Pieśń ukorzonego serca

Szymon Babuchowski

|

GN 48/2021

publikacja 02.12.2021 00:00

Jest w tym paradoks, że dzieło niedokończone i niedoskonałe, jakim jest Requiem Wolfganga Amadeusza Mozarta, odbieramy dziś jako jedno z największych arcydzieł wszech czasów. Skąd ten fenomen?

Pieśń ukorzonego serca istockphoto

Jego śmierć obrosła legendą, wzmocnioną jeszcze w naszych czasach przez znakomity film „Amadeusz” Miloša Formana. W tę legendę wpisuje się też jego ostatnie, niedokończone dzieło – Requiem d-moll, kryjące w sobie wiele tajemnic. 230 lat temu zmarł Wolfgang Amadeusz Mozart.

Requiem dla samego siebie

Czy Mozart napisał mszę żałobną na własną śmierć? Z całą pewnością na koniec ziemskiego życia przygotowywał się od pewnego czasu. Stefan Jarociński, autor biografii Mozarta, zauważa, że już w 1787 roku, a więc na cztery lata przed odejściem do wieczności, kompozytor pisał o śmierci jako o przyjaciółce i pocieszycielce człowieka, nazywając ją „kluczem, który otwiera nam bramę do prawdziwego szczęścia”. Jednak bezpośredni impuls do napisania utworu był bardziej prozaiczny: powstał on na zamówienie. Zlecającym był hrabia Franz von Walsegg-Stuppach, który poprzez muzykę chciał oddać cześć zmarłej żonie. Wątek ten chętnie rozwijano w legendach, opowiadając np. o tajemniczym, diabolicznym posłańcu, który miał wręczyć Mozartowi list z ofertą. Walsegg podobno był maniakiem, chcącym uchodzić za kompozytora, i zamierzał podpisać zamówioną mszę jako własną. Jarociński zauważa jednak, że podobne wątki „ukazywane bywają przez niektórych biografów mozartowskich w tak malowniczy sposób, że nie podobna dziś rozstrzygnąć, ile w nich jest prawdy, a ile literackiej fantazji”.

Największe emocje wzbudza teoria o rzekomym otruciu kompozytora, powtarzana do dziś w różnych wersjach. Pierwsza wzmianka na ten temat pojawiła się w jednym z berlińskich dzienników w niecały miesiąc po śmierci Mozarta, ale do spopularyzowania tej hipotezy najbardziej przyczyniła się jego biografia, opublikowana w 1798 roku przez Františka Xavera Němečka. Znajdziemy w niej m.in. taki fragment: „Żona przyglądała się (...) zatroskana. Gdy pewnego dnia poszła z nim do Prateru, aby mu zapewnić rozrywkę i poprawić humor, i siedzieli tam sami, Mozart zaczął mówić o śmierci i stwierdził, że tę mszę żałobną komponuje dla siebie. Łzy stanęły w oczach temu wrażliwemu mężczyźnie. »Mam mocne poczucie – ciągnął – że długo już nie pożyję, na pewno mnie otruto. Nie mogę się uwolnić od tej myśli«”. Konstancja Mozart trzy dekady później potwierdziła zresztą, że jej mąż był przekonany, iż został otruty. Sama jednak uznawała tę myśl za niedorzeczną.

Dostępne jest 32% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.