Kupiłem ostatnie bilety na przedświąteczny spektakl, gdy na mocy rządowego rozporządzenia limit na widowni został obniżony do 30 proc. Wejdziemy? Nie wejdziemy? Powinno się udać: do limitu nie zostaną wliczone osoby zaszczepione. Przy bramce, w odpowiedzi na umieszczoną w sieci prośbę organizatorów, sięgamy do kieszeni po certyfikaty covidowe. – Dziękuję, nie trzeba – słyszymy w odpowiedzi. I wchodzimy do środka.

Tamtego wieczoru sala teatralna była wypełniona do ostatniego miejsca. Organizatorzy nie mogli wiedzieć, ilu spośród widzów było zaszczepionych, a ilu nie. Nie wspominam o tym dlatego, żeby odsądzać ich od czci i wiary. Ta sytuacja dobrze ilustruje chaos, który zapanował w sprawie weryfikacji szczepień przez przedsiębiorców. Właściciele i pracownicy restauracji, kin, teatrów czy obiektów sportowych mają wątpliwości, czy wolno im żądać od swoich klientów takich zaświadczeń. Jak jest w istocie?