Święci przyjaciele

publikacja 08.11.2021 11:40

Listopad to dobry miesiąc na zaprzyjaźnienie się ze świętymi, a może nawet dostrzeżenie ich obecności. O przyjaźni ze świętymi, odnalezieniu Jezusa, o szukaniu w życiu skarbów i zachwycie łaskami, których Bóg udziela nam codziennie - opowiada Karolina Jankowska, studentka pedagogiki i autorka instagrama szare.eminencje.zachwytu.

Święci przyjaciele Karolina Jankowska. Archiwum prywatne

Małgorzata Gajos: Jak zaczęła się twoja przyjaźń ze świętymi?

Karolina Jankowska: Zaczęła się dość niestandardowo. Zawsze lubiłam czytać książki, chętnie też sięgałam po biografie… tyle, że świeckie. A miłość do biografii zaczęła się od Lady Di, w pewne wakacje u dziadków. Kiedy zaczęłam się zbliżać do Pana Jezusa, zawsze po przeczytaniu biografii miałam w sercu taki smutek? Nawet nie wiem, jak to określić. Wtedy przyszła do mnie s. Faustyna ze swoim Dzienniczkiem. Miało to miejsce w jej wspomnienie, wtedy miałam egzamin do bierzmowania, a imię wciąż nie wybrane. Patrzę w kalendarz – s. Faustyny Kowalskiej – myślę sobie – a czemu nie Faustyna? Przeczytałam jej krótki życiorys, potem „połknęłam” Dzienniczek – przeczytałam go w jeden dzień, jednym tchem! I od tej pory sięgałam po inne historie świętych i błogosławionych. Był też czas, kiedy pisałam o nich w pewnym już nieistniejącym czasopiśmie katolickim. Mam też taką teorię, że święci nas sobie wybierają. Czasem przychodzą w bardzo konkretnej chwili naszego życia, żeby nas przeprowadzić przez jakiś etap naszej duchowej wędrówki, podać rękę, czasem upomnieć.

Czy masz jakichś ulubionych?

Zdecydowanie! Mam nawet swoją czołówkę świętych: św. Antoni (najczęściej wzywany przeze mnie, można się domyślić dlaczego – niestety gubię klucze, dokumenty i różance na potęgę, ale ukochany Antoni Padewski zawsze mi dopomaga), św. Faustyna (tutaj oprócz historii z bierzmowaniem, mam jeszcze kilka bardzo osobistych interwencji mojej patronki), św. Tereska z Lisieux („Dzieje duszy” skradły moje serce, zachwycam się także jej rodzicami – państwem Martin), św. Ignacy (ten święty „przyszedł” do mnie na studiach – studiuję na Akademii Ignatianum w Krakowie, jestem na IV roku pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej – mieliśmy taki przedmiot na studiach jak pedagogika Ignacjańska, gdzie poznaliśmy życiorys Loyoli, potem był Ignacjański Fundament, lektura „Opowieść pielgrzyma”… i tak się przyjaźnimy, wzdycham często Ignacemu podczas sesji egzaminacyjnej, żeby się za mną wstawiał)… a teraz takim „moim” świętym (a raczej błogosławionym) jest Karol de Foucauld – który pokazał mi piękno pustyni, duchowość Nazaretu, ideę braterstwa i katolicki… radykalizm. Oczywiście jest to radykalizm miłości. Niezwykła jest droga jego nawrócenia, myślę, że każdy może się „odnaleźć” w bł. Karolu – przeszedł on drogę, kiedy „nie było w nim ani śladu wiary”, jak sam mówi, potem fascynacji… judaizmem, islamem, aż po szaleństwo (naprawdę szaleństwo!) dla Chrystusa w Kościele Katolickim. Jest on dla mnie niezwykle pasjonującą postacią! Był żołnierzem, podróżnikiem (jako pierwszy, w wieku 24 lat przemierzył i zbadał nieznane dotychczas Europejczykom tereny Maroka, za co został odznaczony medalem Towarzystwa Geograficznego). Poznałam go dzięki biografii autorstwa Alessandro Pronzato „Ziarno Pustyni”, obecnie jestem w trakcie czytania II tomu.

