Mój reportaż uczestniczący

Milena KINDZIUK

|

GN 19/2021 Otwarte

Gdy media obiegła wiadomość o trzech ogniskach indyjskiej mutacji koronawirusa w domach Sióstr Misjonarek Miłości Matki Teresy z Kalkuty (w Katowicach, Zaborowie i Warszawie), pomyślałam, że aż się prosi przy tej okazji powiedzieć ciut więcej o cichych, spracowanych zakonnicach w charakterystycznym białym sari z granatową obwódką.

Mój reportaż uczestniczący

Powróciły mi w pamięci obrazy z prowadzonego przez nie ośrodka dla bezdomnych, o którym pisałam kiedyś reportaż. Był to tzw. reportaż uczestniczący, gdyż warunkiem wejścia do tego ośrodka było włączenie się w pracę jako wolontariusz (sama dziennikarska obserwacja naruszałaby godność potrzebujących!). Dostałam więc biały fartuch, wiadro z zupą i piramidę talerzy, by usługiwać bezdomnym w czasie obiadu. To samo czyniły siostry. Drobne, chudziutkie, uginające się pod ciężarem wiader. Potem na kolanach szorowały tam ścierką podłogę, ścieliły każdemu łóżko, zmieniały pościel, prały ubrania, by po wysuszeniu oddać je właścicielom. Jak królom czy panom. By czuli się ważni i doświadczyli, że bycie człowiekiem oznacza coś wielkiego. Nawet w cierpieniu i nędzy, jak na przykład w tzw. szpitalce – czyli baraku obok noclegowni, gdzie nikt zdrowy, poza siostrami, nie ma wstępu. Bo tam oprócz biedy wkracza również choroba. Siostry zajmują się gruźlikami, leczą odmrożenia, zapalenia skóry, zwykłe przeziębienia czy zapalenie płuc. Nie brzydzą się wszy, odpadających strupów, gnijących ran. Podchodzą, podają ręce, głaszczą po ramieniu albo po głowie.

Pamiętam też mężczyznę, który nadział się na drut i miał przeciętą nogę – dziwił się, że obca kobieta chce opatrywać mu ranę. Inny bezdomny bał się położyć na łóżku. Odzwyczaił się od takiego luksusu, bo miesiąc spał na tekturze. W całym życiu, mówił, nikt nie traktował go tak dobrze jak siostry.

Ufam, że covid szybko odejdzie od zakonnic. I że nadal będą mogły wykonywać swą mrówczą, pokorną pracę, którą się nie afiszują, a która stanowi sedno istoty chrześcijaństwa. Bo przecież są one jednym z wyraźnych dowodów na to, ile dobra, często ukrytego, wypływa z ewangelicznej misji realizowanej przez cały Kościół. •