Rozsądek – rodzina – religia

Jacek Wojtysiak

Czy jest możliwy współczesny konserwatyzm, który trafi do wielu i wielu połączy? Tak. Taki konserwatyzm sprowadza się do trzech R: rozsądek – rodzina – religia. Przyjrzyjmy się im bliżej.

Rozsądek – rodzina – religia

Konserwatysta to, po pierwsze, ktoś, kto kieruje się w życiu prywatnym i publicznym zdrowym rozsądkiem. Pojęcie zdrowego rozsądku można różnie rozumieć. Konserwatysta wiąże je z kilkoma zasadami. Wśród nich występuje zasada realizmu oraz zasada tradycji. Pierwsza mówi, że w życiu (a przede wszystkim w życiu społecznym) należy minimalizować liczbę fikcji. Niestety, rozwojowi cywilizacji towarzyszy mnożenie fikcyjnej pracy (która rośnie wraz ze wzrostem komputeryzacji), fikcyjnych instytucji (których ranga jest tym większa, im mniej spraw naprawdę załatwiają) oraz fikcyjnych idoli (którzy są tym ważniejsi, im głupsi). Konserwatysta stara się ich unikać. Druga zasada mówi, że należy trzymać się tych wspólnot oraz idei, które przetrwały próbę czasu. To prawda, że w sferze nauki i techniki trzeba nieustannie eksperymentować. Jednak eksperymenty w sferze moralności i kultury albo grożą poważnymi nieszczęściami albo zabierają nam najlepsze lata życia. Życia nie da się powtórzyć, dlatego lepiej przyjmować jego sprawdzone modele niż na starość narzekać. 

Wartość rodziny i wartość religii można wyprowadzać z zasady tradycji. Obie wartości – rozumiane zarówno jako instytucje, jak i sposoby życia – przetrwały próbę czasu. W historii ludzkości trudno znaleźć kulturę bez rodziny i bez religii. Nawet jeśli przeżywały one kryzys, to ludzie do nich wracali, wiedząc, że kryzys rodziny i kryzys religii jest kryzysem człowieczeństwa, na którym wszyscy tracimy. Istotą rodziny i religii jest bowiem więź. Pierwsza łączy ludzi między sobą. Druga zaś łączy nas z osobową Podstawą naszego bytu. 

We współczesnych społeczeństwach ocierają się o siebie dwa modele życia: model rodzinny oraz model indywidualistyczny. Pierwszy widzi szczęście człowieka w małej, trwałej i komplementarnej wspólnocie. Bycie żoną i matką, bycie mężem i ojcem, bycie córką i siostrą oraz bycie synem i bratem to nasze najbardziej pierwotne i najbardziej naturalne relacje. Dzięki nim zachowujemy naszą tożsamość, bezpieczeństwo i nie czujemy się samotni. Temu modelowi przeciwstawia się model indywidualistyczny, który kładzie nacisk na wolność i niezależność jednostki. Aby jednak zagwarantować jednostce poczucie bezpieczeństwa i przynależności (bez których trudno żyć), proponuje się jej przynależność do dużych i sztucznych wspólnot – do grup w mediach społecznościowych, do korporacji, do struktur ponadnarodowych itp. Z tych wszystkich „wspólnot” realnie coś dają tylko korporacje – dają pieniądze, a przez to komfort życia i prestiż. Czy jednak nie wymagają one w zamian wyrzeczenia się wolności i oddania się fikcyjnym idolom? Czy nie zostawiają one swych pracowników bez miłości i szczęścia, które dawała tradycyjna rodzina? 

Konserwatysta jednoznacznie stawia na rodzinę. Dlatego kryterium oceny rozmaitych pomysłów na życie będzie stanowiło dla niego to, czy sprzyjają one rodzinie, czy nie. Na pewno rodzinie nie sprzyja luz obyczajowy, głośne nowinki lub eksperymenty w zakresie etyki płci, przeniesienie centrum życia z rodziny na sztuczne instytucje, deprecjacja macierzyństwa i ojcostwa, jawne lub ukryte promowanie uzależnień itp. Współczesny konserwatyzm powinien skupić się na rodzinie, wywodząc wszystkie swe programy z zasady ochrony naturalnej rodziny jako podstawowej wspólnoty ludzkiej. Wspólnoty, wobec której wszystkie inne wspólnoty mają znaczenie pochodne, wtórne lub służebne. To nie jest banał, ponieważ indywidualistyczny (czy indywidualistyczno-korporacyjny) model życia staje się coraz bardziej powszechny i – wbrew zdrowemu rozsądkowi – jest coraz bardziej promowany przez elity kulturowe. Promowany wraz ze sprzyjającymi temu modelowi ideologiami i zjawiskami, czemu towarzyszy krytyka takich – istotnie powiązanych z rodziną – wspólnot, jak naród i Kościół. 

Trzecim R współczesnego konserwatysty powinna być religia. Omawiam ją na końcu nie dlatego, że pomniejszam jej rolę, lecz dlatego, że spaja ona nasz naturalny sposób życia i odnosi go do wymiaru ostatecznego. To religia daje nam realną nadzieję na to, że nasze życie nie skończy się wraz z naszą biologiczną śmiercią, a nasza tradycja przekazywana w ciągłości pokoleń nie zniknie gdzieś w dziejach ludzkości i kosmosu. To religia, a w szczególności chrześcijaństwo, mówi nam, że nasze życie jest naprawdę ważne, gdyż stworzył je i wszedł w nie Bóg. To religia – i tylko ona – gwarantuje nam pełnię trwałości i wspólnoty, których tak bardzo wszyscy pragniemy. Dlatego konserwatysta żyje rytmem religijnych świąt i –– nazywając je po imieniu – czeka na Boże Narodzenie, czyli zamieszkanie Boga w ludzkiej rodzinie.