Jak w ulu

Marcin Jakimowicz

|

GN 39/2021

publikacja 30.09.2021 00:00

Jeśli wydaje ci się, że hasło „przykościelny dom kultury” wieje nudą, masz rację: wydaje ci się. Bernardyni z Leżajska pokazali, jak buduje się żywy Kościół. W ciągu każdego tygodnia przez nowoczesny FOK przewija się ponad 300 dzieci, które przychodzą na zajęcia odbywające się w 34 grupach. A jaką kawę można tu wypić!

Czas na szaleństwo! Czas na szaleństwo!
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Nie spodziewałem się tego, co zobaczyłem. Zlepek słów „przykościelny dom kultury” nie wywoływał u mnie szybszego bicia serca. Gdy bracia w brązowych habitach zachwalali mi Franciszkański Ośrodek Kultury, myślałem, że to jedynie pobożna propaganda. Do czasu, gdy wszedłem do tej nowoczesnej auli. Ujrzał i uwierzył – uśmiechnęliby się sceptycy. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie nie tylko sama bryła budynku, ale przede wszystkim to, że przypomina on ul. Czego tu nie ma? Karate, angielski, breakdance, plastyka, czworonożny przyjaciel (dzieci po zajęciach z psami opowiadają, że pozbywają się lęków i nieśmiałości), wspomaganie rozwoju dla dzieci z niepełnosprawnością (świetnie czują się w ogrodzie sensorycznym, gdzie wszystko jest na dotyk). To ośrodek tętniący życiem. Jak udało się bernardynom stworzyć tak przyjazne rodzinom miejsce i spory zespół wolontariuszy, którzy codziennie przychodzą, by służyć innym?

Dobry smak!

Monumentalny, zarządzany przez braci mniejszych, klasztor w Leżajsku, odwiedzany rocznie przez ćwierć miliona pielgrzymów, na którego temat w 1965 roku abp Wojtyła zanotował: „Nie jest łatwo zapomnieć Waszą bazylikę”, nie kojarzy mi się jedynie z perełką architektury północnego Podkarpacia, włoskim rozmachem i gigantycznymi organami, w których ornamentyce mitologia przeplata się z Ewangelią, czy nawet obrazem Matki Bożej Pocieszenia.

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.