Zróbmy to inaczej

GN 41/2021

publikacja 14.10.2021 00:00

O sposobach ochrony wschodniej granicy mówi Marek Biernacki.

Zróbmy to inaczej Tomasz Gołąb /Foto Gość

Andrzej Grajewski: Dlaczego wstrzymał się Pan od głosu podczas głosowania nad przedłużeniem stanu wyjątkowego na naszej wschodniej granicy?

Marek Biernacki: Uważam, że wprowadzenie stanu wyjątkowego nie poprawiło bezpieczeństwa na granicy, nie zatrzymało napływu kolejnych uchodźców, ograniczyło natomiast prawa obywateli polskich, którzy tam mieszkają, oraz dostęp dziennikarzy do granicy, co pozbawiło opinię publiczną rzetelnej informacji. Stan wyjątkowy należy wprowadzać jedynie w sytuacjach ekstremalnych, gdy istniejące rozwiązania prawne są nieskuteczne. Takiej sytuacji nie mamy. Straż Graniczna, działając na podstawie dotychczasowych przepisów, dobrze sobie dawała radę. Stale jej działania wspierałem. Jeżeli podczas pandemii było wiele sytuacji krytycznych, umierały tysiące ludzi, upadały firmy, a nie wprowadzono żadnego ze stanów nadzwyczajnych, nie widzę powodu, aby nadzwyczajne rygory wprowadzać teraz. Uważam, że każdy były działacz Solidarności, który pamięta stan wojenny, powinien głosować przeciw ograniczeniom praw obywatelskich. Tym bardziej że nie mają one racjonalnych i poważnych przesłanek. Wstrzymałem się, ponieważ uważam, że jeżeli to rząd odpowiada za bezpieczeństwo państwa, to występowanie przeciwko jego propozycjom w poważnej sytuacji kryzysowej byłoby nieodpowiedzialne.

Opozycja powinna przedstawić alternatywę dla działań rządowych.

I my to robimy. Zarówno ja, jak i członkowie naszego klubu mówiliśmy, że zamiast opasywania Polski drutem kolczastym, co jest mało skuteczne, należy budować nowoczesne zapory teleinformacyjne. Chodzi przede wszystkim o montaż systemów perymetrycznych, kamer termowizyjnych innych czujników elektronicznych oraz stosowanie dronów. Nasza granica powinna być nasycona elektroniką, która jest o wiele skuteczniejsza od każdego tradycyjnego płotu. Mogą być także zapory w formie muru, ale solidnego, a nie zasieki, które każdy może łatwo sforsować. Straż Graniczna od dawna postulowała takie rozwiązania, ale długo nikt nie chciał tego słuchać.

Zmarnowaliśmy więc czas?

Niewątpliwie, chociaż sygnały ostrzegawcze płynęły z Białorusi od dawna. Informowała o tym Straż Graniczna. A takim wyraźnym sygnałem było wypowiedzenie przez Białoruś umowy o readmisji z Unią Europejską. To była zapowiedź, że Łukaszenka w czasie potencjalnego kryzysu migracyjnego nie chce być skrępowany żadnymi zobowiązaniami. Proponowałem wtedy, aby komisja sejmowa do spraw służb specjalnych, zamiast na zachodnią granicę, pojechała na wschodnią, ale posłowie PiS tego nie zaakceptowali. Nie było także reakcji, gdy rozpoczął się kryzys na granicy białorusko-litewskiej. Mimo że zbliżał się upadek Kabulu, co musiało wywołać również wzmożoną falę uchodźców z tego kraju.

W 2015 r., kiedy był Pan koordynatorem ds. służb specjalnych, wybuchł podobny kryzys.

Pamiętając tamto doświadczenie, alarmowałem teraz, że Łukaszenka będzie grać kartą migracyjną, podobnie jak w 2015 r., w trakcie kampanii wyborczej w Polsce. Z inspiracji służb rosyjskich miał zostać otwarty korytarz przez Turcję, Ukrainę do Polski oraz nielegalny transfer migrantów z Białorusi. Na szczęście udało się realizację tego pomysłu zablokować. Pamiętam, że odbyłem wtedy szereg spotkań w Kijowie i Mińsku, gdzie byłem przy okazji rozmów na temat zatrzymanego na Białorusi polskiego oficera.

Teraz Łukaszenka używa migrantów w wojnie hybrydowej.

To prawda, działania hybrydowe i asymetryczne, jakie stosuje, charakteryzują się tym, że na każdą nową sytuację należy inaczej odpowiadać. Nie można grać tak, jak chce przeciwnik. Niestety, w ostatnim czasie postępujemy tak, jak oczekują władze w Mińsku. Jeżeli przed podjęciem decyzji o przedłużeniu stanu wyjątkowego następuje eskalacja incydentów na granicy, to można wnioskować, że reżimowi z Mińska zależy na kontynuowaniu stanu wyjątkowego, a więc na dalszej polaryzacji polskiej sceny politycznej. Uważam, że poważnym błędem jest niewłączanie międzynarodowych organizacji humanitarnych, np. Czerwonego Krzyża, do działań w strefie nadgranicznej. Pozwoliłoby to uniknąć dramatycznych sytuacji, w jakich znajdują się migranci. Nawet kryzys z grupą migrantów koczujących w Usnarzu można rozwiązać na drodze dyplomatycznej, włączając do tego międzynarodowe organizacje humanitarne.

Dla mnie irracjonalny jest zakaz pracy mediów w tej strefie.

