Góral, Wilniuk – dwa bratanki

Agata Puścikowska

|

GN 28/2021

publikacja 15.07.2021 00:00

Spod Lubania regularnie wyjeżdżają transporty wszelkiego dobra. Odprowadza je Madonna, ta z Jaworzynki, a na miejscu błogosławi ta z Ostrej Bramy.

Zbigniew Konopka (w środku), założyciel Fundacji Dunajec, z przyjaciółmi: panem Andrzejem i kpt. Jerzym Widejką: – Nad naszymi działaniami czuwa Matka Ostrobramska! Zbigniew Konopka (w środku), założyciel Fundacji Dunajec, z przyjaciółmi: panem Andrzejem i kpt. Jerzym Widejką: – Nad naszymi działaniami czuwa Matka Ostrobramska!
agata puścikowska /foto gość

Zbigniew Konopka na co dzień zajmuje się prowadzeniem rodzinnego gospodarstwa agroturystycznego na Hubie. Wraz z żoną wychowuje trzy córki, w gospodarstwie hoduje wytrzymałe i inteligentne koniki – hucuły. Energiczny, uśmiechnięty, prowadzi wycieczki: głównie w ulubione Pieniny i Gorce. Do niedawna Wileńszczyznę znał tylko z opowiadań. Ale ważne to były opowiadania, bo zaszczepiły miłość do Kresów, do polskiej historii i tych, którzy tam zostali... – Historii mnie uczył tutaj u nas, w Hubie, nauczyciel wyjątkowy, Jerzy Widejko – opowiada pan Zbigniew. – Przez długi czas nie zdawałem sobie sprawy, kim był i co robił w czasie wojny. Już w wolnej Polsce historia jego życia wydała mi się fascynująca. Wielokrotnie przybliżał i mnie, i innym młodym ludziom dzieje wojenne, opowiadał o swojej młodości w lasach Wileńszczyzny. Bohaterstwo jego i żołnierzy polskich na Kresach było porywające. Porywające było również miejsce, do którego pojechałem dużo, dużo później...

Jureczek

A historia Jerzego Widejki, czy raczej kpt. Jerzego Widejki ps. Jureczek, jest zapisem niezwykłego dzieciństwa. I bohaterstwa małego Polaka, który chciał walczyć z wrogiem. – Rodzice pochodzili z Wileńszczyzny. Jeszcze w latach 20. wyjechali do pracy w Warszawie. Ja urodziłem się w Warszawie w 1933 roku, ale tuż przed wybuchem wojny wróciłem z mamą, tatą i młodszym bratem na wschód. Mieszkaliśmy w rodzinnej wiosce rodziców, niedaleko Wilna – opowiada 88-letni dziś kpt. Jerzy Widejko. – Potem ojciec poszedł do wojska, wybuchła wojna. Zginął w wojnie obronnej w 1939 roku. Mama musiała w trudnym czasie radzić sobie sama – żywić nas i chronić.

Niestety, kobieta umarła z chorób i wycieńczenia w 1942 roku. – Brat poszedł na wychowanie do jednej ciotki, ja do drugiej. Ciotka była dobra, ale jej mąż – bardzo źle mnie traktował. Musiałem ciężko pracować, a miałem 9 lat, byłem ciągle głodny, bity – opowiada kapitan. – Któregoś razu zjawiła się polska partyzantka. Miałem wówczas 11 lat. Zobaczyli dzieciaka, obdartego, chudego, zabiedzonego, mówiącego dobrze po polsku. Chyba im się mnie szkoda zrobiło. Zapytali wuja, czy mogę z nimi iść. Chętny był, żeby się mnie z domu pozbyć. Ja zresztą bardzo chciałem z polskimi żołnierzami pozostać – opowiada kpt. Widejko.

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.