Pod płaszczem Eliasza

GN 7/2022

publikacja 17.02.2022 00:00

O opiece nad umierającymi na Podlasiu, przemierzaniu kilometrów w drodze do pacjentów i budowie hospicjum stacjonarnego opowiada dr Paweł Grabowski.

Pod płaszczem Eliasza Roman Koszowski /Foto Gość

Szymon Babuchowski: Wiejskie hospicjum – to chyba rzadkość w Polsce?

Paweł Grabowski: Na obszarach wiejskich Podlasia jesteśmy pierwsi, ale nawet w skali kraju jest to rzadkość, bo jeśli przyłożymy do tego wyłącznie kryteria ekonomiczne, okaże się, że to żaden „biznes”. W mieście często w jednym bloku mieszka więcej osób niż w kilku podlaskich wioskach oddalonych od siebie o kilka kilometrów. Dużo trudniej tę rzeczywistość ogarnąć, kiedy trzeba codziennie zrobić kilkadziesiąt kilometrów, dojeżdżając do pacjentów.

To czemu rzucił się Pan na tak głęboką wodę?

Miałem kiedyś taki epizod podczas badania, kiedy zatrzymało się moje krążenie i oddychanie. Wtedy przyszła refleksja, że nie ma czasu na robienie rzeczy nieważnych. Byłem wtedy zatrudniony w centrum onkologii na warszawskim Ursynowie. Bardzo mnie pociągała medycyna paliatywna, otworzyłem specjalizację z tej dziedziny, pracowałem też w kilku hospicjach w Warszawie i okolicach. I doszedłem do wniosku, że to jest taka dziedzina, której chciałbym poświęcić dalszą część swojego życia zawodowego.

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.