Szkoła w ciągłym kryzysie

Tomasz Rożek

|

GN 34/2021

publikacja 26.08.2021 00:00

Kryzys często ukazuje problemy, które były schowane pod kocem od dawna. Czy w przypadku szkoły ktokolwiek miał w czasach przedpandemicznych wrażenie, że wszystko świetnie działa?

Piotr Imiołczyk, nauczyciel historii w Zespole Szkół Zawodowych nr 1 w Elblągu, prowadził w czasie pandemii nietypowe lekcje historii on-line, wykorzystując różne gadżety, by lekcje uatrakcyjnić. Piotr Imiołczyk, nauczyciel historii w Zespole Szkół Zawodowych nr 1 w Elblągu, prowadził w czasie pandemii nietypowe lekcje historii on-line, wykorzystując różne gadżety, by lekcje uatrakcyjnić.
STANISLAW BIELSKI /REPORTER/EAST NEWS

Na pewno uczniowie od 1 września wrócą do nauki stacjonarnej. To już temat przesądzony. Musiałoby wydarzyć się coś nieprzewidzianego, aby doszło do zmiany decyzji w tym aspekcie – powiedział kilka dni temu minister zdrowia Adam Niedzielski. Nieprzewidziane sytuacje to specjalność ostatnich kilkunastu miesięcy, ale rzeczywiście wszystko wskazuje na to, że szkoła zacznie się w miarę normalnie. Co będzie później – to się okaże. Jak mówił pewien profesor fizyki, jedynym pewnym sposobem na odkrywanie przyszłości jest czekanie.

Nowe/stare problemy

Można więc powiedzieć, że rozpoczynający się semestr zapowiada się normalnie. Rzeczywiście można tak powiedzieć? Szkoła z kryzysu pandemicznego wychodzi mocno poobijana. Pandemia nie tylko zrodziła nowe problemy, ale okrutnie pokazała te, które były w polskiej edukacji od dawna. Chyba największym wyzwaniem jest brak nauczycieli. Już przed pandemią dyrektorzy wielu szkół (głównie miejskich) alarmowali, że brakuje im nauczycieli, a wiele lekcji prowadzą pedagodzy, których wykształcenie jest jedynie uzupełnione. W 2020 roku podczas pierwszych miesięcy pandemii z pracy odeszło około 10 tysięcy nauczycieli (to szacunki Związku Nauczycielstwa Polskiego). Ci sami związkowcy szacują, że w tym roku z zawodu może odejść kolejnych 13 tysięcy osób. W połowie wakacji w Polsce było kilkanaście tysięcy ofert pracy dla nauczycieli, na które nikt nie odpowiedział. Niektóre samorządy oferują ewentualnym kandydatom mieszkania służbowe, inne opłacenie dodatkowych kursów. Bezskutecznie.

Wydaje się, że pandemia była tutaj tylko kroplą, która przelała kielich. Ci, którzy odchodzą, najczęściej mówią o niskich zarobkach i o niespełnionych obietnicach polityków. Nauczyciel po studiach na pełnym etacie zarobi tylko o 50 złotych więcej niż wynosi minimalna pensja krajowa (czyli 2949 złotych brutto). Jemu po prostu mniej zapłacić już się nie da. Z kolei pensja nauczyciela dyplomowanego, tego z najwyższym stopniem poziomu zawodowego, wynosi 4046 złotych brutto. Znacznie mniej niż średnia krajowa. Na kolejnych miejscach odchodzący nauczyciele wymieniają ciągłą niepewność i prowizorkę. Wspominają o nieustającej reformie. Mówią też o wypaleniu zawodowym (wspomina o tym prawie 20 proc. nauczycieli) i o „utracie poczucia misji”, którą odczuli podczas trwania pandemii. Zwracają uwagę, że czuli się pozostawieni samym sobie podczas przejścia na naukę zdalną, bo ani szkoły, ani instytucje państwa nie zapewniały im wsparcia. Chodzi zapewne także o wsparcie techniczne.

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.