Książę Pokoju nadchodzi

ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 47/2021 Otwarte

publikacja 25.11.2021 00:00

Modlitwa chrześcijańska nie jest odwróceniem się od własnej historii ani ucieczką od życia, ale podstawową czynnością, która, jak oddychanie, przy życiu nas utrzymuje.

Książę Pokoju nadchodzi istockphoto

Prekursor psychologii humanistycznej William James napisał pod koniec XIX wieku: „Całe nasze życie, tak dalece, jak dalece ma ono określoną postać, nie jest niczym więcej niż zbiorem nawyków”. Miał rację rzecz jasna jedynie w kontekście naszych codziennych wyborów, które wpływają na kształt życia. Jak grzybów po deszczu przybywa na rynku książek o nawykach – ich autorzy zarabiają krocie na uświadomieniu czytelnikowi podstawowej zasady, że większość naszych codziennych wyborów wynika z nawyków, jakich nabraliśmy i które rozwinęliśmy, determinujących nasze zachowania. Trudno się z nimi nie zgodzić – człowiek jest istotą leniwą i łatwiej jest mu się kierować wyuczonym rytuałem, bo czuje się wówczas bezpiecznie. Nawet jeśli są to nawyki złe, wręcz rujnujące życie, jak uzależnienia od szkodliwych substancji czy niebezpiecznych zachowań. To dlatego specjaliści od uzależnień twierdzą, że aby się od nich uwolnić, trzeba najpierw przebudować myślenie. Nawykiem może stać się dosłownie wszystko, a każdy nawyk ma na nas wpływ – czy to budujący, czy rujnujący.

Zmień nawyki

Pożądane by było, aby chrześcijanin utrwalał w sobie nawyki wiążące się z zachowaniami, do których wzywa go Ewangelia: post, modlitwa, jałmużna. Święci je mieli. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że bez ich nabycia nie da się zrealizować swojego powołania do świętości. Paradoksem jest, że wszystkie te trzy wartości powracają jak bumerang w zsekularyzowanym świecie, odrzucającym nauczanie Jezusa Chrystusa. Wartości uzdrawiającego ciało postu, porannego wyciszenia w praktyce tzw. miracle morning czy altruistycznego wychodzenia „poza siebie” niosą dzisiaj na sztandarach nawet ci, którym Ewangelia kojarzy się wyłącznie ze zbiorem spreparowanych na korzyść Kościoła opowieści o nieistniejącym Jezusie. Zapewne nie mają świadomości, że wszystko to już było i że ich postawa stanowi realizację zasady, że natura nie znosi pustki. Dla nas, chrześcijan, podstawą wszystkich trzech wartości jest nauczanie Zbawiciela – wyrażone zwłaszcza w szóstym rozdziale Ewangelii Mateuszowej, w Kazaniu na Górze. „Kiedy dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą” – mówi Jezus. I dodaje: „Gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi” oraz: „Gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz”.

Oddychaj

„Trzeba przypominać sobie o Bogu częściej, niż oddychamy” – cytuje katechizm świętego Grzegorza z Nazjanzu w części poświęconej modlitwie chrześcijańskiej. Słowa te faktycznie oddają istotę modlitwy, choć porównanie to może stanowić niebezpieczeństwo. Oddychamy bezwiednie i w normalnych okolicznościach nawet nie mamy świadomości, że to robimy. Niektórym wydaje się, że wystarczy powiedzieć: „Całe moje życie jest modlitwą”, aby usprawiedliwić brak praktyk modlitewnych i nieświadomie w ten sposób przyczynić się do całkowitego zaniku umiejętności modlenia się, co zawsze prowadzi do duchowego paraliżu. Jeszcze gorzej jest z tymi, którzy à propos niedzielnej Eucharystii mają do powiedzenia jedynie to, że najlepiej modli się im na łonie natury, gdzie czują, że spotykają Boga. Ostrożnie z tą naturą. Dwa z podstawowych prawideł życia modlitewnego, wyartykułowane przez benedyktyna ojca Johna Chapmana, brzmią: „Módl się, jak potrafisz, i nie próbuj modlić się tak, jak nie potrafisz. Im mniej się modlisz, tym gorzej to idzie”. Pierwsze zdawałoby się odpowiadać potrzebom tych, których wspólnota w kościele rzekomo męczy, a formalizm liturgii ogranicza, choć tylko pozornie. Tutaj zastosowanie ma raczej to drugie prawidło.

