Byłbym zdechł jak świnia

Marcin Jakimowicz

Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł jak świnia – usłyszał spowiednik od umierającego Fryderyka Chopina.

Byłbym zdechł jak świnia

Konał przez cztery doby. Targany wątpliwościami, przez długi czas nie chciał słyszeć o spowiedzi. Nigdy zresztą nie owijał w bawełnę. Gdy we wrześniu 1831 roku Rosjanie zdławili Powstanie Listopadowe, 21-latek pisał: „wróg w domu. Przedmieścia zburzone – spalone. O Boże, jesteś Ty! Jesteś i nie mścisz się! Czy jeszcze Ci nie dość zbrodni moskiewskich - albo - alboś sam Moskal!”. Nie był to jedyny przypadek, w którym Chopin wiódł spór z Najwyższym.

W końcu tuż przed śmiercią zdecydował się na wyznanie ze skruchą grzechów swemu przyjacielowi ks. Aleksandrowi Jełowickiemu (przełożonemu Polskiej Misji Katolickiej w Paryżu, pisarzowi, poecie, wydawcy III części „Dziadów” i czy „Pana Tadeusza”).

Była to długa spowiedź generalna. Jej owoc zadziwił całe otoczenie kompozytora. Markotny, skupiony maksymalnie na swym bólu i gruźlicy, która zaczęła go pokonywać w 1849 roku, niezwykle drażliwy dotąd Fryderyk promieniał radością. Świadkowie byli poruszeni „stylem” jego umierania. Opowiadali nawet, że „odszedł jak święty”.

„Podałem Chopinowi Pana Jezusa ukrzyżowanego, składając go w milczeniu na jego dwie ręce – wspominał ks. Jełowicki – I z obu oczu trysnęły mu łzy. «Czy wierzysz?» – zapytałem. Odpowiedział: «Wierzę». «Jak cię matka nauczyła?». Odpowiedział: «Jak mię nauczyła matka». Wpatrując się w Pana Jezusa ukrzyżowanego, w potoku łez swoich odbył spowiedź świętą”.

Gdy umierający kompozytor zauważył wokół łóżka przerażonych jego stanem przyjaciół szepnął: „Co oni tu robią? Czemu się nie modlą?”. Ks. Jełowicki notował: „I padli wszyscy na kolana, i odmówiłem Litanię do Wszystkich Świętych, na którą i protestanci odpowiadali”.

Jednym z ostatnich zdań, które wypowiedział Chopin, było skierowane do księdza Aleksandra: „Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł jak świnia”.

Gdy lekarze próbowali podtrzymać w kompozytorze życie, usłyszeli zdumieni: „Puśćcie mię, niech umrę. Już mi Bóg przebaczył, już mię woła do siebie! Puśćcie mię, chcę umrzeć! Bóg się nie pomylił. On mię oczyszcza. O jakże Bóg dobry, że mię na tym świecie karze! O jakże Bóg dobry!”