzona, jak ktoś powiedział, przez ekshibicjonistów, czyni z aktywności seksualnej czynnik konieczny do szczęścia. Nasza epoka z jej panseksualizmem i obsesją natychmiastowego zaspokojenia, jak żadna dotąd, posługuje się zwodniczym hasłem, często reklamowym, które głosi, że seks niezawodnie przynosi szczęście. Ale gdyby tak było, żylibyśmy w raju!”. Słusznie, bo nie żyjemy w raju. A fałszywy raj zawsze będzie piekłem. Imitacją. Rajem utraconym na skutek zbyt długich i głuchych zarazem uszu. Oślich uszu błazna. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.