Co się stało, że tak wielu współczesnych katolików odwróciło się od kochającego ich Jezusa i Jego Kościoła?
Fontanna z figurą Maryi Niepokalanej w Leżajsku.
henryk przondziono /foto gość
Jeśli ktoś uważnie wczyta się w Biblię, zauważy, że Maryja, Matka Jezusa Chrystusa, jest absolutnie wyjątkową postacią w historii zbawienia. I jeśli ten ktoś będzie konsekwentny, musi dojść do wniosku, że okazywanie Bogurodzicy synowskiej miłości jest wolą Boga.
To o Matce Mesjasza mówi kluczowy werset Księgi Rodzaju: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3,15).
Już u zarania dziejów ludzkości sam Bóg zapowiada, że Niewiasta i Jej Syn zniweczą plany odwiecznego kłamcy i oskarżyciela dzieci Bożych. Maryja ma w tych planach rolę nadzwyczajną.
„Niewiasto” – właśnie tym uroczystym słowem, którego użył Bóg w raju, zwraca się Pan Jezus do swojej Matki w różnych sytuacjach opisywanych w Ewangelii. To słowo wypowiada wreszcie z krzyża jako jedno z ostatnich przed śmiercią: „Niewiasto, oto syn Twój”. To o Janie, ale oczywiste jest, że testament z krzyża nie dotyczył tylko jednego człowieka i nie był tylko prostą dyspozycją co do dalszych ziemskich losów Maryi. Podobnie ze wskazaniem dla Jana, który reprezentuje w tym momencie nas wszystkich: „Oto Matka twoja”.
Maryja jest więc naszą Matką, a my Jej dziećmi, i jest to wyraźna wola Boga. „I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie” – pisze ewangelista Jan (19,27). To kolejne wskazanie dla nas, uczniów Jezusa: mamy wziąć Maryję do siebie. Bo jest, z łaski Boga, naszą Matką. A my jesteśmy Jej dziećmi.
Dostępne jest 19% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.