Ameryka.pl

Jacek Dziedzina

|

GN 30/2021

publikacja 29.07.2021 00:00

Polskie nazwisko kandydata na nowego ambasadora USA nie powinno nikogo mylić: dyplomata będzie reprezentował interesy Stanów Zjednoczonych, a nie Polski. Oczekiwania, że może być inaczej, trudno uznać za poważne.

Kandydat na ambasadora USA w Polsce Mark Brzezinski  jest młodszym synem  Zbigniewa Brzezińskiego. Kandydat na ambasadora USA w Polsce Mark Brzezinski jest młodszym synem Zbigniewa Brzezińskiego.
Maciej Kulczyński /pap

Dla obecnej ekipy Białego Domu to idealny kandydat na ambasadora USA w Polsce. Polskie korzenie, znajomość języka i specyfiki kraju, kontakty itd. z pewnością ułatwiają Markowi Brzezinskiemu dobry start i skuteczne pilnowanie amerykańskich interesów. Dla Polski to teoretycznie również wymarzony reprezentant sojuszniczego (w co chcemy, mimo wszystko, nadal wierzyć) supermocarstwa: łatwiej załatwiać sprawy z kimś, kto rozumie i język, i obawy naszej części Europy. Tyle tylko, że Mark Brzezinski, jeśli przejdzie pomyślnie przesłuchanie w Kongresie, nie zostanie wysłany nad Wisłę po to, by klepać po plecach swoich „dalszych rodaków”. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że jego przybycie będzie kontynuacją trwającego od pół roku trudniejszego rozdziału w stosunkach polsko-amerykańskich. Czy polskie pochodzenie może choć trochę „złagodzić” spodziewane zderzenie?

Swój, nie swój

Czego by nie mówić o administracji Joe Bidena – Mark Brzezinski z pewnością nie jest przypadkowym kandydatem na ambasadora w Polsce. Rzadko się zdarza, by osoba kierowana na zagraniczną placówkę spełniała praktycznie wszystkie kryteria idealnego reprezentanta. Mark Brzezinski to syn Zbigniewa Brzezińskiego, Polaka, który jako obywatel USA zrobił karierę w amerykańskim establishmencie; sam również od lat jest zaangażowany w politykę międzynarodową Stanów Zjednoczonych; posługuje się językiem polskim, ma na koncie m.in. studia w zakresie polskiego konstytucjonalizmu oraz stypendium naukowe w Polsce, a do tego w pełni podziela pogląd obecnej administracji Białego Domu na aktualną politykę wewnętrzną Polski i jej władze.

Ta ostatnia zaleta (z amerykańskiego punktu widzenia) jest oczywiście największą zagwozdką dla polskiego rządu. Nieco ironicznie brzmi powtarzane w kuluarach pytanie: czy z ambasadorem z polskimi korzeniami będzie trudniej się dogadać niż z innymi dyplomatami? Wprawdzie jego poprzedniczka, Georgette Mosbacher, często przekraczała granicę tego, co powinien robić dyplomata w kraju goszczącym, ale mimo wszystko i polski rząd, i sama pani ambasador na zewnątrz sprawiali wrażenie świetnie rozumiejącej się drużyny. Świat dyplomacji to oczywiście złożona gra, w której trzeba dobrze rozumieć, a także umieć przyjmować i odwzajemniać gesty przyjaźni. Trzeba też jednak umieć na chłodno analizować i wyciągać wnioski z deklaracji bardziej stanowczych, a przede wszystkim z konkretnych decyzji, podejmowanych przez przywódców i rządy, których ambasadorowie reprezentują. I tutaj zarówno Mark Brzezinski, jak i polski rząd nie będą mieli łatwego zadania – ostatnie miesiące pokazały, że Stany Zjednoczone są coraz bardziej odległym sojusznikiem. Samo polskie nazwisko ambasadora tego nie zmieni.

Dostępne jest 30% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.