Liturgia nie jest prywatna

Franciszek Kucharczak

|

GN 42/2021

publikacja 21.10.2021 00:46

Trzeba przestrzegać przepisów liturgicznych, ale też uznawać to, że się zmieniają.

Liturgia nie jest prywatna józef wolny /foto gość

Była jedna z niedziel roku 304. W Abitenie w Numidii żołnierze wpadli do domu lektora Emeritusa i zastali tam grupę chrześcijan, potajemnie celebrującą Eucharystię. W myśl edyktu cesarza Dioklecjana było to przestępstwo. Wyznawcy Chrystusa zostali aresztowani i po rozprawie sądowej straceni. W aktach ich procesu zachował się niezwykły dialog między aresztowanymi a przesłuchującym ich prokonsulem. Na pytanie o przyczynę złamania cesarskiego zarządzenia prezbiter Saturnin odpowiedział: „Uczyniliśmy to, ponieważ nie można zaniedbać tego, co należy do Pana”.

Z kolei Emeritus, zapytany dlaczego nie odmówił udostępnienia swojego domu na nielegalne spotkanie, odparł: „Ponieważ my nie możemy żyć bez celebrowania misteriów Pańskich”. To zdanie przeszło do historii Kościoła, znane powszechnie w łacińskim brzmieniu: Sine dominico non possumus (dosł. bez niedzieli nie możemy).

– Dominicus ma wiele znaczeń. W historii męczenników z IV wieku wskazuje przede wszystkim na głód Eucharystii. To samo zresztą widać w kolejnych pokoleniach chrześcijan: bez Eucharystii gubimy sens życia, przestajemy być Kościołem, tracimy tożsamość – mówi o. Dominik Jurczak OP, liturgista i dogmatyk. Wskazuje, że jest to doświadczenie szczególnie żywe wśród ludzi znajdujących się w absolutnie skrajnych warunkach. Podobny głód manifestowali na przykład więźniowie obozów koncentracyjnych, którzy ryzykując życiem, uczestniczyli w Mszach sprawowanych w największej tajemnicy w barakach między pryczami. Nie było tam strojów liturgicznych, naczyń ani kaplic. Nie było nic poza tym, co konieczne, aby mogła się dokonać tajemnica Ofiary Pańskiej.

– Warto zauważyć u wszystkich tych ludzi zrozumienie sensu Eucharystii, która wpisuje się w ofiarę Chrystusa na krzyżu. To jest niezwykłe, jak oni, często ryzykując swoje życie, szukali łączności właśnie z tą jedyną Ofiarą – zwraca uwagę dominikanin. Podkreśla jednak, że nie należy z tego wysnuwać wniosku, jakoby nieważne były szaty, naczynia i w ogóle liturgia, jaką Kościół sprawuje.

Nie zawężać

„Liturgia (…) jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i jednocześnie jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc” – czytamy w soborowej Konstytucji o liturgii świętej „Sacrosanctum concilium”.

To modlitwa wyjątkowa. – Liturgia jest modlitwą całego Kościoła, czyli samego Chrystusa. Zdarza się, że gdy myślimy o Kościele, to w głowie mamy piękne idee, jakieś mniej lub bardziej wydolne instytucje, tymczasem Kościół to przede wszystkim mistyczne Ciało Chrystusa. Zatem nie jesteśmy zbiorem zupełnie przypadkowych ludzi, ale wspólnotą ochrzczonych, to znaczy wspólnotą całkowicie z Nim złączoną. To stawia modlitwę liturgiczną na wyjątkowym poziomie. Jako gromadzący się Kościół, mistyczne Ciało Chrystusa, czynimy eucharystię, to znaczy składamy uwielbienie Ojcu, włączamy się w dialog między Synem i Ojcem. Tym właśnie jest modlitwa liturgiczna – tłumaczy zakonnik.

Jest nam dana

Wśród katolików pojawiają się spory na temat właściwego sprawowania liturgii. Powstają napięcia między zwolennikami rygoryzmu liturgicznego a środowiskami, w których przepisy liturgiczne traktuje się „lekko”. Nie sposób zaprzeczyć, że są podstawy do zarzutów o nieuprawnione ingerowanie w przebieg liturgii.

„Kapłan jest sługą świętej liturgii i nie wolno mu na własną rękę w celebracji Mszy św. niczego dodawać, opuszczać ani zmieniać” – przypomniał niedawno przewodniczący Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP bp Piotr Greger. Biskup nawiązywał do spotkania Arena Młodych w Łodzi, podczas którego doszło do naruszenia przepisów dotyczących sprawowania Mszy św. Odpowiedzialny za to abp Grzegorz Ryś przeprosił za błąd. „Uznaję, iż podczas tej celebracji nie dochowałem wszystkich norm i kanonów z nią związanych” – napisał.

Sprawa ta unaoczniła konieczność przestrzegania przepisów liturgicznych. Dlaczego to takie ważne? – Bo liturgia jest nam dana. Otrzymaliśmy ją od poprzednich pokoleń. Te z kolei łączą nas z tym, co się działo w czasach apostołów, łączą nas z Chrystusem. Liturgia zatem to nie jest coś, co tworzymy, co sobie dowolnie przygotowujemy według naszych potrzeb, lecz jest to skarb. Taki skarb, jaki mamy pielęgnować, by przekazać go tym, co przyjdą po nas – wyjaśnia o. Dominik Jurczak. Zaznacza, że nie można tworzyć prywatnej liturgii. Nie znaczy to jednak, że liturgia jest czymś sztywnym, co nie może podlegać zmianom.

