Prymas z błota

Marcin Jakimowicz

Pisał o sobie: „jestem tylko błotem”. Panie, panowie: to się nazywa pokora! Duchowe przełomy zazwyczaj zaczynają się od modlitwy jednego człowieka.

Prymas z błota

Przed kilku laty odkryłem tekst, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Kardynał Stefan Wyszyński zanotował go w Komańczy (gdy tam trafiłem, siostry nazaretanki opowiadały o tym, że wilki zagryzły właśnie w sąsiedniej Rzepedzi kilka psów). Prymas trafił tu 29 października 1955 i pozostał przez rok. To tu 16 maja 1956 napisał tekst słynnych Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego. Czy mógł przypuszczać, że 26 sierpnia tekst zawierzenia powtórzy zgodnie milion zgromadzonych na Jasnej Górze wiernych? 

Jego zapiski nie są jedynie dziennikiem, który odkurzyć powinni historycy. To znakomita lektura duchowa. Czy można bez wzruszenia czytać słowa: „Soli Deo. Powtarzam – nic dla siebie! W rupieciarni mego życia znalazłem coś Bożego. To sam Bóg zagubił tę przecenną perłę. A chociaż leży ona w błocie, warto posiąść to błoto, by wraz z nim stać się panem perły. Ileż pereł leży w błocie! Jak wielką cenę ma błoto przez to właśnie, że odkryto w nim jedną, jedyną perłę. Jestem tylko błotem! Ale w tym błocie Bóg zgubił perłę miłości”. 

Nie, nie, to nie fragment „Dzienniczka” siostry Faustyny, ale jeden z „więziennych zapisków.” „Bądź wola Twoja, jako w niebie tak i w Komańczy” – notował przy lampie naftowej Wyszyński – „Czuję nad sobą moc Twoją... korzę się przed nią. Ojcze, nic nie zawiniłeś wobec mnie, to ja jestem Twoim niewypłacalnym dłużnikiem. Pracowałem deficytowo”.

Duchowe przełomy zazwyczaj zaczynają się od gorliwości, wizji i pełnej tęsknoty modlitwy jednego człowieka.