Integrują i bronią

Jakub Jałowiczor

|

GN 21/2021

publikacja 27.05.2021 00:00

Ochotnicza Straż Pożarna jest ruchem społecznym, być może największym na polskiej prowincji. Czy trzeba ją reformować?

Strażak ochotnik poprawia bocianie gniazdo w Tyrawie Wołoskiej  (woj. podkarpackie). Strażak ochotnik poprawia bocianie gniazdo w Tyrawie Wołoskiej (woj. podkarpackie).
Darek Delmanowicz /PAP

Alarm wybuchł około 15.00 – opowiada Dawid Kapinos, naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej we wsi Twierdza na Podkarpaciu. Płonął dom. Dyżurujący strażacy OSP potrzebowali 5 minut na dobiegnięcie do remizy i przebranie się. Wkrótce byli na miejscu. – Kierowca mojego zastępu jeździł do punktu czerpania wody, inni pomagali w rozbiórce nadpalonych elementów budynku. Ze względu na toksyczne substancje pracowaliśmy w aparatach ochrony układu oddechowego.

Nie było ofiar, dlatego można było skupić się na ratowaniu dobytku. Akcja jakich wiele, choć nie każde wezwanie – a zdarzają się one w Twierdzy 50–60 razy w roku – dotyczy pożaru. Niedawno do remizy przybiegła kobieta, której matka się poparzyła. OSP z Lotynia w Wielkopolsce regularnie była wzywana do wypadków drogowych. Po remoncie pobliskiej drogi krajowej kraksy się skończyły, ale trzeba jeździć do zalanych piwnic czy likwidować gniazda szerszeni. Wiosną i latem w wielu miejscach kraju strażacy ochotnicy walczą z powodziami. Oprócz tego organizują szkolenia i festyny. Także po to, by zdobyć pieniądze na sprzęt, bo funduszy zawsze brakuje.

Żeby Wojtek chciał być strażakiem

Dawid Kapinos jest z zawodu kierowcą ciężarówki. Jako 10-latek wstąpił do Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej. Lubił szkolenia z udzielania pomocy i uroczystości, na których występował w mundurze. Jednostka, którą dowodzi liczy 60 osób. Część to członkowie honorowi. Tak zwany JOT, czyli grupę strażaków mających wymagane prawem szkolenie i gotowych do akcji, tworzą 24 osoby. Rozdzielają one między siebie dyżury i czekają na sygnał od dyspozytora z Państwowej Straży Pożarnej, bo to on decyduje, czy w danej akcji będzie potrzebne wsparcie ochotników. Jeśli tak, to często oni są na miejscu pierwsi i kończą pracę ostatni, bo to OSP dostaje zadanie uprzątnięcia terenu po wypadku lub pożarze. Jak mówi naczelnik, czasem zdarzają się trzy wezwania w ciągu doby, a czasem przez parę tygodni nic się nie dzieje. Nie oznacza to, że strażacy OSP nie mają zajęć. Prowadzą szkolenia dla dzieci i młodzieży, uczestniczą też ze sztandarami w uroczystościach państwowych i kościelnych. Straż z Lotynia i innych miejscowości z Wielkopolski i Pomorza Zachodniego zyskała sławę dzięki nagraniom z rezurekcji. Zgodnie z miejscową tradycją strażacy pełnią wartę przed grobem Chrystusa, a na początku Mszy św. w widowiskowy sposób padają na ziemię. – Od Wielkiego Piątku i przez całą sobotę uczestniczymy w adoracji. Po niedzielnej procesji spotykamy się w remizie na jajeczku. Jesteśmy też na odpuście czy pasterce – mówi Konrad Kopkiewicz, naczelnik OSP Lotyń.

Dostępne jest 30% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.