Turystyczny kosmos

Tomasz Rożek

|

GN 29/2021

publikacja 22.07.2021 00:00

Głośno ostatnio o kosmicznej turystyce. Trzech miliarderów urządza wyścigi, jakby nie było innych problemów na Ziemi. A może trzech wizjonerów robi pierwsze kroki w naszą kosmiczną przyszłość?

Richard Branson na pokładzie wybudowanego przez jego firmę samolotu rakietowego podczas lotu na granice kosmosu. Richard Branson na pokładzie wybudowanego przez jego firmę samolotu rakietowego podczas lotu na granice kosmosu.
VIRGIN GALACTIC /HANDOUT/epa/pap

To jest prawdziwy wyścig. Choć loty w kosmos ludzi, którzy nie są profesjonalnymi astronautami, miały już miejsce w przeszłości, trudno to nazwać prawdziwą kosmiczną turystyką. Tamci, płacąc ogromne pieniądze, byli po prostu dołączani do misji kierowanych przez duże agencje kosmiczne. Mieli dać pieniądze i… nie przeszkadzać, podczas gdy profesjonaliści wykonywali swoje obowiązki (np. na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej). Koszt takiej wyprawy wynosił kilkadziesiąt milionów dolarów. Żeby ją przetrwać, należało ćwiczyć przez kilka tygodni. W końcu kapsuły, którymi latali ci ludzie, nie były przystosowane do przewozu turystów, lecz profesjonalistów. Pewną analogią oddającą różnicę między lotami komercyjnymi a niekomercyjnymi jest porównanie myśliwca i samolotu pasażerskiego. I jednym, i drugim można latać, ale by przetrwać w pierwszym, potrzebne jest wyszkolenie. W przypadku drugiego niezbędna jest dyscyplina, jeśli chodzi o zapięte pasy podczas startu i lądowania. A o to, żeby było miło, dba serwis pokładowy, który podaje przekąski i drinki.

Otóż do niedawna w kosmos latali ci, którzy byli w stanie przetrwać lot „myśliwcem” (i zapłacić za niego). Dzisiaj pojawiają się już możliwości latania w kosmos „samolotami pasażerskimi”.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.