Ten trójkąt się sprawdził. Pozwolili Bogu zaplanować życie, zamknęli firmę, zostali bez pieniędzy, ale nie byli sami. On się w nich zakochał.
Sensem życia Doroty i Eugeniusza Ficków jest pomaganie innym.
Roman Koszowski /Foto Gość
Miłość wylewa się z Doroty Fick. Nie wie, skąd się to wzięło, ale pamięta, że jej dzieciństwo było przepełnione dobrocią rodziców i czworga rodzeństwa, mimo że wszyscy żyli w niewielkim domu, który był biedny fizycznie, ale bogaty duchowo.
Eugeniusz Fick był inny. W niedzielę z rodziną do kościoła szedł, ale już wtedy czuł, że to mało, że tylko na tym nie da się budować. Fundamenty były, ale brakowało zaprawy na mury. Zaczął szukać – i znalazł Dorotę.
I ślubuję Ci drogę trudną
Właściwie nie wiadomo, kto kogo znalazł, bo na oazie Dorota była jego animatorką. – Musiała mnie sobie wychować – śmieje się Eugeniusz, kiedy wspomina tę radosną, młodą dziewczynę, od której dostał swoje pierwsze Pismo Święte. Zauroczyła go, oczarowała wiarą, zaufaniem, dobrocią.
Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.