Powinni tam pracować dziennikarze ze wszystkich redakcji, oczywiście z akredytacją Straży Granicznej. Decyzja o niewpuszczeniu dziennikarzy na granicę jest wyjątkowo niekorzystna dla Polski, ponieważ skazujemy się na narrację mediów Łukaszenki. A przecież powinniśmy pamiętać, że w strefie nadgranicznej, obejmującej znacznie większy teren aniżeli ten, na którym wprowadzono stan wyjątkowy, zawsze obowiązywały inne reguły. Straż Graniczna miała tam większe uprawnienia, podobnie jak inne służby. Należałoby po prostu ściśle egzekwować obowiązujące przepisy, a nie wprowadzać nowe.

Największe kontrowersje wywołuje stosowana przez Straż Graniczną taktyka push back, czyli wypychania migrantów, również kobiet z dziećmi, którzy nielegalnie przekroczyli naszą granicę, z powrotem na Białoruś. Jak Pan to ocenia?

To jest najpoważniejszy problem w działaniach Straży Granicznej. Jej funkcjonariusze muszą egzekwować prawo, które stworzyli politycy. Warto dodać, że nie jest to klasyczny push back, gdyż migranci nie pojawili się na naszej granicy spontanicznie, ale na skutek wrogich wobec nas działań władz Białorusi. Trzeba dodać, że Białoruś wypowiedziała Polsce umowę o readmisji, czyli możliwość przyjmowania nielegalnych migrantów. Powołując się na to, białoruscy strażnicy graniczni też stosują taktykę push back, tylko że w stosunku do migrantów, których wcześniej sami przerzucili do Polski, a których nasza straż graniczna zawraca na Białoruś. W tym wszystkim mamy ludzi, którzy z różnych powodów, najczęściej ekonomicznych, pragną dostać się do lepszego w ich mniemaniu świata. Ich celem nie jest Polska, ale Niemcy, bądź inne kraje Unii Europejskiej. Dlatego nie należy wobec nich stosować metod brutalnych.

Gdyby Pan był ministrem, push back byłby akceptowany?

Takie działanie mogłoby dotyczyć wyłącznie osób, które nie chciałyby złożyć wniosku o pomoc międzynarodową w Polsce. W takich sytuacjach z całą pewnością dopuściłbym niezależnych obserwatorów: oficerów łącznikowych, funkcjonariuszy Frontexu, organizacje humanitarne. Starałbym się w tej sprawie wypracować wspólne stanowisko z innymi krajami Unii Europejskiej. Bronimy nie tylko granicy polskiej, ale i unijnej. Granica Polski z Białorusią jest zewnętrzną granicą Unii Europejskiej, z którą powinniśmy blisko współpracować.

Uważa Pan, że w takich przypadkach jak w Michałowie, skąd zabrano grupę matek z dziećmi, inny byłby rezonans społeczny, gdyby na miejscu był przedstawiciel Frontexu?

Gdyby w działaniach na granicy uczestniczyli oficerowie łącznikowi lub funkcjonariusze Frontexu, dostęp miałyby media oraz organizacje humanitarne, nie doszłoby w ogóle do takiego zdarzenia. Przejrzystość i transparentność naszego działania skompromitowałaby politykę Łukaszenki i doprowadziła do jego klęski.

Czy jest możliwy polityczny konsensus w sprawie ochrony naszych granic?

Tak, ale pod warunkiem, że będzie prowadzony z opozycją dialog, a takiego dialogu nie ma. Podam przykład. Komisja administracji i spraw wewnętrznych po wypadkach w Usnarzu zamierzała odbyć posiedzenie na ten temat. Prezydium komisji udało się z wizytacją na granicę z Białorusią i tam ustaliło z komendantem Straży Granicznej oraz ministrem spraw wewnętrznych termin posiedzenia. Ale zanim do tego doszło, rząd wprowadził stan wyjątkowy bez jakiejkolwiek konsultacji z opinią publiczną i opozycją. Dlaczego nie odbyło się posiedzenie sejmowej komisji ds. służb specjalnych, zanim podjęto decyzję? Umożliwiłoby to przekazanie posłom wszystkich danych, nawet tych wrażliwych. Prosiłem o to, ale zostało to zlekceważone. PiS postępuje tak, jakby nasze państwo było jego własnością, a politycy tej partii mieli patent na najlepsze rozwiązania. Dlaczego prezydent Duda nie zwołał posiedzenia Rady Bezpieczeństwa, w którym braliby udział także przedstawiciele opozycji? Jestem jednak przekonany, że w najważniejszych kwestiach będziemy umieli się porozumieć. W zdecydowanej większości posłowie poprą budowę elektronicznych zapór na granicy z Białorusią, instalację systemów perymetrycznych czy termowizji oraz doposażenie Straży Granicznej w drony. Nie będzie także problemu z przeznaczeniem większych środków na ochronę tej granicy. Jednak wszystko musi się odbywać w sposób transparentny, a więc w obecności mediów. Bez tego będziemy bombardowani informacjami skrajnymi i skazani na manipulacje Łukaszenki. Przeciwstawiając się szantażowi dyktatora, musimy używać metod państwa demokratycznego. Tylko taka polityka może być skuteczna wobec rządu autokratycznego.•

Marek Biernacki

jest posłem klubu Koalicja Polska-PSL. W przeszłości był ministrem spraw wewnętrznych i administracji oraz koordynatorem ds. służb specjalnych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.