Człowiek ubogacony

Agata Puścikowska

|

GN 43/2021

publikacja 28.10.2021 00:00

W Izraelu zmarł ks. Grzegorz Pawłowski, czyli Jakub Hersz Griner. Miał dwie matki i dwie ojczyzny...

Ks. Grzegorz Pawłowski – ocalony z Holocaustu Żyd Jakub Hersz Griner – święcenia kapłańskie przyjął w 1958 roku. Ks. Grzegorz Pawłowski – ocalony z Holocaustu Żyd Jakub Hersz Griner – święcenia kapłańskie przyjął w 1958 roku.
Wojciech Pacewicz /pap

Prasa pisze o nim: „polski Żyd cudem ocalały z Holocaustu”. Cudem? Raczej racjonalną postawą i heroizmem tych, którzy pomogli. Po wojnie natomiast zaopiekowała się nim niezwykła zakonnica, s. Klara, która stała się dla sieroty drugą matką. Jej zawdzięczał niemal wszystko...

Jakubek

Pochodził z żydowskiej, ortodoksyjnej rodziny. Urodził się w Zamościu w 1931 roku. Jego rodzice, Mariem i Mendel Griner, zajmowali się handlem. „Kiedy wybuchła druga wojna światowa miałem ósmy rok. Byłem zapisany do szkoły powszechnej i nie poszedłem. Pierwsza rzecz, kiedy wybuchła wojna, to nasz dom (...) spalił się. (...) Zaczęto przewozić Żydów z okolicy później kierowanych na Zagładę. Było bardzo ciasno. Nawet na korytarzu musieli siedzieć, bo nie było miejsca w mieszkaniu. I ciągle były wywózki” – wspominał po latach, już jako ks. Grzegorz Pawłowski.

Kolejne miesiące i lata wojny to czas rodzinnej traumy: byli poniewierani, cierpieli głód. Ginęli ich kolejni krewni. „Potem urządzano getto. Ojciec chodził do przymusowej pracy do Niemców. Pewnego razu powiedział do nas: – Nie wiem, czy wrócę. Żegnał się z nami”. Nie wrócił...

Potem Niemcy zlikwidowali getto. Żydów zapędzili do Izbicy. „Tam umieszczono nas w mieszkaniach pożydowskich, może po Żydach, których już zamordowano. (...) Pewnego razu byliśmy w piwnicy pod sklepem. Odkryto nas, bo dzieci płakały. Kiedy nas odkryto, mamusi i siostrom nic nie powiedziałem i wyszedłem za plecami Niemców. Stała grupa Polaków. Jeden powiedział: – To jest chłopiec żydowski, a inni: – Cicho, niech ucieka”. Więc uciekł. Niedługo później pozostali Żydzi zostali rozstrzelani.

Błąkał się po okolicy. Dobrzy ludzie przenocowali go. Ktoś przegonił. Doszedł w końcu do Zamościa. Ukrywało go w tym czasie, jakby działając w sztafecie życia, wielu Polaków. W końcu starszy chłopiec żydowski rozpoznał jego pochodzenie. Przyniósł mu polską metrykę chrztu. Ta metryka, nie wiadomo od kogo i skąd pochodząca, wielokrotnie ratowała Jakubowi życie.

Pod koniec wojny, kiedy był już bezpieczny, ciężko zachorował i leżał w szpitalu. Po jakimś czasie doszedł do siebie, wówczas jednak nie miał gdzie się podziać. Pomogły mu nieznajome siostry zakonne. Nikt nie znał jego pochodzenia. Przygotowywał się, wraz z innymi dziećmi, do Komunii: „Nikt się nie domyślał, że nie jestem chrzczony. Z nauki religii wiedziałem, że nie wolno przyjmować sakramentów bez chrztu, więc poszedłem do księdza z płaczem. Powiedziałem, że nie jestem chrzczony. (...) Ksiądz (...) ochrzcił mnie warunkowo w drewnianym kościele w Tomaszowie Lubelskim. Przystąpiłem do sakramentów świętych”. Po wojnie chłopiec trafił do domu dziecka w Bystrzycy koło Lublina.

Druga matka – Klara

Uczył się świetnie. Trafił do lubelskiego gimnazjum. Był już wówczas bardzo pobożny, codziennie służył do Mszy. Jednak w nowej, stalinowskiej rzeczywistości łatwo mu nie było: „Zaczęto najeżdżać na papieża, na wiarę, a ja gorliwy chrześcijanin jako jedyny w szkole zabrałem głos na temat wiary. Zacząłem bronić papieża. Chciano mi dać wilczy bilet, ale w kuratorium zjawiła się siostra Klara Staszczak z Puław, która miała tam dom dziecka, i powiedziała: – Ja go do siebie wezmę”.

I tak się stało. Grześ trafił do benedyktynek w listopadzie 1950 roku. Nie wiedział, że siostra zdawała sobie sprawę, kogo przyjmuje do sierocińca. Oto fragment (wcześniej niepublikowanych) wspomnień s. Klary Staszczak, benedyktynki misjonarki: „Boże! Czy ja temu sierocie zastąpię matkę i dom rodzinny? (...) Przyjmę go, tylko czy będzie dobrze się czuł w naszym domu?”. Grześ poczuł się w domu dziecka kochany, doceniany i rozumiany. Dostał nowe ubranie, wszystko czego potrzebował do szkoły. A s. Klarę zaczął traktować jak przybraną mamę.

