Wzrasta się na suchym chlebie

Aleksander Bańka

To chyba jeden z najbardziej „niekomfortowych” w odbiorze fragmentów Biblii. Na niektórych działa jak kubeł zimnej wody, choć w rzeczywistości nie chodzi w nim o to, aby studzić nasz duchowy zapał. Raczej stanowi dobitne odzwierciedlenie tej samej mądrości, którą wiele wieków później, prostymi słowami wyraził przy jakiejś okazji św. Ojciec Pio: Wzrasta się na suchym chlebie.

Wzrasta się na suchym chlebie

Starotestamentowa księga Mądrości Syracha. Wstęp do jej tłumaczenia w Biblii Tysiąclecia informuje, że powstała w początkach drugiego wieku przed Chrystusem, a jej autorem był doświadczony i wykształcony nauczyciel prawa, obeznany z wszelkimi tradycjami mądrościowymi. Zamierzał on dać czytelnikowi rodzaj praktycznej filozofii, łatwo stosowalnej w życiu, a opartej na tradycyjnej religijności dawnych pism Starego Testamentu i na historii Ludu Bożego. Właśnie w drugim rozdziale tej księgi czytamy następującą radę owego mędrca: „Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenie! Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy, a nie trać równowagi w czasie utrapienia! Przylgnij do Niego, a nie odstępuj, abyś był wywyższony w twoim dniu ostatnim. Przyjmij wszystko, co przyjdzie na ciebie, a w zmiennych losach utrapienia bądź wytrzymały! Bo w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu – w piecu utrapienia” (Syr 2, 1–5).

Trudno nie zwrócić uwagi na fakt, że słowem powracającym w tym fragmencie jak refren jest „utrapienie”. Co więcej, stanowi ono swoistą zapowiedź tego, co czeka wszystkich, którzy szczerze i autentycznie zamierzają służyć Panu. Czytam te słowa, myśląc o ich współczesnym kontekście. Czy trafiają do serc dzisiejszych uczniów Chrystusa? Nie bez powodu mówi się o człowieku XXI wieku, że nie potrafi odraczać nagrody, że oczekuje szybkiego sukcesu oraz intensywnych doznań, że jest często narcystyczny, skupiony na sobie, przewrażliwiony na punkcie swej wolności i komfortu. Oczywiście, to generalizacja, ale czy całkowicie bezzasadna? Nie pomylę się chyba wiele twierdząc, że istnieje wyraźne przełożenie między tego rodzaju cechami, a rozbiciem fundamentalnych relacji, w jakich funkcjonuje współczesny człowiek – chociażby takich jak więź małżeńska czy relacja z Bogiem. Dość powiedzieć, że dziś co trzecie małżeństwo się rozpada, a wielu współczesnych chrześcijan ma ogromną trudność ze stałością w wierze. Nie chcę w tym miejscu silić się na płytkie i pośpieszne diagnozy. Nie można jednak pominąć faktu, że nie da się budować trwałych, stabilnych i szczęśliwych relacji międzyludzkich bez umiejętności rezygnacji z siebie, zgody na pewien trud konfrontacji z odmiennością i słabością drugiego człowieka, czy wreszcie – bez gotowości do zakwestionowania niektórych swoich pragnień czy potrzeb. Współczesne pokolenie zwane czasami roszczeniowo-wielkościowym często takiej umiejętności nie posiada. A jak to wygląda w relacji z Bogiem?

Tu również sprawa nie jest prosta. Przyzwyczailiśmy się myśleć o Bogu jako o kimś opisywalnym za pomocą ludzkich pojęć i emocji, dającym się zamknąć w rytuałach, modlitewnych technikach, albo w sztywnych przepisach źle rozumianej tradycji. Oswoiliśmy Go sobie i przetłumaczyliśmy na nasz język, a gdy próbujemy następnie z tak „opracowanym” Bogiem wchodzić w dialog, okazuje się, że coś nie działa. Dlaczego? Bo Bóg rzeczywiście jest nieskończenie bliski, obecny przy nas i kochający, jednak w sposób tak niepojęty, tak przekraczający wszelką analogię i wszelką możliwość rozumienia, że zupełnie nieuchwytny dla naszych ograniczonych zdolności pojmowania. Mamy tylko jedno wyjście z tej sytuacji – to nie Bóg ma się dostosować do naszych wyobrażeń. To my musimy się zmieniać. Owszem, to trudne – szczególnie dla skupionego na sobie człowieka czasów współczesnych. Tym bardzie warto więc wsłuchać się w słowa Mądrości Syracha. Nie chodzi bowiem o to, że Bóg, dopuszczając utrapienia, chce się nad nami znęcać, ale o to, że tylko serce przemienione może otworzyć się na Jego autentyczne doświadczenie, unikając przy tym pomyłki, nadinterpretacji czy mirażu. Dlatego Bóg posługuje się również rozmaitymi dotykającymi nas utrapieniami. One właśnie hartują nas i przekształcają, ucząc cierpliwości, zaufania Opatrzności oraz wytrwałej wierności. Nie znaczy to, że Bóg zsyła je celowo, i że w naszym trudzie pozbawieni jesteśmy Jego bliskości. Przeciwnie, mamy jej tak wiele, że św. Jan od Krzyża mówił nawet o doświadczeniu ciemnej kontemplacji. Bóg daje nam również rozmaite pocieszenia. Mamy się nimi ładować i napełniać, aby iść dalej, bo pocieszenia są właśnie po to, aby nas umacniać. Nie one jednak dają wzrost. Wzrastamy bowiem – i o tym właśnie poucza nas ów trudny fragment biblijnej księgi – gdy z zaufaniem i w pokoju serca łamiemy się z Bogiem suchym chlebem utrapienia.