Chory ważniejszy od choroby

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 6/2022 Otwarte

publikacja 10.02.2022 00:00

Wspominam Lourdes z ogromnym sentymentem. Po raz pierwszy i jak na razie jedyny znalazłem się tam po dwudniowej podróży pociągiem w ramach pielgrzymki chorych i ich opiekunów. Kiedy przedstawiono mi ideę zorganizowania przedsięwzięcia na taką skalę (pociąg? Francja? Pireneje? Ciężko chorzy ludzie?), pomyślałem – choć z perspektywy czasu trudno się do tego przyznać – że to utopia. A jednak. Stało się.

Chory ważniejszy od choroby

Chorzy, którzy brali udział w tej podróży, zmagali się z różnymi rodzajami cierpienia. Niektórym z nich brakowało cierpliwości, by znosić uciążliwości wynikające z podróży, inni, naprawdę słabi, cierpieli ogromnie, ale znosili to mężnie… Ile osób, tyle rodzajów cierpienia, myślałem. I ze zdziwieniem obserwowałem, jak człowiek potrafi się zmienić pod wpływem innych ludzi. Choćby nic nie mówili. Choćby nie pocieszali. Choćby tylko słuchali.

Przywołuję tamtą podróż ze względów oczywistych, od trzydziestu bowiem lat każdego roku we wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Lourdes obchodzony jest Światowy Dzień Chorego i na tę okazję papież zazwyczaj kieruje do wiernych swoje przesłanie. Dzień ten ustanowił Jan Paweł II i ogłosił w liście skierowanym 13 maja 1992 roku do przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia kardynała Fiorenza Angeliniego. Postanowił też, że każdy kolejny obchodzony miał być uroczyście w znanym sanktuarium maryjnym – pierwszy właśnie w Lourdes (następny, co znamienne, w Częstochowie). W przesłaniu na tegoroczny Światowy Dzień Chorego Franciszek wyraził bardzo ważną myśl: „Nowe technologie pozwoliły wypracować metody terapeutyczne, które są bardzo korzystne dla chorych; badania naukowe nadal wnoszą cenny wkład w pokonywanie starych i nowych patologii; medycyna rehabilitacyjna bardzo rozwinęła swoją wiedzę i umiejętności. Wszystko to jednak nie może nigdy przesłonić wyjątkowości każdego pacjenta, z jego godnością i jego słabością. Chory jest zawsze ważniejszy od jego choroby, dlatego w każdym podejściu terapeutycznym nie można pominąć wsłuchiwania się w głos pacjenta, jego historię, lęki i obawy. Nawet wtedy, gdy nie można wyleczyć, zawsze można otoczyć opieką, zawsze można pocieszyć, zawsze można sprawić, by pacjent poczuł bliskość, która świadczy o zainteresowaniu osobą bardziej niż jej chorobą”. Przyznam, tymi słowami papież zabił mi klina, tym bardziej że kilka wersów wcześniej powołał się na jednego z cenionych przeze mnie filozofów, Emmanuela Levinasa, twierdzącego, że ból „absolutnie izoluje”. Cała ta papieska interpretacja spraw teoretycznie najbardziej oczywistych uświadomiła mi bowiem, jak łatwo ulec złudzeniu i zbyt pochopnie osądzić, co dla cierpiącego jest lepsze, a co gorsze (rzecz jasna nie mam na myśli medykamentów, ale postawę). I jak łatwo jest popełnić w tym względzie błąd. Działając w dobrej wierze, narobić szkód. Przegadać, przeintelektualizować, ba – nawet „przeteologizować”. W sytuacji, w której wystarczyłoby zamilknąć. Każdy ma prawo zostać wysłuchanym – chory szczególnie. •