Pachnie wojną

Andrzej Grajewski

|

GN 16/2021

publikacja 22.04.2021 00:00

Rośnie napięcie wokół Ukrainy. Rosja gromadzi wojska u jej granic. Nawet jeśli to tylko demonstracja zbrojna, jej negatywne skutki dla naszego sąsiada już są widoczne.

Wojna o Donbas trwa już siedem lat i jej końca nie widać. Wojna o Donbas trwa już siedem lat i jej końca nie widać.
DAVE MUSTAINE /EPA/pap

Rosja swoje przygotowania prowadzi z ostentacją. Ciężki sprzęt jedzie w stronę Ukrainy nawet nie osłonięty plandekami, jakby komuś zależało na powiedzeniu: tak, prężymy muskuły, uderzymy albo i nie, ale bać się powinniście. Po co Rosji takie gesty? Putin ma jesienią wybory parlamentarne, których wynik nie jest oczywisty. Dotąd w sytuacjach krytycznych sukcesy militarne bądź polityczne poprawiały jego notowania w społeczeństwie. Ważny jest także aspekt międzynarodowy. Rosja od dawna mówi o potrzebie nowej Jałty, czyli wielkiej międzynarodowej konferencji, która zatwierdziłaby jej strefy wpływów, a przede wszystkim uznała Kreml za strategicznego partnera. Zamieszanie wokół Ukrainy jest dobrym pretekstem do przygotowania takiego spotkania. Chodziłoby o neutralizację Ukrainy i zamknięcie jej perspektywy wejścia do Unii Europejskiej, a z pewnością do NATO. Nie mniej ważne są koszty, jakie ponosi Ukraina, zmuszona do mobilizacji wojska, co zawsze jest kosztowne i destabilizuje sytuację wewnętrzną oraz wpływa na pozycję prezydenta Zełeńskiego. Obiecywał, że zakończy wojnę, a zamiast tego musi się szykować do odparcia nowej agresji.

Raczej test niż wojna

Na pytanie, czy możliwy jest wybuch wojny ukraińsko-rosyjskiej, dr Łukasz Adamski, wicedyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, zwraca uwagę, że ta wojna trwa nieprzerwanie od 2014 r., a obecnie możemy jedynie mówić o jej eskalacji i ewentualnej próbie zajęcia przez Rosję nowych terytoriów ukraińskich. Taki scenariusz, choć jest możliwy, nie wydaje się obecnie najbardziej prawdopodobny. – Władimir Putin raczej testuje Joego Bidena i jego administrację. Sprawdza, jak daleko się może posunąć i z jaką odpowiedzią Zachodu się spotka. Myślę, że jest to także środek nacisków na polityków ukraińskich, aby powrócili do wdrażania formatu mińskiego, a nie próbowali go zastąpić czymś innym. Putinowi nie zależy na przyłączaniu Donbasu do Rosji, ale stworzeniu tam sytuacji korzystnej dla Kremla – mówi dr Adamski. – Rosyjski prezydent rozważa być może także plan ograniczonej ofensywy na Ukrainę, której celem mogłoby być zajęcie kontrolowanych przez wojska ukraińskie części obwodu donieckiego i ługańskiego albo też uznanie za odrębne państwo tej części wschodniej Ukrainy, którą kontrolują od siedmiu lat siły rosyjskie. W wersji radykalnej może chodzić o próbę przebicia korytarza lądowego do Krymu, np. pod hasłem troski o zapewnienie dostaw wody na półwysep, aby zapobiec katastrofie humanitarnej. Jednak głównym celem Putina, moim zdaniem, jest testowanie Zachodu i jego reakcji oraz nacisk na Kijów – uważa dr Adamski. Jego zdaniem w sytuacji, gdy Rosja zgrupowała tak liczne wojsko przy granicach z Ukrainą i od wielu tygodni prowadzi kampanię nienawiści wobec państwowości ukraińskiej, może się zdarzyć, że komuś puszczą nerwy, a wówczas może nastąpić bardzo szybka eskalacja konfliktu. Jednocześnie podkreśla, że Putin nie jest politykiem podejmującym wielkie ryzyko na arenie międzynarodowej. Preferował wojny hybrydowe albo lokalne konflikty, w których miał ogromną przewagę. – Może jestem nadmiernym optymistą, ale wojny na wielką skalę nie przewiduję – mówi dr Adamski.

Dostępne jest 37% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.