Państwo prawie upadłe

Maciej Legutko

|

GN 43/2021

publikacja 28.10.2021 06:19

Kryzys polityczny i ekonomiczny, który trawi Liban, obudził demony wojny domowej. W Bejrucie doszło do walk muzułmańskich i chrześcijańskich milicji.

Liban, najbogatsze niegdyś państwo Bliskiego Wschodu, jest na krawędzi upadku. Demonstrujący na ulicach mieszkańcy domagają się zdecydowanych reform. Liban, najbogatsze niegdyś państwo Bliskiego Wschodu, jest na krawędzi upadku. Demonstrujący na ulicach mieszkańcy domagają się zdecydowanych reform.
WAEL HAMZEH /epa/pap

Centrum stolicy Libanu 14 października zmieniło się w pole bitwy. Najpierw doszło do ostrzału demonstracji zorganizowanej przez szyickie ugrupowania Amal i Hezbollah. Strzały padły z chrześcijańskiej dzielnicy. Szyici ściągnęli posiłki i odpowiedzieli ogniem. Bitwa rozgrywała się w biały dzień, w mieszkalnej części miasta. Starcia przyniosły 7 ofiar śmiertelnych i ponad 30 rannych. To największa zbrojna konfrontacja muzułmańskich i chrześcijańskich bojówek od 1975 r. Wtedy atak na autobus z Palestyńczykami był jedną z przyczyn 15-letniej wojny domowej. Libańskie państwo jest na krawędzi upadku, drugi rok kryzysu gospodarczego doprowadził do nędzy większość mieszkańców najbogatszego niegdyś kraju Bliskiego Wschodu. Bezpośrednią przyczyną eskalacji przemocy jest próba rozpoczęcia procesu polityków winnych eksplozji, do której doszło 4 sierpnia 2020 r. w bejruckim porcie.

Droga do upadku

Wyjątkowa na Bliskim Wschodzie mozaika religijno-etniczna Libanu stanowi jego bogactwo, ale zarazem przekleństwo. Chrześcijanie, sunnici i szyici, sterowani przez sąsiednie kraje i regionalne mocarstwa, wielokrotnie powstawali przeciwko sobie. Największą tragedią była 15-letnia wojna domowa w latach 1975–1990, która definitywnie zakończyła okres prosperity Libanu, niegdyś zwanego „Szwajcarią Bliskiego Wschodu”. Jedynym pomysłem libańskiej klasy politycznej na uniknięcie kolejnych konfliktów był podział władzy i rozgraniczenie stref wpływów. Premier musi być sunnitą, prezydent chrześcijaninem, a przewodniczący parlamentu – szyitą. System szybko uległ degeneracji. Rozpleniła się korupcja, a wszystkie sfery władzy oraz biznesu stały się przedmiotem politycznych targów, co uniemożliwia sprawne zarządzanie państwem.

Pierwszym ciosem w libańską gospodarkę była wojna w Syrii. Walki okresowo przenosiły się także na teren Libanu, co spowodowało załamanie branży turystycznej i odpływ zagranicznych inwestorów. W dodatku 6-milionowe państwo przyjęło milion syryjskich uchodźców. Drugim ciosem była pandemia koronawirusa – globalne spowolnienie gospodarcze i lockdown pogłębiły trudności ekonomiczne. Trzecim – katastrofa 4 sierpnia 2020 r. w Bejrucie. Wybuch prawie 3 tys. ton saletry amonowej zniszczył znaczną część stolicy i dotknął 200 tys. ludzi.

Kolejne uderzenia spadały na libańską gospodarkę przy biernej postawie władz. Przez dwa lata (2014–2016) główne siły w kraju nie mogły się porozumieć w kwestii wyboru prezydenta. Kolejne gabinety formowane były przez kilka miesięcy. Ostatni klincz trwał ponad rok. Po wybuchu w Bejrucie do dymisji podał się rząd Hassana Diaba, nowy gabinet Najiba Mikatiego został zaprzysiężony 10 września 2021 r.

W następstwie spirali nieszczęść Liban dotknął kryzys ekonomiczny, określany przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy jako „jeden z najcięższych na świecie od XIX wieku”. W niecałe dwa lata libańska waluta straciła 90 proc. swojej wartości. Bezrobocie wzrosło do 40 proc. Ponad połowa społeczeństwa żyje poniżej granicy ubóstwa, a jedna czwarta w ekstremalnym ubóstwie. W październiku w kraju zaostrzył się kryzys energetyczny. Rząd nie ma pieniędzy na zakup paliwa, więc przestały pracować dwie największe elektrownie w kraju (Zahrani i Deir Ammar). Wyłączane są kolejne stacje uzdatniania wody. W ciągu dwóch lat drastycznie wzrosły ceny żywności.

Niechciane śledztwo

Wobec tak głębokiego kryzysu nie brakowało głosów, że wybuch w Bejrucie paradoksalnie może przynieść dobre skutki – doprowadzi do odsunięcia skompromitowanych polityków i zmobilizuje rząd do powstrzymania zapaści Libanu. Tak się jednak nie stało. Według raportu organizacji Human Right Watch na temat okoliczności eksplozji państwowi urzędnicy akceptowali śmiertelne ryzyko stwarzane przez przechowywanie w porcie saletry amonowej. Dowody wskazują na odpowiedzialność wysokich rangą urzędników za eksplozję, ale problemy libańskiego systemu prawnego i politycznego pozwalają im uniknąć odpowiedzialności.

