Podsłuch w kieszeni

Jakub Jałowiczor

|

GN 2/2022 Otwarte

Kwestia systemu Pegasus wpisuje się w wojnę Platformy Obywatelskiej z Prawem i Sprawiedliwością. Przypomina jednak ważne pytania o poszanowanie prywatności obywateli.

Jakub Jałowiczor Jakub Jałowiczor

Pegasus to oprogramowanie umożliwiające podsłuchiwanie telefonu i przeglądanie z niego informacji: zdjęć, e-maili, danych z aplikacji, a także lokalizacji sprzętu. Program daje też dostęp do kamery i mikrofonu, umożliwiając podsłuchiwanie i podglądanie otoczenia danego smartfona.

Z punktu widzenia wojny między głównymi partiami zarzut o stosowanie Pegasusa to okrzyk: „Łapaj złodzieja”. Poprzednia władza kupiła podobny system – włoski Galileo, pozwalający kontrolować telefon tak samo jak Pegasus. Za jej czasów miało miejsce kilkadziesiąt przypadków inwigilacji dziennikarzy, czego do dziś do końca nie wyjaśniono. Co do meritum nie dziwi to, że władza kupuje swoim służbom sprzęt, za pomocą którego mają one śledzić przestępców. Są jednak co najmniej trzy „ale”. Po pierwsze, podsłuch musi być prowadzony na wniosek prokuratora i za zgodą sądu. W przeszłości oskarżano służby o to, że naciągają dowody, żeby dostać zgodę. Po drugie, zakres inwigilacji nowoczesnymi środkami jest gigantyczny. Dawny podsłuch pokojowy to w porównaniu z nimi pestka, choć i on pozwalał na zbieranie kompromitujących materiałów. Prawo słabo reguluje kwestię tego, co wolno, a czego nie wolno czytać z kontrolowanego telefonu – a możliwe jest czytanie wszystkiego. Po trzecie wreszcie, niezbyt rozsądne jest kupowanie systemu podsłuchowego za granicą. Ryzyko, że dane wypływają, graniczy z pewnością. Nawet jeśli oprogramowanie służy np. służbom skarbowym, a nie Agencji Wywiadu, lepiej byłoby mieć własny system.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.