Największy paradoks świata

Marcin Jakimowicz

„Nieludzki Bóg!” – czytam w warczących komentarzach. Jest w tym ziarno prawdy: żaden człowiek nie mógłby wymyślić Kogoś podobnego.

Największy paradoks świata

Jest Boski. I ludzki. Do szpiku kości. Dobrowolnie ogałaca się z chwały, by ruszyć w drogę krzyża, umyć brudne nogi uczniów, stanąć na końcu kolejki i ostatecznie na Golgocie „stać się grzechem”, „zwracając się przeciwko samemu sobie” (to określenie Benedykta XVI).
Nie ma granic. Jest wieczny, nieśmiertelny, nieskończony. Słowa są bezradne wobec Jego potęgi. A jednak „Ma granice nieskończony” – śpiewamy.

Syn Nieśmiertelnego upokarza się i schodzi na ziemię po to, by nauczyć się być śmiertelnym człowiekiem. Król przyjmuje reguły tego świata, by stać się sługą. „Istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2, 6-9).

Szuka przyjaciół, nie podwładnych. Chce, żebyśmy przyszli do Niego kierowani miłością, a nie lękiem.

Od lat porusza mnie scena biblijna zapowiedź Wcielenia: scena, w której młodziutki Dawid zawiera przymierze z Jonatanem. Z jednej strony stoi pastuch, „zabrany od owczych zagród”, z drugiej syn samego króla Saula.

„Jonatan zdjął płaszcz, który miał na sobie, i oddał go Dawidowi, jak i resztę swojego stroju - aż do swego miecza, łuku i pasa” (1 Sm 18, 4).
Jonatan oddaje Dawidowi drogi książęcy płaszcz – Dawid swą lichą pasterską suknię.
Jonatan podaje Dawidowi miecz i łuk – Dawid swą procę.
Jonatan przekazuje swój drogocenny królewski pas – Dawid rzemień.
Gdyby ktoś wówczas popatrzył na nich, zauważyłby Dawida – bogatego syna królewskiego i… skromnego pasterza Jonatana. Obok siebie stali „książę i żebrak”. Czy nie takiej nieoczekiwanej zamiany miejsc dokonał Mesjasz, przychodząc jako bezbronne niemowlę?