– Naszym zwycięstwem będzie śmiech dzieci na naszej ziemi – mówi ukraińska elżbietanka.
Siostra Jonasza przed wyruszeniem do Odessy.
archiwum prywatne
Jej rodzina od początku wojny znajduje się na terenie okrążonym przez Rosjan, a brat walczy pod Ługańskiem. Siostra Oksana karmi uchodźców, przygotowuje paczki i modli się o pokój.
Morze cierpienia
Każdy poranek ma swój rytuał. To wiadomości rozsyłane do rodziny, współsióstr i przyjaciół z jednym słowem: „Żyjesz?”. Po każdej otrzymanej odpowiedzi na sercu jest lżej i wracają siły do codziennych zajęć. – Bratu walczącemu w Donbasie mówię: „Trzymaj mocno karabin”, a my bierzemy różańce do ręki i też mocno trzymamy. To jest nasza broń, to wszystko, co możemy zrobić dla Ukrainy. Mocno ufam, że Pan Bóg nas nie zostawił i to zło wkrótce się skończy – mówi „Gościowi” siostra Oksana Ponidzelska. Elżbietanka pracuje w Czerwonogradzie w archidiecezji lwowskiej. Do granicy z Polską jest 26 kilometrów, stąd przez ich parafię nieprzerwanie płynie rzeka uchodźców. – Takiego cierpienia i smutku ludzi nigdy nie widziałam; historie, których słucham, świadczą o wyjątkowym okrucieństwie najeźdźców. Schroniło się u nas młode małżeństwo, któremu zabito półtoraroczne dziecko. Płaczę z nimi, przytulam i na ile mogę – pomagam – mówi siostra Oskana. W mieście nie ma wielu piwnic i schronów. Ludzie chronią się więc w podziemiach kościoła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.