Sieciowe lenistwo

Tomasz Rożek

|

GN 35/2021

publikacja 02.09.2021 00:00

W anonimowość w internecie dzisiaj mogą wierzyć chyba tylko dzieci. O tym, że surfując, komentując, lajkując czy po prostu przeglądając kolejne strony WWW, zostawiamy internetowym gigantom ogromne zbiory informacji o sobie, powinien wiedzieć każdy.

Sieciowe lenistwo Roman Koszowski /Foto Gość

Wyobraźmy sobie sytuację, w której staramy się o kredyt w banku i z jakiegoś powodu go nie dostajemy. Zgodnie z prawem bank ma obowiązek poinformować klienta, dlaczego podjął taką decyzję. Nie jest jednak łatwo taką informację uzyskać. Po kilku próbach, po powołaniu się na istniejące prawo, bank w końcu ustępuje, a w dokumentach znajduje się informacja, że odmowa jest wynikiem… zdrady małżeńskiej. Bank to wie, a w zasadzie może wiedzieć, albo jeżeli kupi pakiet informacji o konkretnej osobie od brokera danych handlującego z jakimś popularnym portalem społecznościowym, albo jeżeli dokładnie analizuje strukturę wydatków tej osoby. W rzeczywistości zgodnie z prawem banki nie mogą podejmować decyzji kredytowych na podstawie takich danych. Ale nie wiadomo, czy tego nie robią, bo mogą mieć dostęp do informacji bardzo prywatnych. Bank może dojść do wniosku, że małżeństwo z kłopotami jest gorszym klientem niż takie, które żyje w zgodzie.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której podczas spotkania towarzyskiego ktoś mówi, że szuka do salonu lampy stojącej. Kto inny odpowiada, że tydzień temu kupił lampę w popularnym sklepie meblowym ze Szwecji. Opisuje, jak lampa wygląda i jaki ma kolor. Jest bardzo prawdopodobne, że reklama tej lampy pojawi się w mediach społecznościowych wszystkich słuchających rozmowy. Jest bardzo prawdopodobne, że gdy wpiszą oni w wyszukiwarkę internetową słowo „lampa”, pierwszym wyszukanym linkiem będzie ten prowadzący do lampy z popularnego sklepu meblowego ze Szwecji. O ile podczas rozmowy pojawiła się jego nazwa.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.