Opcja atomowa

Jacek Dziedzina

|

GN 43/2021

publikacja 28.10.2021 00:00

Amerykanie, Francuzi i Koreańczycy rywalizują o budowę w Polsce elektrowni atomowej. Dla nas wybór nie jest prosty, bo decydująca jest nie tylko technologia, lecz także polityka.

Opcja atomowa pixabay; montaż studio gn

Gdyby sprawa była podobna do zakupu samochodu, można by zatrzymać się na argumentach podobnych do tych, jakie bierze pod uwagę kierowca: możliwości finansowe, wymagania techniczne, koszty eksploatacji, serwis i wreszcie osobisty gust nabywcy. Brać „francuza”? Sprowadzić z Ameryki? Czy może wybrać „koreańczyka”? W przypadku wyboru wykonawcy budowy elektrowni atomowej co najmniej tak samo ważna jak technologia jest polityka. O ile nie ważniejsza.

Klęska urodzaju

Nie chodzi oczywiście o politykę rozumianą jako taktyczne gierki, które jednych mają zadowolić, a innych nie urazić. Chodzi o politykę w jak najbardziej poważnym znaczeniu. Wybór technologii i wykonawcy elektrowni atomowej to dla państwa praktycznie tak samo strategiczna decyzja jak w przypadku zakupu broni. Polska ma twardy orzech do zgryzienia. Były już przecież zaawansowane rozmowy z Amerykanami, była dość obiecująca zapowiedź administracji Białego Domu, że przedsięwzięcie zostanie w jakiejś części sfinansowane z amerykańskich środków (informował o tym w wywiadach pełnomocnik rządu do spraw Strategicznej Infrastruktury Energetycznej Piotr Naimski). Jednak kompleksowa oferta z USA miała zostać przedstawiona dopiero w przyszłym roku, podczas gdy Polska do końca tego roku musi wybrać wykonawcę.

W takiej sytuacji do ofensywy przystąpili Francuzi, którzy przedstawili stronie polskiej wstępne warunki swojej oferty. „Wstępne” nie oznacza, że niepełne, tylko podlegające negocjacjom. A zatem do wzięcia jest to, co już teraz oferują, choć jednocześnie Paryż jest otwarty na rozmowy o różnych opcjach (chodzi głównie o liczbę reaktorów w zaproponowanej cenie). Co ważne, francuska oferta zakłada możliwość częściowego finansowania inwestycji przez rząd francuski. Żeby było jeszcze ciekawiej, o względy Warszawy w temacie elektrowni atomowej zabiega także Korea Południowa. Wszyscy trzej kandydaci otworzyli swoje przedstawicielstwa w Warszawie, by ułatwić proces negocjacyjny. W sytuacji zwykłej transakcji handlowej każdy klient byłby zadowolony, że o jego uwagę zabiegają tak różni kontrahenci. W przypadku energii atomowej decyzja polskiego rządu będzie skutkowała silniejszym związaniem się z wybranym wykonawcą. Ustalenia te z jednej strony otworzą szerokie perspektywy współpracy na wielu poziomach z wybranym państwem, z drugiej – mogą zamknąć możliwości, jakie dawałaby współpraca z „odrzuconym” partnerem.

Umowa z Bidenem?

Stany Zjednoczone wydawały się dotąd kandydatem mającym największe szanse na zawarcie umowy z Polską. Byłby to dla nas naturalny partner w sytuacji, gdy przez ostatnie dwie dekady niemal cała polityka bezpieczeństwa państwa opierała się na inwestowaniu w pogłębianie sojuszu polsko-amerykańskiego. Jest jasne, że dla USA jesteśmy ważni, jeśli tylko mieścimy się w złożonej układance geopolitycznej – a ponieważ ciągle jeszcze to robimy, to i strategiczne inwestycje w Polsce, w tym w bezpieczeństwo energetyczne, leżą w interesie USA. Problem jest w akcentach, jakie kładą poszczególne administracje Białego Domu na stopień swojego zaangażowania w ten region świata. Za prezydentury Donalda Trumpa amerykańska oferta związana z budową elektrowni wydawała się prawie uzgodniona. Zawarta umowa zakładała przedstawienie kompleksowej propozycji do 2022 roku. Po objęciu urzędu przez Joe’a Bidena temat nieco przycichł. Powodów jest oczywiście wiele, obiekcje po jednej i drugiej stronie są niemałe. USA pod wodzą Bidena stawiają raczej na ideologiczną ofensywę w świecie, co z kolei nie może podobać się Polsce, która w ofensywie tej jest traktowana jak niesforny uczniak, którego należy pouczać o prawdziwej demokracji. Warszawa nie pozostawała dłużna, co objawiło się m.in. przedłużaniem procedury zatwierdzenia kandydata na nowego ambasadora USA w Polsce. Ostatecznie te dyplomatyczne uszczypliwości, ale także głębsze spory polityczne nie muszą oznaczać wycofania się ze strategicznych przedsięwzięć biznesowych i gospodarczych, do jakich należą sprzedaż technologii i budowa elektrowni atomowej. Amerykanie są pragmatykami, a i Polacy uczą się tego, że nawet chwilowe ochłodzenie i zmiana układu sił u sojusznika nie może oznaczać rezygnacji z dalekosiężnych projektów. Zasada zamykająca się w powiedzeniu „Dłużej klasztora niż przeora” działa również w polityce.