O modlitwie napisano tyle książek, że z pewnością nie da się sporządzić wyczerpującej bibliografii na ten temat. W jednej z nich zmarły w 2012 roku jezuita ojciec Jacek Bolewski porusza temat etapów modlitwy: „Zakładamy, że chodzi o pewną drogę, z którą w życiu modlitwy mamy do czynienia”. Rozwój człowieka przewiduje oczywiście także rozwój jego życia duchowego. „W miarę jak rozwija się człowiek, powinna się także rozwijać jego modlitwa. W przeciwnym razie przestanie być żywa i pozostanie tylko – jeśli w ogóle się zachowa – martwą formułą” – pisze jezuita. Wyszczególnione tradycyjne etapy modlitewnego rozwoju (modlitwa ustna, myślna, modlitwa uczuć i modlitwa prostoty) z jednej strony odpowiadają różnym sposobom wyrażania się ludzkiego ducha, z drugiej zaś – i to zasługuje na podkreślenie – odpowiadają kolejnym stopniom ludzkiego uczenia się modlitwy.

Rozwijaj się

Nauczyć dziecko modlitwy oznacza najczęściej – zaraz po wymówieniu słowa „Bozia” – przekazanie pewnych formuł, wyuczonych jak wierszyk (nie potępiajmy tych, zdawałoby się, prymitywnych metod!), bądź swobodnej wypowiedzi skierowanej do Boga, tak jak dziecko nauczyło się mówić do ludzi. To mu wystarcza! Boli, że wielu z nas zatrzymuje się na tym etapie, bo kiedy wystarczać przestaje, człowiek przestaje się modlić. Albo znajduje racjonalne rzekomo wytłumaczenie, dlaczego modlić się nie ma sensu, jak to, które w Katechizmie Kościoła Katolickiego nazwano mentalnością „tego świata”. „Wsącza się ona w nas, jeśli nie jesteśmy czujni; na przykład prawdziwe miałoby być tylko to, co zostało sprawdzone rozumowo i naukowo (tymczasem modlitwa jest tajemnicą, która przekracza naszą świadomość i podświadomość); wartości produkcyjne i wydajność (modlitwa jest nieproduktywna, a zatem bezużyteczna); zmysłowość i wygodnictwo, kryteria prawdy, dobra i piękna (tymczasem modlitwa, »umiłowanie Piękna« [filokalia], jest pochłonięta chwałą Boga żywego i prawdziwego); przeciwstawiając modlitwę aktywizmowi, przedstawia się ją jako ucieczkę od świata. Tymczasem modlitwa chrześcijańska nie jest odwróceniem się od historii ani ucieczką od życia” (KKK 2727).

Stopniowo, wraz z pojawieniem się samodzielnego myślenia, same słowa przestają człowiekowi wystarczać, nie zatrzymują bowiem dostatecznie uwagi. I to jest sygnał, że modlitwa musi przejść na poziom odpowiadający nowemu etapowi rozwoju, objąć również myśli człowieka. Nie chodzi tylko o próbę samodzielnego formułowania słów (któż z nas nie pamięta tych pierwszych doświadczeń modlitwy „spontanicznej”, jak to mówiono w oazie!), lecz także o refleksję nad własnym życiem. Ten etap również musi się zakończyć i rozwinąć w modlitwę uczuć – twierdzi ojciec Bolewski: „Przejście do kolejnego etapu – modlitwy uczuć – nie oznacza, że chodzi przede wszystkim o »wzbudzanie« w czasie modlitwy uczucia miłości czy wdzięczności wobec Boga. Ważniejsze jest raczej to, aby włączyć do modlitwy negatywne uczucia, które stanowią największą przeszkodę – a więc uczucia niechęci, złości, buntu, różnych obaw i tak dalej”. Zdaniem jezuity niezbędne jest, byśmy sobie uświadomili, że w modlitwie nie chodzi o zwracanie się do Boga jedynie z tym, co wydaje nam się w nas dobre (i dlatego zasługuje na zwrócenie się do Niego). „Jeżeli bowiem nasze ciemne, negatywne uczucia nie znajdą miejsca właśnie w modlitwie, to sami utrudniamy Bogu dostęp do nich i uleczenie – tym bardziej że zepchnięte na bok podczas modlitwy, z pewnością się ujawnią w innej sytuacji naszego codziennego życia, raniąc także Boga przez rany zadawane bliźnim”.