– To, że my w liturgię wchodzimy, nie znaczy wcale, że celebrujemy dokładnie tak samo jak za czasów Chrystusa czy apostołów. Liturgia podlega zmianom, rozwija się, bo człowiek i okoliczności się zmieniają. Wystarczy pomyśleć o nas w Polsce. Jesteśmy inni niż trzydzieści, czterdzieści lat temu, mamy inne problemy i pytania. Nic zatem dziwnego, że także nasza liturgia jest inna niż w latach 80. XX w., że inaczej rozkładamy akcenty. Nie oznacza to jednak, że każdy ochrzczony może sobie przy liturgii dowolnie majstrować: dodawać, usuwać, przesuwać… Za wszystkie te kwestie odpowiedzialni są biskupi oraz watykańskie dykasterie. A zatem z jednej strony jesteśmy zakorzenieni w przeszłości, a z drugiej strony ta przeszłość nas nie blokuje, przeciwnie, pozwala patrzeć w przyszłość. Z jednej strony uczestniczymy w sztafecie pokoleń, a z drugiej już dzisiaj wyglądamy Chrystusa, który ma przyjść. To jest napięcie, które wpisane jest w naturę liturgii. I nie ma sensu go niwelować czy z góry odrzucać – stwierdza duchowny.

To nie beton

W niektórych środowiskach panuje przekonanie, że liturgia od czasu Soboru Trydenckiego nie powinna być zmieniana, ponieważ, ich zdaniem Pius V „zabetonował” liturgię, ustalając ryt zwany trydenckim.

– Mam wrażenie, że takim stwierdzeniem osoby te zabetonowały Piusa V. Tymczasem ten mój dominikański współbrat z odwagą podjął kilka ważnych decyzji. Problem w tym, że trzeba je umiejętnie odczytać, nie zapominając o kontekście epoki i Kościoła XVI wieku. W rozwoju dogmatów mówimy o stopniowym dochodzeniu do prawdy: nie wszystko w Kościele od razu było przecież znane i oczywiste. Niektóre sformułowania dzięki pracy teologów bywają doprecyzowywane, także dlatego, że okoliczności się zmieniają. Analogicznie jest z liturgią – ona się rozwija i wraz z nią także wypowiedzi papieży na jej temat – zaznacza dominikanin.

Jak zatem rozumieć sformułowanie Piusa V o „Mszy wszechczasów”? – Jak wspomniałem, potrzeba umiejętnie czytać teksty Magisterium Kościoła. W swoim dokumencie Pius V, wprowadzając zrewidowany po Soborze Trydenckim Mszał rzymski, postawił sprawę jasno, by nie było niedopowiedzeń. Dominikański papież napisał te słowa w bardzo konkretnym momencie, od którego dzieli nas ponad 450 lat. To nie było jednak ostatnie słowo Kościoła. Dzisiaj na przykład papież Franciszek jasno stwierdza, że nie ma prostego powrotu do liturgii sprzed Soboru Watykańskiego II. Dlaczego? Bo jako Kościół jesteśmy już w innym momencie. Nie można stwierdzić, że przez ostatnie ponad pół wieku nic się nie wydarzyło. W podobny sposób ani Kościół, ani liturgia nie zatrzymały się na Piusie V – podkreśla o. Dominik Jurczak. Akcentuje potrzebę mówienia o liturgii w pełnym sensie. To oznacza też, że nie możemy z dzisiejszej perspektywy oceniać sposobu, w jaki rozumieli liturgię nasi poprzednicy w wierze, na przykład ich dbałości o szczegóły ceremonii liturgicznych.

– W mentalności ludzi aż do XX wieku było jasne, że liturgia to jest coś, co otrzymujemy. A jeśli coś otrzymujemy jako największy dar, drogocenną perłę, to próbujemy być wierni w kultywowaniu tego daru. Stąd bierze się troska o każdy szczegół. My dzisiaj patrzymy na to z innej strony, wydaje nam się to przesadzone, ale nie możemy tak oceniać ludzi, którzy przez wieki w taki sposób się modlili – zastrzega kapłan. – To, że w rycie przedsoborowym zostało to doprowadzone do ekstremum i w pewnym sensie zaczęło być pancerzem, to osobna kwestia. Fakt ten ostatecznie spowodował, że w odnowionym rycie liturgia otrzymała więcej swobody. Nie jest ona jednak zaproszeniem do robienia w liturgii tego, co nam się chce, tylko do tego, żebyśmy odkrywając sens liturgii, jako Kościół zwrócili się przez Chrystusa do Ojca – mówi. Podkreśla, że ten przedsoborowy pancerz nie jest więc do wyrzucenia dlatego, że się zestarzał i nie będzie nam już potrzebny. I zaznacza: – Zdjęcie pancerza ma posłużyć temu, żebyśmy w łatwiejszy sposób mogli zatrzymać się nad tym, czym liturgia w ogóle jest. Nie na sobie, lecz na istocie: na modlitwie, która przez Chrystusa prowadzi nas do Ojca. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.