Tożsamość Bonda

Edward Kabiesz

|

GN 42/2021

publikacja 21.10.2021 00:54

Każdy z aktorów, który zagrał Bonda, wycisnął w jakimś stopniu swoje osobiste piętno na jego filmowym portrecie.

Daniel Craig, „Spectre”, 2015. Daniel Craig, „Spectre”, 2015.
east news

Ian Fleming, angielski pisarz, dziennikarz, a wcześniej pracownik wywiadu marynarki wojennej, nie przypuszczał chyba, że stworzona przez niego w 1952 roku postać w dobrej formie przetrwa upadek Imperium Brytyjskiego, przynosząc drobną chociaż pociechę tym, którzy je opłakiwali. Bo przecież James Bond ratował nie tylko Brytyjczyków, ale całą ludzkość, czego przykładem „Nie czas umierać”, najnowszy, 25. już film najdłuższego cyklu w historii kina. Chociaż Bond jest postacią fikcyjną, zawładnął prawie całym światem, może nie od razu, bo nie wszędzie, jak np. w PRL-u, książki i filmy o nim były dostępne.

Wszystkie filmy z cyklu o Bondzie, mimo że były realizowane na przestrzeni prawie 60 lat, mają pewne cechy wspólne, czyli pełną akcji fabułę, piękne kobiety, niezwykłe czarne charaktery, zdumiewające gadżety i szybkie, bogato wyposażone w różne niespodzianki samochody. No i w filmie powinna znaleźć się wpadająca w ucho piosenka, która miała stać się przebojem, ale z tym bywało różnie. Nie zmienił się natomiast przewodni motyw muzyczny autorstwa Monty’ego Normana.

Przez sześć dekad zmieniała się jednak sama postać agenta, zgodnie z tym, jak zmieniały się czasy i okoliczności, w jakich przyszło mu działać. Pierwsze filmy rozgrywały się w szczytowym okresie zimnej wojny, kolejne w okresie stopniowego odprężenia między Wschodem a Zachodem, aż do upadku komunizmu, kiedy zmienił się również przeciwnik bohatera. Te zawirowania w płynnym krajobrazie politycznym, a także społecznym sprawiały, że na dużym ekranie ewoluował sam Bond. Było to również związane z aktorami, którzy wcielali się w jego postać.

Wróg ze Wschodu

Sean Connery był pierwszym odtwórcą Bonda w oficjalnej filmowej serii, którą rozpoczął „Dr No” Terence’a Younga. Fleming nie był z tego początkowo zadowolony, bo uważał, że w tej roli powinien wystąpić nie kulturysta, tylko ktoś bardziej elegancki, jak np. David Niven. Niven zagrał zresztą Bonda w „Casino Royal” z 1967 roku, ale nie był to film należący do tego cyklu. Connery był wówczas aktorem mało znanym, ale grając Bonda, udowodnił, że ma talent. Sam Fleming powiedział później, że nie wyobraża sobie nikogo innego w tej roli. W filmach Connery zaprezentował się jako bohater bardziej pewny siebie, zdecydowany i nieprzewidywalny niż agent w powieściach i opowiadaniach Fleminga, co zresztą było zgodne z duchem lat 60. ubiegłego wieku. Zabijał bez wahania, a kobiety wykorzystywał, traktując je przedmiotowo. Stałym elementem filmów z Connerym jako Bondem byli ci, z którymi walczył. Chociaż w każdej historii jego przeciwnicy się zmieniali, postacie te symbolizowały zwykle zagrożenie czyhające ze Wschodu. W pierwszym filmie serii, „Dr No”, który pojawił się w okresie rywalizacji Związku Radzieckiego ze Stanami Zjednoczonymi, tytułowy złowrogi milioner i naukowiec usiłuje zmienić trajektorię lotu amerykańskiej rakiety startującej z przylądka Canaveral. Dr No, potomek Niemca i Chinki, jest członkiem tajemniczej organizacji SPECTRE, której głównym celem jest, jak się wydaje, destabilizacja Zachodu. W czyim interesie? Łatwo się tego domyślić. SPECTRE, z którą agent 007 zmagał się w kolejnych filmach, jest niejako zastępczym symbolem zagrożenia ze strony komunistycznego Wschodu, a przede wszystkim ZSRR. Bond w interpretacji Connery’ego stał się supermanem epoki zimnej wojny.

Po „Żyje się tylko dwa razy”, piątym filmie cyklu, Connery miał już dość i zrezygnował z roli, chociaż w 1971 roku zachęcony ogromnym honorarium zagrał Bonda w filmie „Diamenty są wieczne”. Dla ścisłości dodajmy, że po kolejnych 12 latach aktor wystąpił w trzeciej nieoficjalnej produkcji o Bondzie, jaką był film „Nigdy nie mów nigdy”.

Nowi przeciwnicy

Po „Żyje się tylko dwa razy” pałeczkę przejął mało znany wówczas australijski aktor i model George Lazenby. Nie miał aktorskiego doświadczenia i talentu swojego poprzednika. Wydaje się jednak, że krytyka, z jaką spotkał się jego występ w „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” z 1969 roku, ekranizacji jednej z najlepszych powieści Fleminga, była przesadna. W porównaniu z wcześniejszymi wcieleniami Bonda na uwagę zasługuje zmiana, jaka nastąpiła w relacjach męsko-damskich. Można powiedzieć, że agent stał się dżentelmenem, który traktuje kobiety z szacunkiem. Po raz pierwszy w filmach cyklu prócz znakomicie poprowadzonej intrygi dotyczącej poszukiwania szefa SPECTRE na pierwszy plan wybija się wątek miłosny. Dodajmy, że kończy się on tragicznie.

