Nic nie jest dane raz na zawsze

GN 42/2021

publikacja 21.10.2021 00:46

Myślenie, że twoje dzieci automatycznie będą chrześcijanami, bo wychowałeś się w chrześcijańskiej kulturze, to dziś iluzja – mówi Carl Anderson.

Nic nie jest dane raz na zawsze archiwum rycerzy kolumba

Jakub Jałowiczor: Prowadził Pan wykłady na Uniwersytecie Laterańskim przez 15 lat. Widział Pan różnicę między tym, jak przyjmowano nauczanie Jana Pawła II o rodzinie w latach 80. i jak robiono to dekadę później?

Carl Anderson: Moje doświadczenie jest takie, że teologia ciała i rodziny Jana Pawła II zmieniła życie wielu ludzi. Myślę, że Karol Wojtyła jeszcze jako biskup był zaniepokojony tym, że wiele osób widzi nauczanie Kościoła jako zestaw „nie”. Chciał przekonać je, że nauka Kościoła to „tak” – żeby w małżeństwie i rodzinie można było żyć pełniej życiem chrześcijańskim. O to się starał, chciał sprawić, żeby pary małżeńskie żyły w sposób bardziej pełny i po chrześcijańsku odpowiedzialny.

W nauce polskiego papieża jednak też było „nie”: nie wolno się rozwodzić, wstępować w drugi związek, stosować prezerwatyw. Czy to nauczanie świat przyjmuje?

Po kolei. To nie jest nauczanie Jana Pawła II, tylko Kościoła. Była encyklika „Casti connubii” z 1930 r., o antykoncepcji mówi „Humanae vitae”, o rozwodzie i ponownym związku mowa jest na samym początku, w Ewangelii. Zatem to nie tylko Jan Paweł II. On rozumiał, że Ewangelia jest dla wielu ludzi znakiem sprzeciwu, ale rolą Kościoła jest pomagać ludziom żyć pełniej. I tym, jak sądzę, zajmował się papież: czy mamy sposoby, by zrozumieć człowieka, czy mamy duchowość, czy mamy wspólnoty, które dodadzą ludziom odwagi, by zbliżali się do Boga.

Sądzi Pan, że teologia ciała i rodziny była dla niego najważniejszą rzeczą, jaką powinien dziś głosić Kościół?

Myślę, że najważniejszy jest Jezus Chrystus. Pierwsze przesłanie Jana Pawła II jako papieża brzmiało: otwórzcie drzwi Chrystusowi. To On ma odpowiedź w sprawie rodziny i małżeństwa, w każdym aspekcie życia. Myślę, że to jest jego przesłanie, a od nas zależy, czy naprawdę postaramy się zrozumieć głębiej naszą wiarę.

Pytałem o lata 80. i 90., bo w Polsce przez długi czas uważano, że Kościół, tradycja, wiara są w społeczeństwie mocne. Rok temu widzieliśmy eksplozję emocji antychrześcijańskich, i to u 16-, czasem 14-latków. Był Pan świadkiem takiej apostazji na Zachodzie?

Oczywiście. Mamy od ponad 100 lat do czynienia z wojującym ateizmem, który jest w swej istocie antyteizmem, antychrześcijaństwem. Według mnie podział przebiega między materialistycznym spojrzeniem na człowieka, jako istotę bez żadnej duchowości, transcendencji, godności osoby, a przekonaniem, że istnieje transcendentne odniesienie, życie jest darem Stwórcy, a naszym zadaniem jest starać się lepiej Go poznać i prowadzić życie zgodnie z porządkiem stworzenia. Myślenie, że twoje dzieci albo wnuki automatycznie będą chrześcijanami, bo wychowałeś się w chrześcijańskiej kulturze i państwie o chrześcijańskiej tradycji, to dziś iluzja. Ludzie muszą żyć wiarą, która nie boi się radykalności i nie jest abstrakcją.

Czy współczesny Kościół potrzebuje stowarzyszenia tylko dla mężczyzn?

(Śmiech) Mężczyźni stanowią pewnego rodzaju wyzwanie dla Kościoła. Kiedy pójdziesz do kościoła, to raczej nie widzisz, żeby był pełen mężczyzn. Dlatego uważam, że tak, Kościół potrzebuje specjalnej służby dla osób naszej płci. I to jest to, co Rycerze Kolumba oferują: przyjmij odpowiedzialność, do której jesteś powołany. Odpowiadasz za swoją rodzinę nie tylko finansowo, ale i duchowo. Zauważyliśmy, że jedną z najważniejszych rzeczy, które budują wiarę młodych chłopaków, jest widok modlącego się ojca i to, że ojciec poważnie traktuje swoją wiarę.

Niektórzy twierdzą, że problemem Kościoła jest fakt, że wiarę przekazują matki albo babcie, a nie ojcowie.

Karol Wojtyła w dramacie „Promieniowanie ojcostwa” pokazał, że bycie ojcem jest możliwe tylko w relacji z matką. To współpraca, komunia osób, z których jedna jest zależna od drugiej i odwrotnie.

Rycerze Kolumba są opisywani jako organizacja charytatywna.