Na swoim instagramie dzielisz się swoim entuzjazmem dotyczącym świętych. Dlaczego to oni wypełniają dość sporo jego przestrzeni?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, odwołam się do tego kim są dla mnie święci, bo chyba to będzie najpełniejszą odpowiedzią, na to, że zajmują oni sporą część mojego instagrama, ale przede wszystkim – życia. Święci są dla mnie przyjaciółmi, ale też kimś więcej – przewodnikami. Na swoim instagramie mam taki wpis, gdzie posługuję się taką metaforą, że święci spotykają nas na „szlaku” naszego życia i mówią, że warto. Warto iść czasem jeszcze kawałek pod górę, żeby podziwiać piękne widoki Nieba (bo sami je oglądają, a my jeszcze nie pojmujemy jak tam jest pięknie i cudownie!). Oni nam kibicują, wypraszają potrzebne łaski u Pana swoim wstawiennictwem i uczą nas kochać Jezusa. Mi osobiście pokazują, że bardzo różne są drogi do świętości. Jedynym takim „mianownikiem” wszystkich żywotów świętych jest… tylko (i aż) posłuszeństwo Bożej woli. 

Skąd pomysł na nazwę twojego profilu?

Nazwa powstała jakoś przypadkiem (dodam też, że to druga wersja nazwy), a nawiązuje ona do wiersza Mirona Białoszewskiego „Szare eminencje zachwytu” – sam Białoszewski z tego co wiem poetą religijnym raczej nie był, ale ten jego wiersz spodobał mi się z kilku względów. Po pierwsze – jest bardzo nieprzewidywalny, podmiot liryczny nas zaskakuje zachwytem … łyżką durszlakową, czymś, co raczej dziwne, żeby wzbudzało zachwyt. Po drugie – zaraz mi się nasuwa cytat przy tej szarości z Dzienniczka „mojej” Faustynki: „O życie szare i monotonne, ile w tobie skarbów. Żadna godzina nie jest podobna do siebie, a więc szarzyzna i monotonia znikają, kiedy patrzę na wszystko okiem wiary. Łaska, która jest dla mnie w tej godzinie, nie powtórzy się w godzinie drugiej. Będzie mi dana w godzinie drugiej, ale już nie ta sama. Czas przechodzi, a nigdy nie wraca. Co w sobie zawiera, nie zmieni się nigdy, pieczętuje pieczęcią na wieki.” (Dz. 62) Więc taką moją przewodnią myślą jest, żeby szukać w swoim pozornie szarym, zwykłym życiu skarbów i dać się zachwycić łaskami, których nam Bóg udziela codziennie, pośród rutyny. Chiara Corbiella Petrillo, kandydatka na ołtarze, mówiła też: „Każdy dzień ma swoją łaskę. Dzień po dniu, ja mam tylko robić jej miejsce”. Ja sama wciąż tego się uczę i dzielę się tym z moimi czytelnikami.

Nieprzypadkowo chyba twój pierwszy post jest o różańcu?

Różaniec jest bardzo ważną modlitwą w moim życiu, szczególnym spotkaniem z Bogiem przez ręce najczulszej Matki. Mamy, która zna nasze troski, trudy, która wstawia się za nami, swoimi dziećmi u Ojca. Mamy, która zawsze utuli, ukoi, przygarnie swoje dzieci… Kocham Maryję i nie wyobrażam sobie mojego życia bez różańca.

Piszesz, że Maryja pomogła odnaleźć ci Jezusa. W jaki sposób? 

Dokładnie tak. Maryja oddała mnie w ręce Jezusa. Od Niej wszystko się zaczęło w moim życiu. Pewnego dnia, ja wraz z moją rodziną wychodziliśmy z Eucharystii. Byliśmy wówczas tzw. „niedzielnymi” katolikami. Podeszła do nas starsza pani i mówi: „ja mam takie cztery różańce i nie wiem komu mam dać”. Nas była wtedy jeszcze czwórka. Bardzo niepewnie je przyjęliśmy. Leżały sobie bardzo długi czas, gdzieś w szafie, aż przyszedł moment, kiedy rodzice natknęli się w internecie na świadectwo o Nowennie Pompejańskiej, zaczęli ją odmawiać… i wszystko zaczęło się zmieniać (nie przesadzam!). Krok po kroku Bóg nas zaczął prowadzić nas za rękę. I ja również po tych doświadczeniach zaczęłam modlić się na różańcu. U mnie to się działo bardzo stopniowo – dziesiątka, dwie, cały różaniec. Potem dwa, potem pierwsza Pompejańska, potem druga, trzecia… i teraz odmawiam czwartą, a bez różańca nie mogę żyć. Ale myślę, że to nieszkodliwe uzależnienie, a wręcz bardzo owocne dla mnie. Dziękuję Bogu, że pokazał mi różaniec, bo to taka „moja” modlitwa. Poza tym jesteśmy też zawierzeni Matce Bożej drogą św. Ludwika Marii Grignion de Montfort.

