Brama na Zachód

Andrzej Grajewski

|

GN 24/2021

publikacja 17.06.2021 00:00

30-lecie polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy skłania do pytań, w jakich obszarach jego konsekwencje są pozytywne, a gdzie nadal istnieją poważne deficyty.

Traktat o dobrym sąsiedztwie podpisali premier RP Jan Krzysztof Bielecki i kanclerz Niemiec Helmut Kohl. Traktat o dobrym sąsiedztwie podpisali premier RP Jan Krzysztof Bielecki i kanclerz Niemiec Helmut Kohl.
Grzegorz Rogiński /pap

Podpisany 17 czerwca 1991 r. w Bonn przez ministrów spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego oraz Hansa-Dietricha Genschera traktat był jedną z geopolitycznych zwrotnic, które kierowały Polskę ze Wschodu na Zachód, ze wszystkimi dalszymi tego konsekwencjami, a więc wstąpieniem do Unii Europejskiej oraz NATO – uważa dr Krzysztof Rak, dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, znawca polityki niemieckiej w XX wieku, autor m.in. książkowego bestsellera „Polska – niespełniony sojusznik Hitlera”. Po podpisanym rok wcześniej traktacie granicznym ten miał stworzyć prawne podstawy najważniejszych dziedzin współpracy polsko-niemieckiej po przełomie 1989 r. – Traktat był jednak asymetryczny, gdyż Polska występowała z pozycji słabszego partnera, któremu zależało na otwarciu drogi na Zachód – przekonuje prof. Krzysztof Miszczak, dyplomata ze stażem pracy w Niemczech, obecnie kierownik Zakładu Bezpieczeństwa Międzynarodowego w Szkole Głównej Handlowej. – Niemcy po zjednoczeniu byli najsilniejszym państwem Europy i od nich w znacznym stopniu zależało, czy uda się nam proces integracji ze Wspólnotą Europejską, jak wówczas nazywała się Unia Europejska. Jednak nie ulega wątpliwości, że w trakcie negocjacji nie byliśmy partnerem, jak się w Niemczech mówi, „na wysokości oczu” – dodaje.

Bez rozliczenia

Traktat zamykał najtragiczniejszy czas w dziejach polsko-niemieckich, czyli okres II wojny światowej, a praktycznie w ogóle do tego się nie odnosił. Dołączone są do niego jedynie dwa odrębne listy ministrów Skubiszewskiego i Genschera prezentujące odmienne punkty widzenia. Bez konkretów i zobowiązań. Niewątpliwie rządowi Krzysztofa Bieleckiego zależało przede wszystkim na tym, aby traktat był nowym otwarciem, a nie koncentrował się na rozliczaniu przeszłości. Przyczyn tego było wiele. Zdaniem dr. Raka Niemcy mieli wsparcie administracji amerykańskiej w tym, aby sprawy rozliczeń wojennych nie były częścią tego dokumentu. Dlatego strona polska nie zdołała w traktacie odnieść się do kwestii reparacji wojennych czy odszkodowań. W efekcie Niemcy do dzisiaj nie poczuwają się do materialnej odpowiedzialności za skutki II wojny światowej. W warstwie symbolicznej też nie jest najlepiej. – Niemców cechuje pewna dezynwoltura wobec pamięci o polskich ofiarach w czasie II wojny, o czym świadczy chociażby zawstydzająca dyskusja o zasadności pomnika mającego upamiętnić ofiarę Polaków w czasie wojny – ocenia dr Rak. – Ta kwestia odsuwania czy też zapominania winy, moim zdaniem, stanowi zadrę w stosunkach dwustronnych. Nie ma pamięci, nie ma rekompensaty, nie ma poczucia żalu – dodaje. Zamiast tego jest rutyna i kicz pojednania. To są negatywne konsekwencje tego, że w traktacie w ogóle nie odniesiono się do rozliczenia z historią.

Dostępne jest 23% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.