Paryż bliżej i dalej

W przypadku oferty francuskiej sprawa jest bardziej skomplikowana. Bo choć do Paryża dojedziemy samochodem, a żeby dotrzeć do Waszyngtonu, konieczny jest samolot, to jednak politycznie w ostatnich dekadach Polskę i Francję dzieliły dużo większe odległości. To dość ponury paradoks, bo przecież nasze kraje łączy choćby członkostwo w Unii Europejskiej, z czego korzyści czerpią i polska, i francuska gospodarka. Zarazem jednak są pewne psychologiczne bariery, sprawiające, że w pierwszym odruchu nie myślimy o Francji jako o naturalnym partnerze w jakimkolwiek projekcie o znaczeniu strategicznym. Zbyt dużo było w ostatnich latach nie tylko protekcjonalnego traktowania (słynne Chirakowe „Polacy nie skorzystali z okazji, by siedzieć cicho”) czy realnych gróźb przy okazji sporu o dyrektywę o pracownikach delegowanych (na uwagę polskiej strony, że Macron jest arogancki w negocjacjach, francuski prezydent odparował, że Polska zasłużyła na coś więcej). Ostatnie ruchy Francuzów sugerują jednak, że bardzo zależy im na przełamaniu tego niedobrego klimatu w relacjach dwustronnych.

Zaczęło się to już podczas zeszłorocznej wizyty Macrona w Polsce, podczas której padło wiele ugodowych słów i symbolicznych ukłonów. A w ostatnich dwóch tygodniach wszystkich zaskoczyła nad wyraz pozytywna reakcja różnych środowisk we Francji na wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie wyższości konstytucji nad prawem unijnym. Najciekawsze jest to, że poparcie dla Polski w sporze z Brukselą wyraziło dziesięciu kandydatów i pretendentów do nominacji partyjnej na kandydata w zbliżającym się wyścigu prezydenckim. Dziesięciu polityków o skrajnie odmiennych poglądach na stosunki z Polską. Nawet administracja prezydenta Macrona złagodziła ton, zauważywszy, że konkurencja tak przychylnie komentuje głośny wyrok. Oczywiście w tle jest również francuski problem z orzeczeniami TSUE – Francuzi chcą usamodzielnić się mocno w kwestii polityki imigracyjnej, więc wyrok polskiego TK przychodzi im z pomocą. Ale drugie tło z pewnością tworzą również starania o zawarcie umowy atomowej z Polską.

Trzecia i czwarta droga

Za ofertą francuską przemawia co najmniej tyle samo racji co za amerykańską. A w chwili obecnej może nawet i więcej. Po pierwsze – konkretna i kompleksowa oferta z Francji już leży na stole. Biorąc pod uwagę fakt, że z budową elektrowni atomowej jesteśmy spóźnieni co najmniej dwie dekady, w tym momencie nawet każdy miesiąc odwlekania decyzji działa na naszą niekorzyść. Zwłaszcza w sytuacji, gdy polityka energetyczna Unii zmusza nas do przestawienia się na pozawęglowe źródła energii. Nawet przy szybko podjętej decyzji w sprawie wykonawcy pierwszy reaktor mógłby zostać uruchomiony około 2033 roku. Jest to scenariusz najbardziej optymistyczny. Po drugie – oferta francuska jest atrakcyjna, bo wychodzi od europejskiego lidera energii atomowej, co jest ważne pod względem technologicznym, ale i politycznym. Związanie się z Francją w tym sektorze może zmienić też naszą pozycję w stosunku do Niemiec, które nie są – delikatnie mówiąc – sympatykami dominacji energii atomowej w Europie. Berlin przez połączenie z rosyjskim gazem nitkami Nord Stream chce się stać potentatem gazowym w Europie. Wejście Polski w sektor atomowy jest więc oczywistym zagrożeniem dla pozycji Niemiec, a dla nas poważnym krokiem na drodze do uniezależniania się od rosyjskiego gazu. Zwykle prorosyjski Paryż w tym wypadku jest bardziej sojusznikiem Warszawy niż Berlina i Moskwy.

Wybór nie jest łatwy. Być może Polska wybierze trzecią opcję i to oferta Koreańczyków zostanie przyjęta. To najmniej polityczna wersja – Korea Płd. nie ma takich interesów politycznych w Polsce, jakie mają USA i Francja. Paradoksalnie jednak mogłaby to być najbardziej polityczna opcja, bo oznaczałaby odrzucenie oferty bardziej naturalnych partnerów. Niektórzy mówią o czwartej możliwości, czyli dogadaniu się Amerykanów i Francuzów – jedni daliby technologię, drudzy pieniądze (konkretnie – pożyczkę) lub zajęliby się utylizacją odpadów jądrowych. Czasu jest coraz mniej, a wybór bardzo trudny, przesądzi bowiem o związaniu się z wybranym partnerem na długie dziesięciolecia.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.