Po jednorazowym występie Lazenby’ego i krótkim powrocie Connery’ego producenci znaleźli ich następcę w osobie Rogera Moore’a, aktora znanego m.in. z serialu „Święty”. Moore już wcześniej kandydował do tej roli, ale w 1962 roku przegrał rywalizację z Connerym. Od 1973 do 1985 roku Moore wystąpił w roli Bonda w siedmiu filmach. Na przestrzeni tych lat charakter bohatera również ewoluował. W pierwszych agent 007 w wykonaniu Moore’a w porównaniu z Connerym był bardziej gładki, uprzejmy, obdarzony większym poczuciem humoru, chociaż nie zawsze najwyższego lotu. Obserwując jego relacje z kobietami, widzimy, jak zmieniają się zgodnie z duchem czasów, poczynając od pierwszego do ostatniego filmu z jego udziałem. W okresie odprężenia, gdy zimna wojna zdawała się zmierzać ku końcowi, twórcy zmuszeni byli znajdować mu nowych przeciwników. Nie są nimi już Rosjanie, z którymi teraz współpracuje i którzy w „Zabójczym widoku” z 1985 roku odznaczają go nawet orderem Lenina, ale wrogowie bardziej apolityczni. Należy do nich np. czarny król narkotykowego podziemia, nieuchwytny zabójca do wynajęcia czy szaleniec, który w „Szpiegu, który mnie kochał” chce doprowadzić do wojny nuklearnej pomiędzy mocarstwami. Kolejne filmy cyklu ewoluowały w kierunku sensacyjnej, gadżetowej komedii, czy nawet komiksu, czego przykładem jest chociażby „Moonraker”. Wydaje się, że ta formuła na pograniczu autoparodii się wyczerpała. Podobnie chyba jak Moore, który zakończył swoją służbę agenta 007 beznadziejnym „Zabójczym widokiem”.

Koniec Bondomanii?

W dwóch kolejnych filmach cyklu, „W obliczu śmierci” i „Licencji na zabijanie”, wystąpił Timothy Dalton. Jego Bond stał w opozycji do postaci kreowanej przez Moore’a, podobnie jak tamten był reakcją na Bonda Connery’ego. Z pewnością okazał się bohaterem bardziej realistycznym, mrocznym i zbliżonym do tego z powieści Fleminga. O ile Bond Moore’a nie miał wątpliwości co do zleconych mu zadań, o tyle 007 Daltona nie zawsze chętnie je przyjmował. W „Licencji na zabijanie” odmówił nawet wykonania zadania zleconego mu przez M i zrezygnował ze służby. W filmach z jego udziałem samodzielną rolę zaczęły odgrywać postacie kobiece.

Kolejny film cyklu powstał dopiero po sześcioletniej przerwie spowodowanej prawnymi sporami pomiędzy wytwórniami. „GoldenEye” z 1995 roku był pierwszym z czterech, w którym Bonda zagrał Pierce Brosnan. Był on także pierwszym, w którym wykorzystano efekty specjalne tworzone komputerowo. Po raz pierwszy też M, czyli szefem Bonda, została kobieta grana przez Judi Dench. Bond Brosnana działa w zupełnie już innym otoczeniu. To koniec zimnej wojny, który symbolizują poprzewracane radzieckie posągi, a M określa Bonda jako „seksistowskiego, mizoginistycznego dinozaura będącego reliktem zimnej wojny”. Przeciwnikami Bonda/Brosnana są przestępcy działający wewnątrz jego świata, jak np. potentat medialny dążący do wywołania wojny światowej, dopiero w ostatnim filmie z jego udziałem pojawia się wróg zewnętrzny, czyli Korea Półnicna. Brosnan był jednak Bondem bez wyrazistej osobowości, jego postać w nawale akcji schodziła na drugi plan.

Niewątpliwie cyklowi groził uwiąd starczy, gdyby nie rewolucyjna zmiana, jaka związała się z Danielem Craigiem, następcą Brosnana. To oczywiście nie tylko zasługa Craiga, ale również scenariuszy pięciu filmów, w których wystąpił w latach 2006–2021. Już pierwszy, „Casino Royale”, a później kolejne potwierdzały, że wraz ze zmianami politycznymi i obyczajowymi zmieniła się nie tylko postać agenta, ale również jego otoczenie. Od filmu „Skyfall” Samanthę Bond w roli panny Moneypenny zastąpiła czarnoskóra Naomie Harris, a w „Nie czas umierać” rolę 007 czasowo przejęła czarnoskóra agentka Nomie w interpretacji Lashany Lynch, znanej z „Kapitana Marvela”. Craig tchnął w skruszałego już nieco Bonda nowe życie przynajmniej na pięć filmów. To twardy, nieustępliwy bohater ścigany przez traumatyczne wspomnienia z przeszłości, który pokazuje, że nie jest maszyną do zabijania, ale człowiekiem potrafiącym kochać, zdolnym do największych poświęceń.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.