Przyjęliśmy błogosławieństwo

Franciszek Kucharczak

Mamy wielkie szczęście, że możemy gościć uchodźców. Z nimi przychodzi do nas Pan Jezus.

Przyjęliśmy błogosławieństwo

Wczoraj (w poniedziałek) wieczorem wziąłem udział w modlitwie dwóch diakonii wspólnoty Jezusa Miłosiernego w rybnickiej dzielnicy Chwałowice. Zebraliśmy się w kaplicy domu parafialnego, w którym od trzech dni mieszka kilkadziesiąt kobiet i dzieci z Ukrainy. Modliliśmy się przed wystawionym Najświętszym Sakramentem, uwielbiając Jezusa śpiewem i polecając Mu Ukrainę. W pewnym momencie moja żona, chcąc na chwilę wyjść, otwarła drzwi kaplicy. Za nimi stały zaciekawione dwie dziewczynki. Widząc zapraszające uśmiechy, weszły i usiadły u stóp ołtarza. Drzwi pozostały otwarte, żeby mamy nie martwiły się o swoje pociechy. Po chwili weszły kolejne dwie dziewczynki, a potem chłopczyk. I tak siedziały, patrząc ze zdziwieniem na tych ludzi, tak szczęśliwych i radosnych z powodu bliskości Pana Jezusa. Czasem dzieci szeptały coś do siebie i próbowały z nami śpiewać. Wreszcie zjawiły się trzy matki. One także nieśmiało weszły w tę „przestrzeń chwały”. Zapewne zorientowały się, że nasza modlitwa obejmuje ich ojczyznę, bo słowo „Ukraina” pojawiało się wielokrotnie. W pewnym momencie wszystkie panie, ze łzami w oczach, trafiły w ramiona stojących blisko osób. Przez dłuższy czas wszyscy razem trwali w uścisku.

Wszystko odbywało się w kontekście trwającego uwielbienia. To było coś niesamowitego. Mieliśmy poczucie, że te dzieci i ich matki stały się dla nas widomym znakiem obecności Chrystusa, tak samo jak konsekrowana Hostia, którą adorowaliśmy. Zresztą czy mogło być inaczej? Przecież Jezus obiecał, że kto przyjmie „najmniejszych” w Jego imię, ten Jego samego przyjmie.

Gdy ksiądz błogosławił nam Najświętszym Sakramentem, kątem oka zobaczyłem, jak dziewczynki, obserwując nas, żegnają się po prawosławnemu. 
Po wyjściu z kaplicy musiałem uważać, żeby nie nadepnąć na autko, które, w otoczeniu kolegów pilotował zdalnie czarnowłosy malec. Potem minąłem salkę, w której leżało mnóstwo ubrań z darów od ludzi, a w końcu natknąłem się na Ukrainki myjące podłogi. Trochę nadeptałem, ale uśmiechy pań mnie rozgrzeszyły. 

I tak sobie myślę, że na przekór ponurej rzeczywistości wojny właśnie realizuje się zapewnienie Apostoła: „Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska”. Doświadczamy jedności na wielu poziomach – narodowym, wyznaniowym i po prostu ludzkim. Pokoju zakorzenionego w Bogu żadne „ruskie trolle”, ani nawet dywizje Putina nie zdołają zniweczyć. 
 

Przyjęliśmy błogosławieństwo   Mieliśmy poczucie, że te dzieci i ich matki stały się dla nas widomym znakiem obecności Chrystusa, tak samo jak konsekrowana Hostia, którą adorowaliśmy. Franciszek Kucharczak