Bałkańska przestroga

Jacek Dziedzina

|

GN 23/2021

publikacja 10.06.2021 00:00

Rozpad Jugosławii to nie tylko historia. To również ciągle aktualne ostrzeżenie dla wszystkich, którzy jedność mylą z unifikacją pod dyktando najsilniejszego. Mija 30 lat od wydarzeń, które wywołały największą katastrofę w Europie po II wojnie światowej.

Bałkańska przestroga

Bałkany pozostają najchętniej wybieranym kierunkiem zagranicznych wojaży Polaków w okresie wakacyjnym. Oczywiście zdecydowanym liderem turystycznym w tym regionie jest Chorwacja, ale inne kraje dawnej Jugosławii również wzbudzają zainteresowanie rosnącej liczby podróżników. Tylko nieliczni jednak spośród korzystających z uroków adriatyckiego wybrzeża i innych atrakcji pamiętają o drodze, jaką przeszła ta część Europy pod koniec XX wieku. Akurat dwa pierwsze państwa, które najwcześniej ogłosiły niepodległość (25 czerwca 1991 r.) i wystąpiły z federacji jugosłowiańskiej, przeszły tę drogę zupełnie odmiennie: Słowenia musiała walczyć tylko przez 10 dni, Chorwacja zaś pogrążyła się w krwawej wojnie domowej, w której nie była wyłącznie ofiarą. Efekt domina, jaki wywołały deklaracje niepodległości w Lublanie i Zagrzebiu, odsłonił w brutalny sposób fikcję, na której zbudowano jugosłowiańską federację. Tłumione sztucznie przez lata narodowe aspiracje i tożsamość poszczególnych krajów, ale też wzajemne ignorowanie praw mniejszości zamieszkujących w większości z nich doprowadziły do dramatu który kosztował życie tysięcy ludzi.

Prawie pokojowo

Gdyby nie doszło do wojny, a rozpad Jugosławii dokonałby się całkowicie pokojowo, prawdopodobnie dziś wszystkie kraje dawnej federacji – lub większość z nich – byłyby członkami Unii Europejskiej. Tymczasem są nimi tylko Słowenia i Chorwacja, a kolejność ich wstępowania do UE oddaje dobrze różnicę, z jaką przebiegło ich rozstanie z Jugosławią. Słowenia już w 2004 r. wstąpiła do NATO i UE, a trzy lata później również do strefy euro i Schengen. Chorwacja dołączyła do UE dopiero w 2013 roku, za to nieco wcześniej, bo w 2009 roku, wstąpiła do NATO. Na te różnice z pewnością wpłynął fakt, że Słoweńcy pożegnali się z Jugosławią najmniej boleśnie, dzięki czemu dość szybko znaleźli się w orbicie wpływów struktur zachodnich. Dzisiejsza Słowenia nie uczestniczy specjalnie aktywnie w kluczowych sporach na forum europejskim – i to też w pewnym sensie odzwierciedla jej drogę do niepodległości: na tle pozostałych krajów – niemal bez jednego wystrzału. Słoweńcy mieli najwięcej powodów ekonomicznych, żeby uniezależnić się od Belgradu, który był stolicą całej Jugosławii. Prawdą jest, że nawet wysłana do Słowenii armia jugosłowiańska nie była wystarczająco zmotywowana, by zatrzymywać siłą odchodzącą „siostrę”. A gdy na dodatek Słoweńcy wzięli do niewoli jako zakładników kilka tysięcy jugosłowiańskich żołnierzy (wśród których dominowali Serbowie), „transakcja” okazała się łatwiejsza do zrealizowania, niż się początkowo wydawało. Belgrad szybko odpuścił sobie walkę o Lublanę i skupił się przede wszystkim na Chorwatach i Boszniakach.

Dostępne jest 30% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.