Co się stało?

Marcin Jakimowicz

Dlaczego Antonio Socci, główny krytyk papieża Franciszka napisał, że… to piękny pontyfikat? Co sprawiło taką przemianę?

Co się stało?

Dowiedziałem się o tym od znajomych z Włoch. Wysłali mi informację zatytułowaną „Bunt przeciw papieżowi nigdy nie wyjdzie na dobre”. Zerknąłem i przetarłem oczy ze zdumienia.

Ceniony włoski publicysta Antonio Socci, który przez ostatnie lata nie szczędził niezwykle gorzkich słów pod adresem Franciszkowego pontyfikatu (węsząc spisek przeciw Benedyktowi XVI poddawał nawet w wątpliwość ważność i legalność samego konklawe!), dzień przed rocznicą święceń papieża 12 grudnia w „Libero Quotidiano” (a później na swym autorskim blogu) opublikował tekst, w którym bez owijania w bawełnę wyznał: „Jutro przypada rocznica święceń kapłańskich Jorge Mario Bergoglio, który w piątek, 17 grudnia, skończy 85 lat. Nie wiem, czy w głębi serca dokona wstępnej oceny swojego pontyfikatu (analitycy już rozpoczęli). Z pewnością trudno jest przewodzić Kościołowi w burzliwym ostatnio czasie, być świadkiem galopującej dechrystianizacji (w świecie, który wydaje się, że oszalał) i narażać się na ataki demonizujących i wygłaszających pochlebstwa (nie wiem, co jest gorsze)”.

Włoch jest do bólu szczery, pisząc, że „sam w przeszłości nie szczędził krytyki (nawet zbyt ostrej, czasem mało miłosiernej)”, wylicza kierowane dotąd przeciw Franciszkowi mniej lub bardziej zasadne oskarżenia, by zaskakująco podsumować: „Pomijając wiele drugorzędnych szczegółów, należy przyznać, że w pierwotnej postaci ten pontyfikat jest bardzo piękny i przedstawia jedno wielkie zadanie Kościoła trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa. Można go podsumować w następujący sposób: Bóg zmiłował się nad wszystkimi i stał się Człowiekiem, który przyszedł szukać nas, jednego po drugim, aby nas zbawić, płacąc okup na krzyżu za każdego z nas, chociaż na to nie zasłużyliśmy”.

Publicysta upomina tych, „którzy nie rozumieli, że papieżowi nie zależy na posiadaniu fanów, ale chrześcijan o płonącym sercu, wychodzących z zakrystii i niosących wszystkich w objęcia Tego, który się nad nimi zmiłuje – Zbawiciela. Szczególnie tych, którzy są bardzo daleko i są zagubieni”.

Wspomina o duchowej drodze, którą przebył. Ważne były na niej papieskie gesty – opowiada – w tym wzruszający „ojcowski gest pokory” Po opublikowaniu jednej ze swych krytykujących papieża książek, ten napisał mu list, w którym… podziękował za wydawnictwo i dodał: „Także krytyka pomaga nam kroczyć do Pana właściwą drogą”. Co więcej: pobłogosławił autora krytyki („proszę Pana, by Cię błogosławił i Matkę Bożą, by Cię strzegła”). Papież Franciszek podpisał się wówczas: „Brat i sługa w Panu”.

Socci, pisząc o pontyfikacie Franciszka, przywołuje intuicję Dietricha Bonhoeffera: „Bóg nie wstydzi się podłości człowieka, przenika ją, obiera za swoje narzędzie istotę ludzką i czyni cuda tam, gdzie najmniej się tego spodziewamy. Bóg jest bliski podłości, kocha to, co stracone, co nie jest uważane lub nieistotne, co jest zepchnięte na margines, słabe i złamane. Tam, gdzie ludzie mówią: zgubiony, tam On mówi: znaleziony. (…) Tam, gdzie ludzie mówią: „Podły”, tam Bóg woła: „Błogosławiony”.

To wedle niego kwintesencja tego pontyfikatu. „Jeśli prześledzimy w pamięci ten pontyfikat, odczytamy zawarte w nim, choć wśród błędów i zamieszania, to jedyne i wyjątkowe przesłanie” - konkluduje.