Służba nie drużba

Marcin Jakimowicz

„Zapamiętaj sobie, Marcin – rzucił zmordowany, spocony o. Jan Góra – Na tym świecie jesteśmy na służbie”. Czy Dawid nie zabił Goliata „przy okazji”, zanosząc na pole walki zwykły ser?

Służba nie drużba

Kończy się spotkanie wspólnoty. Większość ludzi poruszona uwielbieniem czy spotkaniem z ciekawym kaznodzieją pakuje manatki i wychodzi. Część zostaje, by posprzątać, pozwijać kable, powynosić ciężki sprzęt i poukładać krzesła. Co tydzień patrzę na to, jak krzątają się w wielkiej auli i ogarnia mnie wzruszenie. Czy Dawid nie zabił Goliata „przy okazji”, zanosząc na pole walki zwykły ser? Jesse poprosił go o świcie: „Zaniesiesz dziesięć krążków sera dowódcy oddziału (1Sm 17,18), a ponieważ najmłodszy z rodu był wierny w małym, Ten, „który widzi w ukryciu” dał mu strefę wpływu na cały kraj.

Służba. Wiem, to niemodne słowo. Ale to ono jest papierkiem lakmusowym sprawdzającym jakość naszego chrześcijaństwa!

Przecież nasz Bóg zareagował na grzech Adama i Ewy… własnoręcznie szyjąc im ze skór ubrania! Jego Syn stał się poniewieranym, upokorzonym, odepchniętym sługą i na kolanach mył brudne stopy uczniów. („Po udręce i sądzie został usunięty; a kto się przejmuje Jego losem?”). Co więcej, zapowiedział, że będzie nam usługiwał również w Niebie! To formuła nieznana innym religiom, w których to człowiek służy bóstwu.

„Kiedy Jezus mówił o «najmniejszym w królestwie Bożym», to mógł pomyśleć tylko o sobie – pisał szwedzki karmelita Wilfrid Stinissen – On całkowicie siebie ogołocił i stał się sługą ludzi. Uczynił siebie najmniejszym ze wszystkich. Wybrał ostatnie miejsce. My możemy w najlepszym razie zająć przedostatnie. Wtedy będziemy z Nim, będziemy w Bożym towarzystwie. Z Bogiem sprawiedliwym można ubijać interesy. Można Nim kupczyć i próbować pozyskać Jego względy. Ale przeciw Bogu, który jest miłością i tylko miłością, nie mamy broni. Takiej miłości można się tylko wydać”.

„Służba to najwłaściwszy przejaw ludzkiej odwagi bycia – nie miał wątpliwości Tischner – Służymy, bo mamy odwagę być. Mamy odwagę być, więc służymy. Każdy z nas nosi w sobie początek własnego nieba”.

Szukaliśmy cienia pod wielką wiatą w Hermanicach. Z nieba pod Czantorią lał się żar. Usłyszałem westchnienie ulgi. Obok mnie rozwalił się spocony, wymęczony lipcowym upałem ojciec Jan Góra. Chciał odsapnąć po męczącym dniu. „Ma Ojciec jeszcze siłę?” – zagadałem. Popatrzył na mnie i rzucił: „Słuchaj Marcin: na tym świecie jesteśmy na służbie”.