Prostota

Modlitwa prostoty, wymieniona przez ojca Bolewskiego na końcu, zasługuje na osobne omówienie (dodajmy, że wspomniane wyżej refleksje o modlitwie zawarł on w książce „Prosta praktyka medytacji. Wprowadzenie do modlitwy Imieniem Jezus”). Wszystkie trzy poprzednie etapy rozwoju życia modlitewnego prowadzą ostatecznie do swoistego uproszczenia, wykształcenia postawy obejmującej całego człowieka. „Jednocząc poszczególne przejawy ludzkiego życia, nie staje się przy tym bardziej skomplikowana, ale prostsza” – pisze Bolewski. I dodaje: „W tym sensie punktem dojścia, obejmującym i dopełniającym wszystkie poprzednie etapy modlitwy ustnej, myślnej i uczuć, jest postać zwana modlitwą prostoty. Jako uwieńczenie drogi modlitwy zasługuje na najwyższą uwagę”. Kontynuując swoje rozważania o modlitwie, jezuita pisał będzie o modlitwie Imieniem Jezus. Zatrzymajmy się w naszej adwentowej szkole modlitwy. Książę Pokoju nadchodzi. Wyjdźmy Mu na spotkanie! •

Pan prowadzi każdą osobę drogami i sposobami zgodnymi z Jego upodobaniem. Każdy wierny odpowiada Mu zgodnie z postanowieniem swojego serca i osobistą formą swojej modlitwy. Tradycja chrześcijańska zachowała jednak trzy główne formy życia modlitwy: modlitwa ustna, rozmyślanie, kontemplacja. Ich wspólną cechą jest skupienie serca. Ta czujność w zachowywaniu słowa i trwaniu w obecności Boga czyni z tych trzech form intensywne chwile życia modlitwy (KKK 2699).

Twoja modlitwa

Wejdź do „swojej izdebki”, to znaczy tam, gdzie będziesz sam. Pomocne może być zamknięcie oczu, by odciąć się od wszelkich bodźców zewnętrznych. „Zamknij drzwi”, to znaczy przynajmniej spróbuj odciąć myśli od swojej przeszłości i przyszłości. Powiedz sobie, że na ten moment masz tylko „teraz”, chwilę obecną. Jak zegar odlicza mijające sekundy, tak niech twój oddech odlicza czas. Zacznij się modlić, to znaczy stań wobec Pana, który jest Dawcą nie tylko każdej mijającej minuty, lecz także Twojego oddechu.

Litania do Księcia Pokoju

Książę Pokoju, Synu przedwiecznego Ojca – }przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, zapowiedziany przez proroków – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, Emanuelu, Boże z nami – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, Słowo, które stało się ciałem – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, który przychodzisz „do swoich” – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, odrzucany przez tych, do których przybywasz – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, którego chwałę pragniemy oglądać – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju w świecie niespokojnych serc – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, gdy wspomnienia z przeszłości zaburzają mój spokój – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, gdy teraźniejszość budzi mą niepewność i strach – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, gdy myśli wypełnione są lękiem przed przyszłością – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, który uczysz mnie ufności wobec Boga Ojca – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, który obiecujesz Pocieszyciela – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, który uzdrawiasz dręczonych niepokojem – przyjdź do mnie, Panie.

Książę Pokoju, który na krzyżu w ręce Ojca złożyłeś swego ducha – przyjdź do mnie, Panie.