Ksiądz Grzegorz

Po maturze s. Klara chciała wysłać wychowanka do Warszawy, by studiował lingwistykę. Ale Grzegorz stwierdził, że chce zostać księdzem. Siostra Klara wspominała moment, w którym poszedł na rozmowę do seminarium: „Radziłam Grzesiowi, by sekret pochodzenia pozostał nadal tajemnicą. Odpowiedź przyjęcia była pozytywna. Zaczęłyśmy przygotowywać wyprawkę. Dnia 20 września 1952 roku, po wspólnej modlitwie i krótkich słowach pożegnania, nasz Grzesio Pawłowski pojechał do Seminarium Duchownego w Lublinie. Przez cały okres studiów Grzesio każde święta i wakacje spędzał w swoim domu w Puławach”.

„Zostałem wyświęcony na księdza w 1958 roku. Prymicję miałem w Puławach, siostra urządziła przyjęcie, prowadzono mnie pod baldachimem do kościoła. Przedtem dostałem błogosławieństwo. W imieniu matki błogosławiła mnie siostra Klara, w imieniu ojca ksiądz Zygmunt Adamczewski, dziekan”. Siostra Klara zakupiła przybranemu synowi sutannę. Gdy niepokoiła się, za co wyprawi synowi przyjęcie prymicyjne, nagle otrzymała datek: 5 tys. zł od nieznajomej osoby. „Czyż nie boska ręka?” – notowała...

Po święceniach młody wikary rozpoczął pracę w Żółkiewce, studiował też biblistykę. Siostry odwiedzały księdza w kolejnych parafiach, woziły mu potrzebne rzeczy osobiste, ubrania.

Wyjazd do Izraela

„Tęsknota za swoim narodem nie dawała mu spokoju, toteż po tylu latach postanowił się ujawnić. Zrobił to po zasięgnięciu rady od naszego ojca, ks. prymasa Stefana Wyszyńskiego” zanotowała s. Klara. Co ciekawe – w Polsce nigdy nie spotkał się z odrzuceniem czy dyskryminacją ze względu na pochodzenie.

W 1970 roku wyjechał do Izraela. Tak po latach tłumaczył swoją decyzję ks. Tomaszowi Jaklewiczowi: „Powołanie! To był jakiś przymus. Trudno to wytłumaczyć. (...) Mnie w Polsce było dobrze, nikt mi nie dokuczał, płakałem, gdy wyjeżdżałem. (...) Opuściłem Polskę jako ksiądz Żyd, ale do Izraela przyjechałem jako Polak, bo nie uznano mnie za Żyda”.

Siostra Klara przyjęła decyzję syna „z ciężkim sercem”. „Bałam się o jego zdrowie i życie. Pomagałyśmy przy pakowaniu i wysyłce rzeczy. Ostatnią Mszę św. odprawił w naszej kaplicy” – wspominała. Kiedy wsiadał do pociągu, powiedział: „Takiej rodziny i takiej ojczyzny już nigdy mieć nie będę”...

Ksiądz Grzegorz zamieszkał w Jaffie, pracował tam w kościele św. Piotra. Zaczął uczyć się hebrajskiego, pracował z Polakami i małżeństwami mieszanymi, które dotąd nie miały duszpasterskiej opieki. „Jestem człowiekiem dwóch narodowości, czyli jestem człowiekiem ubogaconym. Tak mi to Pan Bóg dał” – mówił w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” w 2011 roku. Księdza Żyda nie wszyscy Żydzi akceptowali. Nie otrzymał obywatelstwa izraelskiego. Również jego odnaleziony w Izraelu brat nie akceptował jego wyboru...

Wizyty

W 1979 roku do Izraela z pielgrzymką przyjechała s. Klara. W książce „Świadkowie wiary i miłosierdzia” ks. Grzegorz Pawłowski wspominał ten czas wierszem: „Nareszcie przyjeżdża z pielgrzymami, mieszka u sióstr elżbietanek w Jerozolimie. To spotkanie ma dla mnie znaczenie olbrzymie. Siostra Klara odwiedza moje mieszkanie w Jafie, a ja swojej drugiej matce odwdzięczyć się potrafię. Gdy siostry elżbietanki mówią mi po kryjomu, że dadzą siostrze Klarze dużą zniżkę na pobyt w ich domu, odpowiadam: – Nie trzeba zniżki, zapłacę całą sumę – i tak pokazuję synowską dumę. Żegnam siostrę z płaczem, bo do Polski wraca, a czeka na nią na Ukrainie misyjna praca”. Faktycznie, s. Klara pracowała później na misjach w Barze.

Po 14 latach od wyjazdu ks. Grzegorz pierwszy raz odwiedził Polskę. Spotkał się z benedyktynkami, w tym swoją przybraną mamą, Klarą. Ale też w Izbicy uporządkował mogiły pomordowanych Żydów, postawił pomnik, który przedstawia górę Synaj i przykazania Boże. Jest na nim napis: „Nie zabijaj!”. Wystawił macewę dla mamy i sióstr oraz pomnik dla uczczenia wszystkich pomordowanych. Za zgodą rabina wystawił też... pomnik dla siebie samego, na którym wyryto – po polsku i hebrajsku: „Opuściłem najbliższych w obliczu ich zagłady, aby ratować swe życie. Oddałem je w służbie Bogu i ludziom, powróciłem na miejsce ich męczeńskiej śmierci”.

Kiedy s. Klara, już jako staruszka, pojechała do Baru, by założyć tam sierociniec, ks. Grzegorz pomagał jej finansowo. Uczestniczył też w poświęceniu i nadaniu imienia Specjalnemu Ośrodkowi Wychowawczemu w Puławach, który nosi imię niezwykłej zakonnicy, siostry Klary Staszczak. Jedna z rodzin, które pomagały Grzegorzowi w czasie wojny, dzięki jego staraniom otrzymała też tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Ksiądz infułat Grzegorz Pawłowski zmarł 21 października 2021 roku w Izraelu.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.