Transport publiczny mocno ucierpiał w wyniku pandemii. Jakie są szanse na jego ponowne ożywienie?
henryk przondziono /foto gość
A pani z komunikacji miejskiej czy z samochodu? – usłyszała moja znajoma, gdy przekroczyła próg biura, w którym pracuje. Nieco zaskoczona odpowiedziała, że przywiózł ją mąż. Portier wydawał się uspokojony. Zmierzył jej temperaturę i pozwolił pójść dalej.
Przyjaciel z Krakowa chciał odwiedzić rodzinę. Stwierdził, że nie wsiądzie jednak do pociągu. Pognał rowerem w kierunku Łodzi, ale wystarczyło mu sił tylko na jedną czwartą trasy. O pomoc musiał poprosić zmotoryzowanego brata.
Te dwie historie z pierwszych tygodni pandemii dobrze oddają atmosferę lęku przed podróżami komunikacją zbiorową, która opanowała nasze społeczeństwo. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie zostało już po niej śladu: w pociągach, autobusach i tramwajach znowu pojawili się pasażerowie. Transport publiczny wciąż zmaga się jednak z wieloma problemami.
Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.