Masz jakieś ulubione modlitwy?

Oprócz różańca bardzo lubię modlić się rano Pancerzem św. Patryka, uświadamia mi ona Chrystusową obecność:

Chrystus ze mną, Chrystus przede mną,
Chrystus za mną, Chrystus we mnie,
Chrystusa pode mną, Chrystus nade mną,
Chrystus po mojej prawicy, Chrystus po mojej lewicy,
Chrystus, gdy leżę, Chrystus, gdy siedzę, Chrystus, gdy wstaję.

Porusza mnie też modlitwa brewiarzowa, bo modli się razem ze mną cały Kościół. Poza tym, adoracja Najświętszego Sakramentu, kiedy mogę widzieć Pana Jezusa w twarzą w twarz, odpocząć przy Jego Sercu. 

Myślisz, że młodym teraz trudniej zaprzyjaźnić się ze świętymi? Czego mogą się nauczyć od świętych?

Wydaje mi się, że może nie tyle dziś jest trudniej zaprzyjaźnić się ze świętymi, co ci święci wydają się współczesnemu człowiekowi bardziej odlegli. Spójrzmy, np. na św. Rozalię czy św. Zofię, czy choćby św. Justynę. Myślę, że dzisiaj warto młodym pokazywać współczesnych świętych czy kandydatów na ołtarze – bł. Carlo Acutis (pochowany i wystawiony na widok wiernych w butach Nike), Klara Luce Badano (np. mówiła: „Ja nie mogę już biec, ale chciałam przekazać wam pochodnię, jak na olimpiadzie. Macie tylko jedno życie, warto przeżyć je dobrze”), Chiara Corbella Petrillo (i jej droga małych kroczków) czy Sandra Sabattini (błogosławiona narzeczona) . To są młodzi, współcześni święci, których zdjęcia możemy zobaczyć w internecie. Oni są trochę jak tacy „outsiderzy”, którzy się wyróżniali swoją postawą, pokazywali, że Ewangelię można wziąć „na serio” także dzisiaj i żyć nią w każdych okolicznościach.

Polecasz sporo książek, które pomogły ci w rozwijaniu wiary?

Szczególnie w moim sercu zapisało się kilka takich książek. Pierwsza z nich to oczywiście … Biblia. Aktualnie podjęłam się wyzwania Biblia w 365 dni, które skończę 30 listopada. Oczywiście Słowo Boże to jest książka na całe życie, nie tylko na rok. Poza tym, jak już wcześniej pisałam, inspirują mnie święci, bardzo lubię biografie dr Ewy Czaczkowskiej „Faustyna”, „Wyszyński”, „Mistyczki”, a także dzieła samych świętych: „Dzienniczek”, „Dzieje Duszy”, „Droga do doskonałości” Alfonsa Liguori, a także „Opowieść pielgrzyma” czy „O godności kobiety” Prymasa Wyszyńskiego i wiele innych książek z zakresu duchowości. 

Mamy listopad, który z jednej strony pierwszego dnia kojarzy się ze świętymi, a potem następuje czas zadumy. Jak według ciebie dobrze przeżyć ten czas?

Mamy możliwość uzyskania odpustów za zmarłych przez cały listopad. Jest to wielka łaska od Boga, że możemy wstawiać się za duszami cierpiącymi w czyśćcu. A jakie jest największe cierpienie dusz czyśćcowych? Tęsknota za Bogiem, możemy przeczytać w Dzienniczku. Dlatego ważna jest nasza modlitwa, która łączy tę naszą rzeczywistość ziemską z ich rzeczywistością. My tęsknimy za tymi, którzy odeszli, a oni tęsknią za Bogiem. Ks. Pawlukiewicz mówił: „Mamy skarb: czas. Ci, co są w czyśćcu oddaliby cały majątek, by wrócić tu na jedną spowiedź, jeden dzień postu, by powiedzieć jedno przepraszam”. Oczywiście w listopadzie polecam też „chwycić się” jakiegoś świętego za rękę.