Wkrótce po tragedii władze Libanu odrzuciły propozycję międzynarodowego śledztwa. Do poprowadzenia najważniejszego w kraju procesu wyznaczono sędziego Fadiego Sawana. Wezwał on na przesłuchanie byłego premiera Hassana Diaba oraz byłych ministrów: finansów – Alego Hasana Khalila oraz pracy i robót publicznych – Ghaziego Zaitera. Nie dość, że nie stawili się w sądzie, to jeszcze udało im się doprowadzić do dymisji Fadiego Sawana. Wyznaczony w lutym 2021 r. na następcę sędzia Tarek Bitar podtrzymał jednak zamiar przesłuchania wspomnianych oficjeli. Ekspremier kilkakrotnie przekładał datę przesłuchania, a przed ostatecznym terminem, wyznaczonym na 4 października, uciekł z kraju. Tarek Bitar wciąż próbuje doprowadzić do przesłuchania ministrów Khalila i Zaitera.

Na sprawę nałożyły się podziały religijne. Sędzia Bitar jest chrześcijaninem, natomiast oskarżeni ministrowie to szyici z partii Amal. Ugrupowanie to, wraz z Hezbollahem, oskarżyło Bitara o upolitycznienie procesu i domaga się jego odwołania. Odwlekanie procesu radykalizuje z kolei chrześcijańską ludność Bejrutu, bo to jej dzielnice zostały najbardziej zniszczone w wyniku eksplozji. Ogłoszone 12 października kolejne odroczenie przesłuchania Alego Hasana Khalila oraz zorganizowana dwa dni później demonstracja Hezbollahu i partii Amal przeciwko sędziemu Bitarowi doprowadziły do wybuchu przemocy.

Rząd braku przełomu

Nadzieje na rychłą poprawę sytuacji w Libanie są niewielkie. Z jednej strony sam fakt wyboru rządu po 13 miesiącach należy uznać za sukces, z drugiej gabinet Nabija Mikatiego nie wzbudza w Libańczykach nadziei. Premier to weteran sceny politycznej, wcześniej dwukrotnie pełnił rolę szefa rządu. Jest jednym z najbogatszych ludzi w kraju, założycielem firmy M1, działającej m.in. w sektorze budowlanym i telekomunikacyjnym. Za Mikatim ciągną się procesy korupcyjne. Główne stanowiska w gabinecie też zostały obsadzone przez weteranów lokalnej sceny politycznej i z uwzględnieniem interesów chrześcijan, sunnitów i szyitów.

Premierowi w swoim pierwszym przemówieniu łamał się głos, gdy mówił o skali trudności w kraju. Wymowne było, że decydujące o powołaniu nowego rządu posiedzenie parlamentu przerywano z powodu braku prądu. Pierwszym zadaniem Mikatiego jest zorganizowanie finansowego wsparcia od międzynarodowych instytucji oraz z innych krajów. Międzynarodowy Fundusz Walutowy ma na ten cel przygotowaną pożyczkę w wysokości 1,1 mld dolarów. Jest ona jednak obwarowana szeregiem warunków i nie może być roztrwoniona na bieżące zakupy paliwa i energii elektrycznej.

Wokół Libanu jak zwykle ścierają się też interesy mocarstw, przede wszystkim Iranu, Stanów Zjednoczonych oraz Francji, która z racji historycznych związków (w dwudziestoleciu międzywojennym było to jej terytorium mandatowe) wciąż uważa Liban za swój bliskowschodni przyczółek. Stany Zjednoczone są natomiast największym patronem libańskiej armii. To jedna z niewielu instytucji łączących podzielony kraj. Jednakże jej zdolności bojowe obniża zapaść ekonomiczna, żołnierze też cierpią nędzę, a sprzęt unieruchomiony jest z powodu braku paliwa. Dwa dni po starciach w Bejrucie do Libanu przyleciała zastępczyni sekretarza stanu USA Victoria Nuland i zapowiedziała natychmiastowe wsparcie w wysokości 67 mln dolarów dla libańskiej armii. Ogółem w 2021 r. USA wsparły libańskie wojska kwotą prawie 200 mln dolarów.

Najszersze możliwości działania na miejscu ma Iran, przez partię Hezbollah stanowiącą ekspozyturę interesów Teheranu. Gdy w kraju rozpoczął się kryzys paliwowy, ugrupowanie wynegocjowało dostawy irańskiej ropy. Lider Hezbollahu Hassan Nasrallah w telewizyjnym orędziu zaznaczył, że ropa w pierwszej kolejności dotrze do szpitali, sierocińców i stacji uzdatniania wody. Przeciwnicy szyickiej partii uważają natomiast, że samodzielne porozumienia zawierane z Iranem podkopują libańską państwowość, a szumnie ogłoszone dostawy to kropla w morzu potrzeb. W dodatku Hezbollah od lat przymyka oko na szmugiel na wielką skalę ropy z Libanu do Syrii, co wydrenowało krajowe rezerwy.

Rozwój sytuacji w Libanie powinien być z uwagą monitorowany także w Polsce. Pogłębiająca się nędza skłania coraz więcej mieszkańców tego kraju, zwłaszcza żyjących tam uchodźców syryjskich, do migracji do Europy. Właśnie na takich ludzi czekają przemytnicy współpracujący z białoruskimi służbami.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.