O powstaniach śląskich (część 2)

Szli do powstania dlatego, że kształt polskiego katolicyzmu był dla nich najwyższą duchową i kulturową wartością.

O powstaniach śląskich (część 2)

Opowstaniach śląskich można dzisiaj powiedzieć wszystko, z typowym dla dzisiaj tupetem i głupotą pozbawioną granic. Że były niczym więcej niż brutalną wojną domową. Że były dziełem smarkaczy, którzy lubili wypić i postrzelać. Męty społeczne, pobrzękująca szabelką lacka swołocz, której nie w smak był niemiecki arbajt i pruski Ordnung; lenie, słowiański gen, polnische Wirtschaft. Że wzięły się z kłamliwej polskiej propagandy i były de facto polską agresją wobec niewinnego Śląska. Że były nieszczęściem, które absurdalnie podzieliło Śląsk, ba, rodziny, doprowadzając do licznych tragedii i nieodwracalnych pęknięć. Że były zamachem na naturalną wielokulturowość Śląska, ciosem w sielskość hajmatu. Że były lokalną wersją komunizmu, czyli owocem klasowej samoświadomości klasy robotniczej. Że były pragmatycznym i profetycznym sprzeciwem części Ślązaków przeciw germańskiemu „genowi samobójstwa”, odzywającemu się cyklicznie w teutońskiej duszy. I tylko ta ostatnia teza – jedyna z tu wyliczonych – jest godna namysłu.

Jak to się stało, że w Ślązakach trwał duch polskości, mimo że od 600 lat żyli poza Polską? I to tak mocny, że powstali – na śmierć i życie? Czy jest za to odpowiedzialny wyłącznie wiek XIX, wiek „narodzin nacjonalizmów”, jak chce lewicowa historiografia? A może to uboczny skutek drapieżnego pruskiego kapitalizmu z luterskim sznytem i faustowskim diabłem w tle, z pogańskim germanizmem u korzeni, prekursorem hitleryzmu, a kto wie, czy nie też transparentów z runą Sieg pod katowicką katedrą?

Nie znam ostatecznej/pełnej odpowiedzi na to pytanie („jak to się stało…?). Znam odpowiedzi cząstkowe, udzielane kiedyś przez komunistów i rusofilów, a dzisiaj przez liberałów i germanofilów. Nie są warte większej uwagi, a dyskredytują je także powody pozamerytoryczne. Bo za pierwszymi stał partyjny awans i związane z nim profity, za drugimi sowite nierzadko granty (nie zawsze, choć często). I w obu przypadkach stoi za nimi obcy – powstańcom i mnie – światopogląd. A nawet więcej: inna wiara. Więc nie znam ostatecznej odpowiedzi, myślę, że jest złożona, wielowarstwowa, ale chciałbym dołożyć do niej ważną – w moim najgłębszym przekonaniu – cegiełkę.

Otóż twierdzę, że istotnym czynnikiem trwania ducha polskości na Śląsku i tym samym powstań jest nie co innego jak jego więź ze świętą wiarą katolicką. Moi przodkowie szli do powstania przede wszystkim dlatego, że kształt polskiego katolicyzmu i wyrastającej zeń organicznie kultury był dla nich najwyższą duchową i kulturową wartością.

Chodzi o wolność. A ten rodzaj wolności, o który chodzi, jest możliwy tylko w katolicyzmie, w kulturze rzeźbionej katolicyzmem. Ten rodzaj wolności na Śląsku, krainie narożnej – gdzie przenikało i zderzało się ze sobą od wieków to, co czeskie (austriackie), niemieckie (germańskie), a w ostatnim stuleciu i to, co rosyjskie (radzieckie), a zawsze to, co polskie – jest możliwy tylko i wyłącznie w tym ostatnim. Można się z tej tezy podśmiechiwać do woli (Polak-katolik, ha, ha, czyli warcholstwo, zacofanie, zaścianek, nienadążanie, „nieprzepracowanie oświecenia”; katolicyzm i wolność!, ha, ha itp. itd.), ale zdaje się, że ludzie pokroju Jana Pawła II wiedzieliby, o czym mówię. I zdaje się też, że najbardziej współczesny, najaktualniejszy spór o wolność jest właśnie o tym.

Moi przodkowie szli do powstania, by nie być tanią siłą roboczą w zapyziałej wschodniej prowincji pruskiego luterańskiego imperium. Chcieli być w katolickiej Polsce, chcieli na Wawel i na Jasną Górę. Być może nie umieliby tego tak nazwać, ale wiedzieli, czego chcą, i byli gotowi dla tego umrzeć. Bo Wawel i Jasna Góra były dla nich tym właśnie: wolnością, którą może im dać tylko polski kształt katolicyzmu. Moi przodkowie, jeszcze za panowania Austrii w Pszowie, pielgrzymowali rok w rok do „Czynstochów” – jak się u nas mówi – a w 1722 roku podczas takiej pońci nabyli kopię Królowej Polski, przemalowali ją z czarnej na jasną, z bolesnej na uśmiechniętą i jest z nami od 300 lat w głównym ołtarzu bazyliki: Przyczyna Naszej Radości. Kiedy w 1925 r. powstała diecezja katowicka, wtedy jej włodarze wybudowali w Krakowie Wyższe Śląskie Seminarium Duchowne, by przyszli górnośląscy duszpasterze uczyli się „po polsku”, pod Wawelem. Ja też je kończyłem i w 43. roku duszpasterzowania wśród Ślązaków wszystkich opcji (wszystkie szanuję) powtórzę: kluczem do Śląska, do jego powstań i czasu pokoju jest Chrystus i wiara, Kościół i katolicyzm.

Powstańcy czuli się „niewolni w Prusiech”. I to było decydujące, a generowała to wiara katolicka, jej naturalna kościelność, dająca wolność od ziemskich potęg. Wiem, co piszę, bo płynie we mnie ich krew. A i jest nad czym myśleć, bo sprawa śląskich powstań i powstańców dotyka dokładnie tego, co dzieje się z Polską i w Polsce A.D. 2021.•