Wolę patrzeć na naszą grupę jak na katolicką wspólnotę bratnią, założoną na fundamentach, którymi są miłosierdzie i jedność. To oferuje wiele zakonów, jak dominikanie czy franciszkanie, ale Rycerze są dla świeckich. To była, jak sądzę, wielka idea założyciela ruchu, bł. ks. Michaela McGivneya: świeccy, nawet jeśli biorą odpowiedzialność za rodzinę, pracę, pod wieloma względami nawet za społeczeństwo, też powinni mieć bratnią wspólnotę bazującą na miłosierdziu i jedności. I nie chodzi tylko o miłosierdzie wobec grzesznika, ale też o miłosierdzie wobec każdego, kto jest w potrzebie. O szukanie takich ludzi i patrzenie na nich nie jak na konsumentów, ale jak na brata lub siostrę.

Kto zostaje Rycerzem Kolumba? Ludzie, którzy chcą być w Kościele, będąc mężczyznami?

Jesteśmy otwarci na każdego mężczyznę, który chce być bardziej wierzącym katolikiem.

Ale co ludzi przyciąga?

Pierwsze pewnie jest to, że twoi przyjaciele stają się braćmi. Głębsza relacja między Rycerzami, którzy sobie pomagają, towarzyszą. Potraktowana serio idea solidarności. Po drugie – i to oczywiście blisko nauki Jana Pawła II – podjęcie swoich, jako świecki, zobowiązań. Nie jesteś tylko konsumentem usług religijnych, masz zobowiązania: pilnowanie duchowego życia twojej rodziny, dbanie o to, żeby twoja parafia była żyjącą wspólnotą. Po trzecie, miłosierdzie wobec braci i sióstr, którzy są w potrzebie.

W XX w. powstało wiele wspólnot, których członkowie spotykają się i modlą razem. Czy Rycerze Kolumba są podobni do którejś z nich?

Jesteśmy trochę inni, bo nie mamy ściśle określonego typu formacji duchowej, ale chcemy być aktywni w parafii. Oczywiście Eucharystia jest ważna, tak jak kult maryjny, dzieła miłosierdzia i sakramenty. Jeśli dla księdza jest ważne, żeby mieć w swojej parafii zorganizowanych mężczyzn, to zapraszamy.

W Polsce jest prawie 7 tysięcy Rycerzy. Czym się zajmujecie?

Prowadzimy dzieła miłosierdzia w parafiach, mocno angażujemy się w działalność pro-life, mamy pielgrzymki, modlimy się za chorych i cierpiących.

Ksiądz McGivney założył bractwo w parafii w New Haven w USA, bo chciał pomagać wiernym w trudnościach. Czy obecna 2-milionowa organizacja to ta sama, którą tworzył ­McGivney?

Jest większa. (śmiech) Moim zdaniem to znak Opatrzności. Jednak serce jest to samo. Błogosławiony Michael starał się rozwijać Rycerzy w swojej diecezji, choć nie wiem, czy liczył, że organizacja stanie się międzynarodowa. To, że tak się stało, pokazuje, że wielu mężczyzn widzi potrzebę wzięcia odpowiedzialności i postrzega Rycerzy jako strukturę, która na to pozwala. A beatyfikacja bł. Michaela McGivneya o tym przypomina.

Na czym polegała jego świętość?

Myślę, że na zachowaniu dwóch podstawowych wartości: miłosierdzia i jedności. Błogosławiony Michael żył nimi jako kapłan i proboszcz. Naprawdę kochał swoją parafię. Kiedy biskup skierował go do innej, gazety w New Haven donosiły, że kościół nie był w stanie pomieścić ludzi, którzy przyszli na pożegnalną Mszę św.

A wszystko to w środowisku protestanckim.

To bardzo istotne, bo Stany Zjednoczone za życia ks. McGivneya miały status terenu misyjnego. Nie było tak, że misjonarze spotykali tam przede wszystkim ludzi, którzy nigdy nie słyszeli o chrześcijaństwie, ale w amerykańskim społeczeństwie katolicyzm nie zajmował ważnego miejsca. Ks. McGivney widział potrzebę ewangelizacji i podjęcia nadzwyczajnych kroków w celu ochrony katolików. Dziś Stany Zjednoczone oficjalnie nie są już terenem misyjnym, ale powinny być tak traktowane. W pewnym sensie i Polska powinna o sobie tak myśleć. Nie można uważać niczego za dane raz na zawsze. Należy uświadomić sobie, że serwisy społecznościowe, media, które Jan Paweł II nazywał nowymi areopagami kultury, wywierają ogromną presję na ludzi wiary. I wymagają bardzo poważnej, przemyślanej odpowiedzi. Przekaz mediów, sztuki, kultury młodzieżowej jest zdecydowanie antychrześcijański. Świadectwo, ewangelizacja, katechizacja – to jest bardzo ważne. Były ważne w czasach ks. McGivneya i są takie teraz. Zbyt często członkowie wspólnot katolickich w USA zakładają: moja rodzina od zawsze jest katolicka, więc i dzieci będą katolikami. To nie jest prawda. Jan Paweł II przypominał, że wiara i wolność zawierają w sobie pewien dramat. I muszą być chronione i pogłębiane. Nie możemy niczego traktować jak rzeczy danej na zawsze. •

Carl Anderson

były Najwyższy Rycerz, czyli przełożony Rycerzy Kolumba, prawnik, wykładowca, mianowany przez Jana Pawła II członkiem Papieskiej Akademii Pro Vita. Jako audytor uczestniczył w Światowych Synodach Biskupów w 2001 r. i 2005 r.; w październiku 2021 r. otrzymał nagrodę Totus Tuus za promocję osoby i nauczania Jana Pawła II.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.